Kamila Żuk: Tak naprawdę emocje towarzyszyły mi jeszcze następnego dnia. Było to niesamowite przeżycie, chyba każdy sportowiec trenuje po to, żeby przeżywać takie właśnie momenty. Jeśli chodzi o to, czy pojawiło się uczucie „szkoda”, to właściwie ani trochę. Przed sztafetą nawet nie myślałyśmy, że ten bieg się tak poukłada. Po analizach całego sezonu i naszych startów sztafetowych chciałyśmy być w pierwszej dziesiątce. Gdyby jednak przed startem ktoś mi powiedział, że przez większość biegu będziemy w czołówce i skończymy na siódmym miejscu, to brałabym to w ciemno. Osobiście jestem zadowolona, myślę, że każda z nas zrobiła tyle, ile mogła.
Czy ja wiem, czy najważniejszy? Na pewno jeden z ważniejszych na dany moment, aczkolwiek mam za sobą swoje juniorskie medale, które na tamten moment były dla mnie równie ważne. Więc tutaj ciężko sklasyfikować, który bieg jest ważniejszy.
Może nie tyle lekcja, ale dla mnie ważny był ten bieg. Gdzieś na tych mistrzostwach świata pogubiłam się ze strzelaniem, straciłam pewność siebie. Tak więc w sztafecie chciałam sobie udowodnić, że wcześniejsze starty indywidualne były po prostu wpadką. Wiedziałam jednak też, że muszę być bardzo skupiona i nie mogę dać się rozproszyć innym zawodniczkom, które strzelają szybciej i celniej ode mnie.
Podsumowując cały sezon, śmiało mogę powiedzieć, że jestem zadowolona. Wiadomo, że było mnóstwo wzlotów i upadków, ale również dużo stabilnych startów. Chciałabym, żeby z roku na rok było tych startów coraz więcej. Ale wiem też, że czeka mnie mnóstwo pracy, bo bez odpowiedniego poświęcenia, nie będzie to możliwe.
Raczej w tym sezonie nie miałam czegoś takiego, że byłam zła na siebie, no, chyba że po startach gdzie faktycznie wiedziałam, że zawaliłam totalnie – a było kilka takich biegów. Mam względem siebie olbrzymie oczekiwania i surowo oceniam swoje występy. A jeśli chodzi o starty, gdzie były predyspozycje do świetnego wyniku – to takie biegi mnie bardziej motywowały. Wiedziałam, że wszystko jest w zasięgu ręki, wystarczy nauczyć się wykorzystywać takie szanse.
Tak, jak powiedziałam wcześniej, mam względem siebie wysokie oczekiwania i wysokie cele, które chcę osiągnąć i chyba to mnie czasami myli… Muszę nauczyć się robić wszystko krok po kroku.
Ten sezon w pewnym momencie faktycznie męczył mnie już, jeśli chodzi o mój stan zdrowia. Praktycznie cały czas czułam, że nie jestem w pełni zdrowa. Nigdy wcześniej tak nie miałam. Z reguły byłam okazem zdrowia. Wydaje mi się, że w tym sezonie był to skutek niedoleczonej choroby pod koniec okresu przygotowawczego. A wiadomo, że choroba niewyleczona raz, a porządnie, potrafi się ciągnąć cały czas.
Chyba nie! Jestem zadowolona z planu treningowego trenera Greisa i, jak było widać, forma biegowa była stabilna. Utrzymywała się przez większość sezonu. Myślę, że kontynuacja pracy, pomoże rozwinąć mi się jeszcze bardziej.
Nie ma co się teraz zastanawiać, jak to dalej będzie. Dla nas jest to okres roztrenowania i odpoczynku, więc teraz praktycznie nic nie tracimy. Przygotowania zaczynamy dopiero w maju, więc mam nadzieję, że do tego czasu wszystko się uspokoi i będziemy mogli spokojnie zacząć prace do kolejnego sezonu.
Wtedy Kamila Żuk chciałaby być kimś, kto liczy się nie tylko w polskim sporcie, ale i na świecie. Wiadomo, że będzie to rok olimpijski, a marzenia są w dalszym ciągu do zrealizowania. A jak będzie, to już zobaczymy.
Więcej o sportach zimowych przeczytasz na sportsinwinter.pl.