Biathlon. Tomasz Sikora: Kamila Żuk to największy talent w naszej historii

- Powiedziałem kiedyś, że to jest największy talent, jaki w polskim biathlonie się pojawił i to podtrzymuję - mówi wicemistrz olimpijski oraz mistrz i wicemistrz świata w tym sporcie, Tomasz Sikora. O kim? O 21-letniej Kamili Żuk, która choć wciąż jest juniorką, już może powalczyć ze światową czołówką. W czwartek biathlonistki rozpoczną sezon Pucharu Świata biegiem indywidualnym na 15 km w Pokljuce.

Łukasz Jachimiak: „Jako piąta zawodniczka do Korei pojechała Kamila Żuk. Te igrzyska to dla niej nauka, ale proponuję zapamiętać to imię i nazwisko!” – tak mówił mi Pan w lutym, przed startem igrzysk w Pjongczangu. Po nich na mistrzostwach świata juniorów Żuk zdobyła dwa medale złote i jeden srebrny, a w Pucharze Świata zapunktowała pierwszy raz w karierze. Czego możemy oczekiwać od niej w tym sezonie? Jest jeszcze za młoda na wygrywanie albo chociaż miejsca w czołowej „10” czy nie?

Tomasz Sikora: Wydaje mi się, że jednak jest jeszcze za młoda na to, żeby regularnie gościć w „10”, ale nie jest wykluczone, że kilka razy w tym sezonie może się zakręcić w jej okolicach. Kamila co roku robi postęp biegowy i przy udanym strzelaniu powinna plasować się właśnie w tych okolicach.

Szczególne szanse na taki wynik ma w jakiejś konkretnej konkurencji czy już jest wszechstronna?

- Na razie zdecydowanie najlepszy jest dla niej sprint, gdzie są tylko dwa strzelania. Ale minie rok-dwa i będzie bardzo uniwersalną zawodniczką.

Jeszcze niepewnie strzela?

- Tak. Wiemy, że w najbliższych latach zrobi duży postęp strzelecki. Teraz to jest jeszcze niemożliwe, dlatego korzystniejsze będą dla niej starty, w których będą tylko dwa strzelania, a nie cztery. Biegowo prezentuje się już dobrze. Latem biegała na poziomie naprawdę solidnych zawodniczek ze światowej czołówki. To jest dziewczyna, która cały czas się rozwija i cały czas będzie robić postępy, więc już w tym sezonie może nas bardzo przyjemnie zaskoczyć. Nie chcę mówić o jakichś rewelacyjnych miejscach, ale wierzę, że ta dziewczyna to jest właśnie to, na co polski biathlon czeka.

Po juniorskich MŚ na pewno wielu kibiców uwierzyło, że Żuk może w przyszłości wiele wygrać. Pan już przed Pjongczangiem myślał sobie, że na przykład następne igrzyska – w 2022 roku w Pekinie – mogą być jej popisem?

- Ja już po pół roku pracy z Kamilą mogłem powiedzieć, że radzę ją zapamiętać. To ja ją wyciągnąłem z klubu. Było tam kilka zawodniczek o bardzo zbliżonym poziomie, ale Kamila mnie przekonała, bo poczułem, że ona ma największy potencjał. I już po pół roku pracy z nią, widząc jak wielkie robi postępy, powiedziałbym każdemu, kto by mnie zapytał, że ona zrobi karierę. Oczywiście trudno było uznać, że w aż tak szybkim tempie będzie się rozwijać, ale już wtedy można było zauważyć, że potencjał ma ogromny.

Jak się ocenia talent? Znalazł Pan nastoletnią dziewczynę i zauważył szczególną technikę biegania na nartach, wyjątkową waleczność, zawziętość?

- Kiedy znalazłem Kamilę, miała 16 lat. I chyba zawziętość było widać najbardziej. Przypominam sobie, jak ją wziąłem na pierwsze zgrupowanie. Wszyscy zaczęli okres przygotowawczy w maju, a ona dołączyła do grupy później, już nie pamiętam, w jakim miesiącu, ale miała zaległości. Pewnego dnia był bardzo ciężki trening, a Kamila chciała wszystkim dorównać. W połowie trasy tak mocno ją odcięło, że nie dała rady już kroku zrobić. Mimo to chciała ten trening dokończyć. Skończyło się płaczem i tłumaczeniem, że to jeszcze nie ten czas, ale wszystko będzie dobrze. Ta sytuacja pokazała, jaki Kamila ma charakter, że od razu chce biegać równo z najlepszymi w reprezentacji. Powiedziałem kiedyś, że to jest największy talent, jaki w polskim biathlonie się pojawił i to podtrzymuję.

