W piątek w szwedzkim Oestersund rozpoczyna się nowy sezon Pucharu Świata w biathlonie. Polscy kibice wiążą duże nadzieje z występami 22-letniej Kamili Żuk, którą Tomasz Sikora w rozmowie ze Sport.pl nazwał "największym talentem w historii polskiego biathlonu".
Kamila Żuk: Troszkę z niepewnością. Czuje się zmęczona, niegotowa jeszcze na sezon. Mam nadzieję, że ze startu na start będzie coraz lepiej. Zamierzeniem trenera było, żeby do formy dojść startami, a nie żeby już od początku ruszyć mocno w sezon. Dla nas priorytetem będą mistrzostwa świata, do których zostało jeszcze trochę czasu [12-23 lutego - przyp. red.]. Z drugiej strony jestem już podekscytowana, że sezon zaraz ruszy. W końcu zaczniemy rywalizację, na co wszystkie czekamy.
- Tak, zdecydowanie. Cały sezon przygotowawczy był bardzo intensywny. Tak ciężkich treningów przed sezonem zimowym jeszcze nie miałam. W porównaniu z poprzednimi latami treningów było teraz więcej i były cięższe. Jestem zmęczona, ale mam zaufanie do trenera. Wierzę, że dzięki temu przyjdą dobre wyniki. Startujemy zmotywowane, ze świeżą głową.
- W zeszłym roku trenerka Nadia Biłowa stwierdziła, że jestem za mało dynamiczną zawodniczką i że poprzez skrócenie długości kijów sprawi, że będę biegać bardziej dynamicznie. Niestety tak się nie stało. Jestem zawodniczką, która biega typowo siłowo. Zawsze się śmieje, że jakby mi ktoś zabrał kije, to ugrzęznę, ale jeśli by zabrano narty, to i tak pobiegnę, bo biegam właśnie na tych rękach. Kiedyś już biegałam na dłuższych kijach. Wyglądało to tak, jakbym poruszała się w trybie slow motion, ale czasowo było lepiej. Mam nadzieje, że teraz też tak będzie.
- Jest bardzo wymagający. Trenowałyśmy bardzo intensywnie na zgrupowaniach, jak i w domu. Trener wychodzi z założenia, że w domu powinno się trenować nawet ciężej niż na obozach. Co jednak ważne, poza treningami można z nim normalnie porozmawiać. Docenia rodzinę i nasze życie prywatne. Daje nam pewne pole zaufania. Jesteśmy już na takim poziomie, że każda z nas wie, co chce osiągnąć, po co trenuje. Nie trzeba nas prowadzić za rękę jak dzieci i ze wszystkim pilnować. Brakowało nam wcześniej takiego zaufania od trenera.
- Bardziej ekscytację. Jako zawodnik osiągnął niewyobrażalnie dużo. Każda z nas jak na razie może tylko pomarzyć o takich wynikach. Traktujemy go jak wzór, do którego chcemy dążyć. Mamy niesamowitą szansę rozwoju przy nim. Trener Michael próbuje nam przekazać wszystko to, czego się nauczył jako zawodnik. Ma ogromne doświadczenie, wiedzę. Nic tylko czerpać z tego jak najwięcej się da.
- Z tym jest niestety różnie. Mam momenty, gdy czuje się bardzo stabilnie na strzelnicy. Tak było podczas okresu przygotowawczego. Byłam pewna na strzelnicy, nie miałam obaw. Potem znowu pojawił się problem, gorszy moment. Nie wychodziło mi, kombinowałam i sama sobie komplikowałam zadanie. Z moim strzelaniem jest raz lepiej, raz gorzej. Z nowym trenerem bardzo dużo strzelamy i przykładamy do tego uwagi. Wykonałam sporą pracę z karabinem i chciałabym zobaczyć zimą tego rezultaty. Mam nadzieje, że będę strzelała stabilniej.
- Czasami mam takie myśli, by spróbować sił na mistrzostwach Polski. Jeszcze tego nie uczyniłam, ale kto wie? Chciałabym się też sprawdzić w biegach amatorskich. Nigdy bym jednak nie zamieniła biathlonu na biegi.
- Jest mi niezmiernie miło słyszeć takie słowa od trenera Tomasza Sikory. Nie powiem, trochę mi to pochlebia. Aczkolwiek z tego powodu nie czuję żadnej presji. Mam ogromny dług wdzięczności wobec trenera, bo pomógł mi dostać się do kadry. To on mnie zauważył z całego tłumu biathlonistek. Dał mi szansę, dostrzegł we mnie potencjał. Chce to teraz wykorzystać i spełnić oczekiwania.
- Nigdy mi to nie przeszkadzało. Po tych pierwszych sukcesach rzeczywiście zrobiło się o mnie głośno, ale starałam się tym nie nakręcać. Unikałam czytania o sobie, wolałam patrzeć na to z dystansem. Nie ciągnie mnie do tego, by być w centrum uwagi. Wolę swój mały świat. Mam też świadomość, że gdy wyników nie będzie, to nikt nie będzie o mnie pisał, bo tak wygląda rzeczywistość w sporcie.
- Nie jest to łatwe, bo my polscy biathloniści około 200 dni w roku spędzamy poza Polską. Trenujemy na innych trasach, szukamy śniegu. Ciężko to pogodzić z uczelnią. Najwięcej czasu na naukę jest w okresie kwiecień – czerwiec. Wtedy staram się wszystko nadrabiać na studiach.
- Na pewno chciałabym uzyskać stabilność na strzelnicy. Myślę o 90% celności na koniec sezonu. Nie mam oczekiwań co do miejsc w poszczególnych zawodach, ale chciałabym żeby było dużo lepiej niż w poprzednim sezonie. Wówczas szło mi marnie, oprócz występów w Soldier Hollow, gdzie byłam szósta i ósma. Liczę, że teraz będzie lepiej – także w drużynie, w której chciałabym, żebyśmy powalczyły z dziewczynami o coś więcej niż samo miejsce w pierwszej dziesiątce.