"W naszym biathlonie prawie jak w Legii". Justyna Kowalczyk ma zrobić rewolucję

Łukasz Jachimiak
- Justyna jest osobą bezkompromisową i wiele rzeczy załatwia jednoznacznie - mówi Zbigniew Waśkiewicz, prezes Polskiego Związku Biathlonu. W olimpijski sezon Pucharu Świata nasze kadry wchodzą z dyrektor Justyną Kowalczyk i z pomocą trenera Aleksandra Wierietielnego, który ma już 74 lata, ale nie myśli o emeryturze.

W sobotę w szwedzkim Oestersundzie pierwsze starty w sezonie 2021/2022 Pucharu Świata w biathlonie - biegi indywidualne na 15 i 20 km. Czego możemy spodziewać się po reprezentantach Polski? Jakiej misji w Polskim Związku Biathlonu podjęli się Justyna Kowalczyk i Aleksander Wierietielny?

Zobacz wideo Falstart polskich skoczków w Pucharze Świata. Czy są powody do obaw?

Łukasz Jachimiak: Jaka ma być olimpijska zima dla polskiego biathlonu? Możemy marzyć o medalu na igrzyskach w Pekinie czy raczej już pracujemy z myślą o dalszej przyszłości?

Zbigniew Waśkiewicz: O oczekiwaniach możemy porozmawiać w połowie stycznia, tuż przed igrzyskami. Unikam tego, bo nie mamy takiej zawodniczki, jaką była Justyna Kowalczyk, która przez lata zawsze uchodziła za faworytkę. Nie lubię przewidywać. To nieodpowiedzialne. Nie jesteśmy taką potęgą, żeby mówić, że Monika Hojnisz-Staręga ma osiągnąć to czy tamto, a sztafeta ma być na tym czy innym miejscu. Na dziś powiem tylko, że super by było, gdyby sztafeta dziewczyn zajęła punktowane miejsce i gdyby Monika kręciła się koło medalu. Ona już zajmowała wysokie miejsce, stać ją na to.

Mówi pan o Monice, a nie mówi o Kamili Żuk. Co się dzieje z dziewczyną, która w 2018 roku zdobyła trzy medale MŚ juniorów, w tym dwa złote, i zamarzyło się nam, że na igrzyskach w 2022 roku będzie światową gwiazdą?

- Cóż, poprzednie sezony nie były dla Kamili nadzwyczajne, więc trudno teraz widzieć w niej kandydatkę do wielkich rzeczy. Oczywiście w gronie kilkudziesięciu mocnych zawodniczek ona jest. Jest dobra, może się okaże, że ten sezon będzie dla niej lepszy od poprzednich. Ale na razie nie mamy podstaw, żeby cokolwiek zapowiadać. Kamila dobrze przepracowała przygotowania, wszystko przed nią, to jeszcze ciągle młoda dziewczyna i może się rozwinąć. Ale też dobrze wiemy, że to wcale tak nie działa, że ten kto zdobywał medale w juniorach, zawsze zdobywa je również w seniorach.

Niedawno na Twitterze ktoś poprosił Tomasza Sikorę o jego prognozę dla polskiego biathlonu na igrzyska w Pekinie. Odpowiedź: "Trudno powiedzieć. W naszym biathlonie trenerzy zmieniają się prawie tak często jak w Legii, co z pewnością utrudnia rozwój młodszym zawodniczkom". Jesteśmy w takiej sytuacji, że jeden trener - Adam Kołodziejczyk - prowadzi dziś kadrę kobiet i mężczyzn?

- Tak, ale w tym nie ma nic nadzwyczajnego. Trener Tomka Sikory, Roman Bondaruk, w zasadzie też był trenerem obu naszych kadr.

Jemu pomagała żona, Nadia Biełowa. Ona prowadziła kobiety.

- A teraz jest trener Kołodziejczyk, ale jest też Agnieszka Cyl.

A dlaczego nie ma Michaela Greisa? Nie chciały z nim dłużej pracować nasze biathlotnistki czy to on chciał odejść?

- To już było omawiane, to odgrzewany kotlet. Zawodniczki i trener stwierdzili, że nie chcą ze sobą dalej pracować. Przestało być w porządku, przestali współpracować.

W polskim biathlonie nie ma już mistrza olimpijskiego Greisa, ale jest mistrzyni olimpijska Justyna Kowalczyk. Co ona może zrobić jako dyrektor sportowa federacji?

- Jako dyrektor Justyna jest zaangażowana we wszystkie nasze kadry - seniorskie i juniorskie. Bardzo mocno współpracuje z trenerami i przekazuje swoje doświadczenia. Justyna przyszła do nas pracować siedem miesięcy przed igrzyskami. Trudno w takim czasie robić jakieś rewolucje. Trzeba spokojnie dopracować do igrzysk i zobaczyć, co się dalej będzie działo. Igrzyska będą przełomem. Justyna i trener Aleksander Wierietielny już mocno pracowali z naszym zapleczem, z kadrą B. Ona się przygotowywała w Zakopanem, blisko trenera i Justyny. Wszyscy z tej współpracy są bardzo zadowoleni. A ja cenię też to, ż Justyna jest osobą bezkompromisową i wiele rzeczy załatwia jednoznacznie. Cieszymy się, że ona z nami jest, że doradza, obserwuje. A szansę zrobienia tego, co chce naprawdę zrobić, dostanie po igrzyskach.

