Polska potęgą? "Z nowym trenerem nasze biathlonistki mogą być na poziomie polskich skoczków"

Nowym trenerem polskich biathlonistek jest Michael Greis, legenda tej dyscypliny. - Kobiecy biathlon może być w najbliższych latach na poziomie naszych skoków - przewiduje Tomasz Sikora, były mistrz świata w biathlonie.

Dominik Senkowski: Za dwa tygodnie rusza w Oestersund nowy sezon Pucharu Świata w biathlonie. Polscy kibice duże nadzieje wiążą z osobą Michaela Greisa, który został trenerem naszych biathlonistek. Słusznie?

Tomasz Sikora: Myślę, że zdecydowanie tak. Michael jest bardzo zaangażowany. To profesjonalista w każdym calu. Obserwuję nasze zawodniczki w mediach społecznościowych i zauważyłem już kilka zmian na plus w ich przygotowaniu do sezonu.

Kamil Stoch zdradził, co musiał poprawić przed nowym sezonem zimowym:

Zobacz wideo

Jakie to zmiany?

- Np. Kamila Żuk wróciła do dłuższych kijów. Uważam, że powinna z nich korzystać, bo bardzo dobrze pracuje górnymi partiami mięśni i z takimi kijami w przeszłości dobrze jej szło w biegu. Latem wróciła do nich na lodowcu i myślę, że dzięki temu zrobi duży postęp. Nowy trener uznał także, że warto jeździć na przygotowania z męską ekipą. Twierdzi, że to tworzy atmosferę w drużynie, by razem się przygotowywać i w sezonie razem jeździć na kolejne zawody. To też dobry znak, że chce poznać całe nasze środowisko biathlonowe.

Jakim trenerem jest Greis? Wiemy, że pracował m.in. z kadrą Stanów Zjednoczonych i jak na szkoleniowca jest dość młody - 43 lata.

- Wiek to jego atut. Współpracował z kilkoma reprezentacjami, więc pewne doświadczenie już zebrał. My zaś mamy w nadchodzącym sezonie bardzo odmłodzoną kadrę. Będą dwie doświadczone zawodniczki - Monika Hojnisz-Staręga i Magdalena Gwizdoń. Pozostałe dziewczyny są bardzo młode: Kinga Zbylut, Kamila Żuk i Joanna Jakieła. Michael biega aktywnie na nartach , może tym młodszym bardzo pomóc pod względem techniki.

Od drużyn, które prowadził, słyszałem, że jest bardzo wymagający na treningach, a poza nimi można z nim fajnie porozmawiać. Jest czas na ciężką pracę i na luz, a często tego w naszej reprezentacji brakowało. Nowy trener prowadzi bardzo sportowy tryb życia i wiem, że w poprzednich ekipach nie wszyscy potrafili się do tego dostosować.

Był pan zaskoczony, że Greis zdecydował się u nas pracować? To wciąż bardzo znana postać w biathlonie.

- Nie byłem zaskoczony, bo dla takiego szkoleniowca, jak Michael, reprezentacja na takim poziomie, jak nasz jest chyba najbardziej odpowiednia. On stopniowo wchodzi w pracę trenera. Jest zaangażowany na 100% w naszą drużynę, bo chce osiągnąć z Polkami dobry wynik, by budować sobie reputację w świecie biathlonu. W przyszłości pewnie myśli o pracy z tymi najlepszymi ekipami, na czym obecnie będziemy korzystać trenując z nim. Korzyści z tej współpracy będą miały obie strony.

Od maja nie jest pan już trenerem naszej młodzieżowej kadry w biatlonie. A czy w jakiejś innej formie współpracuje pan obecnie z Polskim Związkiem Biathlonu?

- Na razie nie. Zamierzam trochę odejść od biathlonu. Odciąć tę pępowinę, do której byłem przywiązany przez prawie całe życie.

A nie będzie pana ciągnęło do biathlonu?

- Mam świadomość, że może tak być. Oczywiście cały czas się tym interesuję, śledzę, obserwuję co się dzieje, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Nie da się tak od tego odejść. Niemniej praca w roli trenera wiąże się z wieloma wyjazdami, a z nich chciałbym na ten moment zrezygnować. W Polsce nie mamy niestety infrastruktury, żeby móc się odpowiednio przygotowywać, co powoduje konieczność wyjazdów zagranicznych - w ciągu roku przez 200-250 dni. Jestem tym już trochę zmęczony i dlatego postanowiłem odejść od pracy przy biathlonie.

Trenował pan Kamilę Żuk i mówił, że ma największy talent w historii naszego biathlonu. Co trzeba zrobić, by go w pełni wykorzystała?

- Mam podstawy, by tak uważać, bo to ja dostrzegłem jej talent i zabrałem ją do kadry młodzieżowej. Były głosy przeciwne, by dać szansę komuś innemu, ale wierzyłem w nią. Kamila straciła trochę poprzedni sezon. Była dwa razy w pierwszej dziesiątce, co jak na jej możliwości, to za mało. Jestem pewien, że w nadchodzącym sezonie stanie już na podium i udowodni, że będzie zawodniczką, która w przyszłości powalczy o czołowe miejsca w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Jestem praktycznie  pewien, że w najbliższych miesiącach znajdzie się pierwszy raz na podium.

Kamila to przykład idealnej zawodniczki do pracy dla trenera. Jest bardzo zaangażowana, łatwo z nią nawiązać kontakt. Jest inteligentna, oprócz sportu miała także dobre wyniki w nauce. W poprzednim sezonie mogło jej przeszkadzać to, że po mistrzostwach świata juniorów, gdy była najszybszą biegaczką, pojawiło się duże zainteresowanie jej osobą i być może nie była jeszcze na to gotowa. Myślę, że ma to już za sobą. Michael też jej pomoże, bo w karierze przechodził różne etapy i wie, jak się odnaleźć w każdej sytuacji. Dla mnie najważniejsze, że jest ukierunkowana na biathlon.

Dużo mówimy o biathlonistkach, ale są też biathloniści, którym po zakończeniu przez pana kariery wiedzie się dużo gorzej niż paniom. Dlaczego?

- To trudny temat i nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Pamiętam, że gdy jeszcze startowałem, to co roku dostawałem od dziennikarzy pytania, co z resztą chłopaków. Mamy utalentowanych młodych zawodników, ale są jeszcze na granicy juniora młodszego i juniora. Mają dużo czasu, mam nadzieję, że po drodze nie pogubią się.

Czy biathlon może kiedyś zbliżyć się do skoków narciarskich w naszym kraju?

- Jeśli mówimy o popularności, to pewnie będzie ciężko. Jednak pod względem wyników uważam, że kobiecy biathlon może być w najbliższych latach na poziomie naszych skoków. Oczywiście jeśli wszystko ułoży się idealnie, a pod wodzą nowego trenera Greisa nasze zawodniczki będą stale czynić postępy. Wtedy polskie biathlonistki mogą być non stop w czołówce, jak polscy skoczkowie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.