Pan nie miał aż takiego talentu?

- Hmm… Ciężko powiedzieć, bo to były inne czasy. Teraz jest talent, a dodatkowo są warunki treningowe, które Polski Związek Biathlonu zapewnia. Ja to dodaję do talentu, bo dzięki temu ktoś swój talent może lepiej wykorzystać. Mnie jest ciężko określić własny talent. Nie wiem, ile się wzięło z niego, a ile z pracy. Ale o Kamilę się nie boję, bo ona ma i wielki talent, i jest bardzo pracowita. Z nią się bardzo łatwo pracuje, bo Kamila wykonuje to, co mówi trener. Jest z nią bardzo dobry kontakt, ona nie zrobi ani kroku na własny rachunek, bardzo wierzy swoim szkoleniowcom. To jest bardzo fajne, bo dzięki temu trener wie, co się z nią dzieje, po rozmowach i analizach wie, co trzeba robić dalej, jakie korekty wprowadzać w trening. To jest naprawdę świetna zawodniczka do prowadzenia.

Żuk ma 21 lat, więc pewnie wielu kibiców pomyśli, że wcale nie jest taka młoda, bo we współczesnym sporcie wielkie sukcesy osiągają już nastolatkowie. Chyba trzeba więc podkreślić, że nie w dyscyplinach wytrzymałościowych? Pamiętam, że kiedy Therese Johaug zaczęła stawać na podium jako 19-latka, to wzbudziła sensację.

- Zgadza się. A biathlon jest jeszcze trudniejszy od biegów. W tym roku kongres zatwierdził przedłużenie wieku juniorskiego o rok, Kamila będzie więc mogła jeszcze raz startować w juniorskich mistrzostwach świata. Biathlon to sport wytrzymałościowy, w którym dodatkowym utrudnieniem jest bieganie z karabinem [ważącym 3,5 kg] na plecach. W biegach zawodnik dźwiga tylko ciężar swojego ciała, w biathlonie ten karabin jednak ciąży. Dobrze, że światowa federacja podchodzi do sprawy rozsądnie i nie chce zbyt wcześnie zniszczyć zdrowia młodych zawodników.

Kiedy mówił Pan, że Żuk może bywać w czołowej „10”, ale raczej jeszcze nie będzie potrafiła być w niej regularnie, to przypomniał mi się cytat z Moniki Hojnisz wybity na stronie Polskiego Związku Biathlonu. „Jednorazowe wyskoki formy już mnie nie satysfakcjonują” – mówi brązowa medalistka mistrzostw świata z 2013 roku. Czy ją stać na stałe miejsce w Top 10 Pucharu Świata?

- Powiem szczerze: nie do końca rozumiem, dlaczego ona nie gościła regularnie w czołówce. Dla mnie to zawodniczka z wielkim talentem, z takim potencjałem, że co roku powinna być w najlepszej „10” klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Dlaczego nie była? To wielka niewiadoma. Robiliśmy przeróżne analizy, ale odpowiedzi nie znaleźliśmy.

Nową trenerką kadry została Nadia Biełowa. Trenerka chyba surowa, znająca już nasze realia i znana naszym zawodniczkom, Panu również, bo towarzyszyła Romanowi Bondarukowi, kiedy on Pana prowadził. Biełowa może pomóc Hojnisz wejść na wyższy poziom?