Czyli na razie Justyna, mistrzyni biegów, próbuje poprawić bieganie biathlonistów. A wkrótce zacznie rewolucję?

- Tak, teraz Justyna i trener skupiają się na pomaganiu sportowcom w treningach. A czas na układanie wszystkiego jeszcze przyjdzie. Wiem, że Justyna zrobi to po swojemu i będzie dobrze.

Długo się już znacie, prawda?

- Znamy się z Justyną już kilkanaście lat. Już przed igrzyskami Vancouver 2010 była zawodniczką AZS-u-AWF-u Katowice i studentką uczelni, której byłem rektorem.

Od dawna próbował ją pan namówić, żeby działała w biathlonie? Po zakończeniu kariery w naturalny sposób zaangażowała się w biegi narciarskie.

- Pierwszą moją propozycję Justyna odłożyła w czasie. Natomiast za drugim razem się zgodziła. Biathlon i biegi mają wspólną podstawę, to nie są całkiem inne sporty. O strzelaniu Justyna się nie wypowiada. Wiadomo, że tu nie ma żadnych kompetencji. Ale cała teoria przygotowania fizycznego i mentalnego to jest ten sam świat. Justyna przez lata funkcjonowała na mistrzowskim poziomie. To jest dla niej chleb powszedni. I chcemy, żeby to pokazała u nas. Już korzystamy z jej doświadczeń.

Ile czasu minęło między pana pierwszą a drugą propozycją złożoną Justynie?

- Kiedy zgłosiłem się pierwszy raz, to Justyna zaczynała pracę z kadrą młodzieżową biegaczek narciarskich. Odmówiła mi, bo już się umówiła z trenerem na tamto zadanie. I już tamtym zawodniczkom obiecała, że je doprowadzi do mistrzostw świata. W ubiegłym sezonie, przed tymi mistrzostwami, ponowiłem propozycję. Justyna obiecała, że się zastanowi i po sezonie da odpowiedź. No i po sezonie przyjęła ofertę.

Zatrudniając ją wziął pan fachowca i jednocześnie kogoś, kto potrafi być dla zawodników złym policjantem? Kogoś takiego naszym biathlonistom trzeba?

- Trzeba im autorytetu. Justyna była mistrzynią, a ma też wiedzę naukową. Każdy sportowiec, który chce coś osiągnąć, chciałby mieć obok taką osobę. Z kimś takim można się w każdej sprawie skonsultować, można o wszystko zapytać. Byłem przekonany, że Justyna to absolutnie idealna osoba do współpracy z nami. Dodatkowym plusem było to, że pochodzi spoza biathlonu i spojrzy na nas inaczej, świeżym okiem.

Zauważył pan, że przy Justynie wszyscy bardziej się starają?

- Nie, ja ich nie pilnuję na treningach. Jak bywam na zgrupowaniach, to spotykam się z zawodnikami, rozmawiamy, ale nie podglądam, jak pracują.

Pytam o to, bo od biegaczek narciarskich słyszałem, że przy Justynie trzeba było się mocniej starać.

- A to trzeba by popytać naszych zawodników czy też tak mają.

A czy nasi zawodnicy mają zapewnione warunki porównywalne z tymi, jakie mają biathloniści ze ścisłej światowej czołówki?

- Oczywiście, że są różnice. My nie mamy zawodników tak mocnych, żeby dostawali najlepszy sprzęt. To nie zależy od naszego budżetu. Firmy produkujące narty najlepszy sprzęt po prostu przekazują gwiazdom. Taka niesprawiedliwość jest i w biegach, i u nas. Natomiast co do reszty, czyli co do smarowania i innego sprzętu, to nie odstajemy. Chociaż wiadomo, że trudno dorównywać Niemcom czy Norwegom, skoro oni mają o wiele większe budżety i mogą zatrudniać więcej pracowników.

O ile większe są ich budżety?

- My mamy rocznie około 1,5 mln euro na cały związek, a oni po kilka milionów euro. Trudno się porównywać, prawda?

Niestety, prawda. Na koniec wróćmy do trenera Wierietielnego - wspomniał Pan, że on też pomaga. Czyli mimo 74 lat trener jest w formie i nie w głowie mu emerytura?

- Absolutnie nie. Trener bardzo pomaga. Latem był na każdym treningu w Zakopanem i pojechał z kadrą na obóz do Obertilliach. Za chwilę, w grudniu, pojedzie z kadrą młodzieżową do Martell. Cały czas nam pomaga, doradza, wspiera trenerów. Super, bardzo się z tego cieszymy, bo trudno o większy autorytet w biegach i biathlonie niż trener Wierietielny.

A naboje znów gotuje? (Tomasz Sikora opowiadał nam kiedyś o autorskiej metodzie trenera na poprawę strzelania)

- Nic mi o tym nie wiadomo. Teraz jest szacowną postacią. Ale wciąż z wielką wiedzą i wciąż jest bardzo przydatny. Super, że z nami jest.

Więcej o: