W sobotę w szwedzkim Oestersundzie pierwsze starty w sezonie 2021/2022 Pucharu Świata w biathlonie - biegi indywidualne na 15 i 20 km. Czego możemy spodziewać się po reprezentantach Polski? Jakiej misji w Polskim Związku Biathlonu podjęli się Justyna Kowalczyk i Aleksander Wierietielny?
Zbigniew Waśkiewicz: O oczekiwaniach możemy porozmawiać w połowie stycznia, tuż przed igrzyskami. Unikam tego, bo nie mamy takiej zawodniczki, jaką była Justyna Kowalczyk, która przez lata zawsze uchodziła za faworytkę. Nie lubię przewidywać. To nieodpowiedzialne. Nie jesteśmy taką potęgą, żeby mówić, że Monika Hojnisz-Staręga ma osiągnąć to czy tamto, a sztafeta ma być na tym czy innym miejscu. Na dziś powiem tylko, że super by było, gdyby sztafeta dziewczyn zajęła punktowane miejsce i gdyby Monika kręciła się koło medalu. Ona już zajmowała wysokie miejsce, stać ją na to.
- Cóż, poprzednie sezony nie były dla Kamili nadzwyczajne, więc trudno teraz widzieć w niej kandydatkę do wielkich rzeczy. Oczywiście w gronie kilkudziesięciu mocnych zawodniczek ona jest. Jest dobra, może się okaże, że ten sezon będzie dla niej lepszy od poprzednich. Ale na razie nie mamy podstaw, żeby cokolwiek zapowiadać. Kamila dobrze przepracowała przygotowania, wszystko przed nią, to jeszcze ciągle młoda dziewczyna i może się rozwinąć. Ale też dobrze wiemy, że to wcale tak nie działa, że ten kto zdobywał medale w juniorach, zawsze zdobywa je również w seniorach.
- Tak, ale w tym nie ma nic nadzwyczajnego. Trener Tomka Sikory, Roman Bondaruk, w zasadzie też był trenerem obu naszych kadr.
- A teraz jest trener Kołodziejczyk, ale jest też Agnieszka Cyl.
- To już było omawiane, to odgrzewany kotlet. Zawodniczki i trener stwierdzili, że nie chcą ze sobą dalej pracować. Przestało być w porządku, przestali współpracować.
- Jako dyrektor Justyna jest zaangażowana we wszystkie nasze kadry - seniorskie i juniorskie. Bardzo mocno współpracuje z trenerami i przekazuje swoje doświadczenia. Justyna przyszła do nas pracować siedem miesięcy przed igrzyskami. Trudno w takim czasie robić jakieś rewolucje. Trzeba spokojnie dopracować do igrzysk i zobaczyć, co się dalej będzie działo. Igrzyska będą przełomem. Justyna i trener Aleksander Wierietielny już mocno pracowali z naszym zapleczem, z kadrą B. Ona się przygotowywała w Zakopanem, blisko trenera i Justyny. Wszyscy z tej współpracy są bardzo zadowoleni. A ja cenię też to, ż Justyna jest osobą bezkompromisową i wiele rzeczy załatwia jednoznacznie. Cieszymy się, że ona z nami jest, że doradza, obserwuje. A szansę zrobienia tego, co chce naprawdę zrobić, dostanie po igrzyskach.
- Tak, teraz Justyna i trener skupiają się na pomaganiu sportowcom w treningach. A czas na układanie wszystkiego jeszcze przyjdzie. Wiem, że Justyna zrobi to po swojemu i będzie dobrze.
- Znamy się z Justyną już kilkanaście lat. Już przed igrzyskami Vancouver 2010 była zawodniczką AZS-u-AWF-u Katowice i studentką uczelni, której byłem rektorem.
- Pierwszą moją propozycję Justyna odłożyła w czasie. Natomiast za drugim razem się zgodziła. Biathlon i biegi mają wspólną podstawę, to nie są całkiem inne sporty. O strzelaniu Justyna się nie wypowiada. Wiadomo, że tu nie ma żadnych kompetencji. Ale cała teoria przygotowania fizycznego i mentalnego to jest ten sam świat. Justyna przez lata funkcjonowała na mistrzowskim poziomie. To jest dla niej chleb powszedni. I chcemy, żeby to pokazała u nas. Już korzystamy z jej doświadczeń.
- Kiedy zgłosiłem się pierwszy raz, to Justyna zaczynała pracę z kadrą młodzieżową biegaczek narciarskich. Odmówiła mi, bo już się umówiła z trenerem na tamto zadanie. I już tamtym zawodniczkom obiecała, że je doprowadzi do mistrzostw świata. W ubiegłym sezonie, przed tymi mistrzostwami, ponowiłem propozycję. Justyna obiecała, że się zastanowi i po sezonie da odpowiedź. No i po sezonie przyjęła ofertę.
- Trzeba im autorytetu. Justyna była mistrzynią, a ma też wiedzę naukową. Każdy sportowiec, który chce coś osiągnąć, chciałby mieć obok taką osobę. Z kimś takim można się w każdej sprawie skonsultować, można o wszystko zapytać. Byłem przekonany, że Justyna to absolutnie idealna osoba do współpracy z nami. Dodatkowym plusem było to, że pochodzi spoza biathlonu i spojrzy na nas inaczej, świeżym okiem.
- Nie, ja ich nie pilnuję na treningach. Jak bywam na zgrupowaniach, to spotykam się z zawodnikami, rozmawiamy, ale nie podglądam, jak pracują.
- A to trzeba by popytać naszych zawodników czy też tak mają.
- Oczywiście, że są różnice. My nie mamy zawodników tak mocnych, żeby dostawali najlepszy sprzęt. To nie zależy od naszego budżetu. Firmy produkujące narty najlepszy sprzęt po prostu przekazują gwiazdom. Taka niesprawiedliwość jest i w biegach, i u nas. Natomiast co do reszty, czyli co do smarowania i innego sprzętu, to nie odstajemy. Chociaż wiadomo, że trudno dorównywać Niemcom czy Norwegom, skoro oni mają o wiele większe budżety i mogą zatrudniać więcej pracowników.
- My mamy rocznie około 1,5 mln euro na cały związek, a oni po kilka milionów euro. Trudno się porównywać, prawda?
- Absolutnie nie. Trener bardzo pomaga. Latem był na każdym treningu w Zakopanem i pojechał z kadrą na obóz do Obertilliach. Za chwilę, w grudniu, pojedzie z kadrą młodzieżową do Martell. Cały czas nam pomaga, doradza, wspiera trenerów. Super, bardzo się z tego cieszymy, bo trudno o większy autorytet w biegach i biathlonie niż trener Wierietielny.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Teraz jest szacowną postacią. Ale wciąż z wielką wiedzą i wciąż jest bardzo przydatny. Super, że z nami jest.