- Trenerka Nadia jest surowa, ale jest też bardzo dobrym obserwatorem. Kiedy trenowałem z trenerem Bondarukiem, to bardzo często podchodziłem do trenerki Nadii, gdy potrzebowałem jakiejś pomocy technicznej, kiedy wiedziałem, że coś jest nie tak. I zawsze dostawałem od niej odpowiedź. Obserwowała mnie dzień-dwa i dostawałem fajną radę. Myślę, że jej praca z Hojnisz może dać bardzo dobre efekty. I z całą kadrą. Na ten sezon składa się wiele czynników – po pierwsze zmiana trenerów, dalej: zmiana sposobu pracy, zmiana miejsc tej pracy, bo trochę kadra pokombinowała ze zgrupowaniami. Na mnie zawsze takie zmiany korzystnie wpływały. A bardzo duże, pozytywne znaczenie powinno też mieć odmłodzenie ekipy. Powiew świeżości się przyda po tym, jak się przez 10 czy nawet 12 lat jeździło tą samą ekipą. Po pewnym czasie ludzi dopada znużenie związane ciągłym przebywaniem razem w gronie 10 czy 12 osób. Te osoby spotyka się codziennie na śniadaniu, obiedzie, kolacji, na treningu, to się może znudzić. Dobrze, że ekipa jest mocno przewietrzona, na pewno jest duży powiew świeżości i na pewno jest o wiele weselej, bo jest dużo młodych zawodniczek, a wiadomo, że młodość to jest radość. Pewnie jeszcze nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że są w wielkim sporcie. I to jest bardzo pozytywne. Na Monikę to się może przenieść. Być może ona znowu złapie radość i zamiast mocnego chciejstwa będzie z biathlonu czerpać przyjemność.

Czy zmiany na plus dotyczą też kwestii sprzętowych? Współpracujemy z ośrodkami naukowymi, mamy wszystko dopracowane tak jak najlepsi, czy nie mamy szans pod tym względem zbliżyć się do bogatszych kadr np. Niemiec i Norwegii?

- Na pewno możemy powiedzieć, że ekipa kobiet ma bardzo dobry sprzęt. One od wielu lat są równą ekipą. Wszystkie dziewczyny biegają na nartach firmy Fischer. Człowiek, który odpowiada za kontakty z zawodnikami polubił tę naszą kadrę, ma z dziewczynami bardzo dobre relacje. Rzadko się zdarza, żeby wszystkie zawodniczki z jednej kadry jeździły na nartach tego samego producenta, a nasze dziewczyny przez lata dostawały dobre narty, które im zostawały, a co roku otrzymywały jeszcze po ileś par nowych nart. Pod tym względem na pewno nie odstajemy od światowej czołówki. I tak naprawdę ciężko znaleźć coś, do czego można by się było przyczepić. Polski Związek Biathlonu bardzo mocno współpracuje z AWF-em w Katowicach. Od kilku lat ta współpraca jest bardzo ścisła. Nie tylko korzystamy tam z badań, ale też z porad dietetyków i fizjologów. Nie możemy na siłę szukać minusów. Jesteśmy na poziomie czołówki światowej.

Najtrudniejsze pytanie na koniec. Wiem, że Pan go nie lubi.

- Już wiem o co chce pan pytać. Jeszcze kiedy byłem zawodnikiem, pytano mnie, kiedy jakiś inny biathlonista z Polski będzie startował na dobrym poziomie. Wtedy mówiłem, że mam nadzieję, że już w tym roku ktoś się pokaże. I tak co roku to samo mówiłem, a kiedy już to wypowiedziałem, to myślałem sobie: „Boże, co ty gadasz?!”. Ale i tak zawsze będę wierzył, że chłopaki w końcu się obudzą. Im jest trochę trudniej niż dziewczynom. To nie są zawodnicy, którzy walczą o miejsca w „10” Pucharu Świata i tu sprzęt może minimalnie odstawać od czołówki, choć nasz serwis stara się to dociągnąć. Ale wiadomo, że firmy rozdają narty od góry, najlepsze dają najlepszym zawodnikom. W każdym razie oczywiście to nie jest główny problem. Jest nim to, że w głowach zawodników już się zakorzeniło, że pewną poprzeczkę mają bardzo trudno przeskoczyć. I dopóki któryś z nich tego nie zrobi, to będzie im ciężko. Mam nadzieję, że w tym sezonie któryś z nich po prostu pokaże, że można, że jakiś start któremuś wypali i to będzie bodziec dla wszystkich. Nikt nie liczy, że oni będą wygrywać Puchary Świata, ale gdyby ktoś regularnie punktował, to by już naprawdę była fajna sprawa.

Więcej o: