Karoline Knotten, która ma za sobą całkiem udany sezon z jednym miejscem na podium, nie najlepiej będzie wspominała start okresu przygotowawczego do kolejnej zimy. Norweska biathlonistka podczas jazdy rowerem zaliczyła groźny upadek, w efekcie którego wpadła do rowu.
Do wypadku doszło w Lillehammer. 27-letnia zawodniczka udała się w raz koleżanką po fachu reprezentującą Belgię Lotte Lie, na przejażdżkę wzdłuż nabrzeża. Nagle Norweżka upadła i choć nie straciła przytomności, nie pamięta całej sytuacji.
– Skończyłam w rowie. Nie wiem, co się stało, ani jak to się stało. Po prostu nagle wylądowałam na ziemi. Potem niewiele pamiętam. Tak minęło pół godziny – powiedziała w rozmowie z NRK. – Lotte rozmawiała ze mną, ale nie pamiętam tego. Powiedziałam, że wszystko jest w porządku. Potem zdałyśmy sobie jednak sprawę, że tak nie jest – dodała.
Biathlonistka podzieliła się zdjęciami twarzy po feralnym upadku. Widać na nich, że ma otarcia na całej twarzy i założone kilka szwów pod okiem. W szpitalu okazało się także, że Norweżka doznała wstrząsu mózgu i niewielką kontuzję barku.
- Uderzenie w głowę nie powinno być powodem do żartów. Gdybym nie miała kasku, moja głowa pewnie zostałaby rozcięta na pół. Nie chcę nawet o tym myśleć - przyznała przerażona wręcz członkini czwartej sztafety igrzysk olimpijskich w Pekinie.
27-letnia zawodniczka ma nadzieję, że szybko będzie mogła wrócić do treningów. Zwłaszcza że po sezonie była zakażona koronawirusem i przejażdżka rowerowa była jej pierwszą większą aktywnością od czasu zimy.