Hojnisz to siódma zawodniczka klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Do Oestersund przyjechała z medalowymi aspiracjami. Niestety, główną imprezę swojego najlepszego sezonu w karierze zaczęła źle. W piątek w sprincie była dopiero 34., a na starcie niedzielnego biegu pościgowego nie stanęła z powodu przeziębienia.
Słabo wypadła też Kamila Żuk. Dwukrotna mistrzyni świata juniorek w dwóch ostatnich startach Pucharu Świata przed mistrzostwami była szósta i ósma, a dwa pierwsze starty w Oestersund ukończyła na 46. i 36. pozycji.
We wtorek w gronie 95 zawodniczek zgłoszonych do biegu indywidualnego (15 km z czterema strzelaniami, gdzie za każdy strzał niecelny dolicza się minutę do uzyskanego czasu) Hojnisz zobaczymy z numerem 32, Żuk z numerem 62, a później – z numerami 84 i 85 – wystąpią jeszcze dwie Polki: Kinga Zbylut i Karolina Pitoń.
Nadia Biełowa: W poniedziałek rano Monika poczuła się lepiej. Nie miała już podwyższonej temperatury, była na treningu. Po nim mówiła, że czuje się dobrze. Nie bardzo dobrze, ale dobrze. Zdecydowaliśmy więc, że będzie startowała we wtorek. Ale we wtorek jeszcze raz będzie badana. Ustaliliśmy, że krótko przed startem lekarz ją obejrzy i dopiero wtedy wszystko będzie wiadomo na 100 procent. W każdym razie ja liczę, że będzie startowała. W poniedziałek według mnie wyglądała dobrze. Poza tym ona bardzo chce startować.
- Po sprincie mówiła, że dziwnie się na trasie czuła. No i wieczór po biegu miała zły. Było widać, że jest osłabiona, wolniej niż zwykle się regenerowała. Podwyższonej temperatury jeszcze wtedy nie miała, zastanawialiśmy się czy może nie jest tak, że większe zmęczenie czuje przez problemy, jakie mieliśmy z przygotowaniem nart. Ale późnym wieczorem poczuła się jeszcze gorzej, a rano miała lekką gorączkę.
- Na szczęście nie był potrzebny. Monika miała temperaturę trochę powyżej 37 stopni, dużej gorączki nie miała.
- Nawet nie chodziło o posmarowanie, tylko coś nie pasowało ze strukturami na nartach. Ale chłopcy zrobili analizę i już teraz powinno być dobrze.
- Czasy na treningach robionych przed mistrzostwami świata były dużo lepsze. Wszystkie dziewczyny czuły się w przygotowaniach bardzo dobrze. A w tu w sprincie to był dla mnie szok, że Monika i Kamila Żuk w biegu przegrały z najlepszymi aż tyle. Tak sobie liczę, że w sprincie to one – na tyle na ile są przygotowane, a ja je znam, widzę co teraz potrafią, rozmawiam z nimi, analizuję ich pracę – to Monika powinna być w pierwszej „10”, a Kamila w pierwszej „30”. To na pewno. I pozostałe dziewczyny tak samo. Monika nie czuła się super, to oczywiście miało znaczenie, ale i tak powinna być dużo, dużo wyżej niż na 34. miejscu. Nie wyszło, a że to był sprint, to za nim od razu idzie bieg pościgowy, czyli przez jeden nieudany start nieudany jest i drugi. Żal, że to się nam tak ułożyło.
- Absolutnie się nie poddają. Oczywiście dużo rozmawiamy. I wszystkie dziewczyny rozumieją, że jeszcze mają swoje szanse, żeby pokazać, że są dużo lepsze niż były w pierwszych startach. Jeszcze jest bieg długi, jest pojedyncza sztafeta, normalna sztafeta, jest bieg masowy, w którym pewna startu jest Monika. Jest dość startów, żeby się pokazać. Oczywiście zaraz po sprincie dziewczyny były załamane. Nikt z nas się nie spodziewał takich wyników. Ani dziewczyny, ani ja, ani nikt z zespołu. Po tamtym starcie wszyscy z grupy coś pomogli wnieść, coś dziewczynom próbowali powiedzieć, żeby one nie przestały w siebie wierzyć. Trzeba było je podbudować, przekonać, że to nie koniec, że jeszcze będą starty, w których one powalczą o bardzo dobre wyniki.
- Muszę powiedzieć uczciwie, że o podium będzie trudno. Oczywiście jak Monice wyjdzie strzelanie, to może powalczyć. Ale liczę na „dziesiątkę”, o podium nie myślę. To dlatego, że Monika nie startowała w biegu pościgowym i trudno mi powiedzieć, jak przez przeziębienie wytrzyma biegowo. Na treningu w poniedziałek czuła się dużo lepiej niż w sprincie. Do tego ona bardzo chce. Ja też bardzo chcę. Ale trzeba pamiętać, że tak naprawdę do ostatniej chwili nawet nie wiemy czy Monika wystartuje. Gdyby znów miała podwyższoną temperaturę, to jej nie zgłosimy. Ale wierzymy, że wszystko będzie w porządku i że Monika powalczy. Była bardzo zmartwiona, że po nieudanym sprincie nie wystartuje w biegu pościgowym. Bardzo chciała gonić czołówkę, pokazać, że jest gotowa powalczyć, awansować o wiele miejsc, chciała też pokazać dobre strzelanie. Ale warunki były złe, bo bardzo mocno wiało i padał śnieg, więc tym bardziej nie można było ryzykować pogłębienia choroby. Gdyby to był ostatni dzień mistrzostw, to podjęlibyśmy inną decyzję. A tak byłoby niemądrze ryzykować, kiedy jeszcze zostało wiele startów.
- Będzie wiało jak zawsze. A najgorzej, że tutaj wiatr nigdy nie jest stabilny. On na chwilę cichnie, zaraz bardzo mocno podwiewa z lewa, żeby za moment zawiać jeszcze mocniej z prawa. Ten wiatr szarpie, strzelanie jest bardzo trudne. Może być tak, że jeden zawodnik strzeli na zero, a następny po minucie będzie miał trzy-cztery pudła. W Oestersund zawsze tak było. Jeszcze kiedy ja tu startowałam, to nie pamiętam, żeby zdarzyło się, że jest całkiem cicho. Będzie trzeba liczyć nie tylko na swoją siłę i pewność, ale też na szczęście. Bo jak komuś zawieje na trzy-cztery niecelne strzały, to w biegu indywidualnym zamieni się to na trzy-cztery karne minuty i już będzie po szansie na dobry wynik. Ale ja dziewczynom powtarzam jedno: co by się nie stało, walka musi być do końca, o każdą pozycję, o każdą sekundę. Trzeba sobie wyrabiać charakter, walczyć w różnych warunkach, budować się na igrzyska olimpijskie w Pekinie. To dotyczy szczególnie mniej doświadczonych Kamili Żuk i Kingi Zbylut. Ale wszyscy mamy nadzieję, że tu zrobimy dobre wyniki. Sezon mamy udany, szkoda by było tego nie pokazać na mistrzostwach.