Turniej Czterech Skoczni nie dla kobiet. "Zasługujemy na ten turniej"

- Zasługujemy na Turniej Czterech Skoczni. Najlepiej zintegrowany z męskim - mówi na łamach dziennika "Bild" Carina Vogt, mistrzyni olimpijska i dwukrotna mistrzyni świata. Niestety, Oberstdorf, Garmisch-Partenkirchen, Innsbruck i Bischofshofen nie robią nic, by zorganizować rywalizację kobiet. I mają łatwe usprawiedliwienie: wszystkie skocznie imprezy są dla pań za duże. - To za łatwe usprawiedliwienie - mówi nam Agnieszka Baczkowska z FIS

Od 1953 roku rozegrano 65 Turniejów Czterech Skoczni, niemiecko-austriacka impreza od zawsze jest jednym z najważniejszych punktów sezonu. Na przełomie grudnia 2017 i stycznia 2018 roku panowie znów będą startować w świetnie zorganizowanych zawodach, a paniom będzie się dłużył trzytygodniowy czas bez startów. Taką przerwę będą miały już po drugim weekendzie swojego Pucharu Świata. Jego siódmy sezon zaczną 1 grudnia w Lillehammer, dwa tygodnie później spotkają się z Hinterzarten, a po raz ostatni w tym roku będą walczyły o punkty 17 grudnia. Rywalizację wznowią dopiero 6 stycznia w rumuńskim Rasnovie.

Vogt ma rację, kiedy mówi, że czasu na rywalizację w Turnieju Czterech Skoczni jej i koleżankom na pewno by nie zabrakło. I kiedy dodaje, że przeprowadzenie takich zawodów dla kobiet nie byłoby niczym skomplikowanym, gdyby tylko była wola ich przeprowadzenia.

Popatrzą i pozazdroszczą

- Rozumiem Vogt. Dziewczyny faktycznie będą miały wolny okres świąteczno-noworoczny, więc będą mogły tylko oglądać męskie skoki i żałować, że one nie startują – mówi Agnieszka Baczkowska. Polka jest jedną z ważniejszych postaci w Pucharze Świata kobiet. Pełni tam rolę kontrolera sprzętu z ramienia FIS-u. Jest odpowiednikiem Seppa Gratzera, który stoi na straży przepisów w PŚ mężczyzn.

Baczkowska tłumaczy, że Międzynarodowa Federacja Narciarska chciałaby Turnieju Czterech Skoczni dla kobiet, ale sama nie może zbyt wiele zrobić, by taki powstał. – Inicjatywa musi być oddolna. Identycznie jak w przypadku zwykłych konkursów Pucharu Świata musiałyby się do FIS-u zgłosić konkretne miasta i konkretne krajowe federacje. Jeśli znajdą się organizatorzy, to FIS na pewno będzie działał. Ale sam nie może nikogo zmusić do zrobienia imprezy – mówi.

Norwegia mówi, ale nie robi

W ubiegłym roku chęć zrobienia TCS dla pań wstępnie wyrażali Norwegowie, planowali już nawet konkretne miejsca rozegrania konkursów. Ale z projektowania imprezy w Oslo, Lillehammer, Trondheim i Vikersund wycofali się, kiedy dostali nowy cykl dla mężczyzn Raw Air. Wtedy doszli do wniosku, że pracy przy tym projekcie będą mieli zbyt wiele, by zajmować się jeszcze turniejem dla pań.

Kilka dni temu przy okazji wizyty szefa PŚ Waltera Hofera stwierdzili co prawda, że ten cykl może mieć również żeńską edycję, ale pytani przed media o konkrety podać ich nie potrafili. – Powiedziałem Hoferowi, że jesteśmy pozytywnie nastawieni, ale najpierw musimy wszystko dokładnie przeanalizować – mówi szef Raw Air Terje Lund. I dodaje, że poszerzyć imprezę o udział pań można raczej nie wcześniej niż w 2021 roku.

Maren Lundby - Norweżce będąca jedną z najlepszych zawodniczek na świecie i niedoszłej twarzy norweskich turniejów dla kobiet - na pocieszenie zostaje Lillehammer Triple. – W tym sezonie PŚ rozpoczniemy w Lillehammer małym turniejem. Dwa konkursy odbędą się na skoczni normalnej, a w niedzielę czołowa „30” klasyfikacji generalnej wystartuje na skoczni dużej – mówi Baczkowska. Dla zwyciężczyń turnieju są przewidziane dodatkowe pieniądze. Czołowa „trójka„ dostanie do podziału 10 tysięcy euro (najpierw 5 tys. dla pierwszej, trzy dla drugiej i dwa dla trzeciej zawodniczki) – dodaje.

Duża za duża?

Co ciekawe, na skoki na dużym obiekcie w Lillehammer zawodniczki musiały dostać zgodę od komitetu skoków. – Przepisy mówią, że kobiety mogą rywalizować na skoczniach o wielkości do HS 118 – mówi Baczkowska. – Ale w zeszłym roku mieliśmy Oberstdorf w pierwszy weekend stycznia oraz finał w Oslo i takich wyjątków będzie coraz więcej. Gdyby organizatorzy Turnieju Czterech Skoczni powiedzieli, że chcą robić imprezę również dla kobiet, to na pewno nie strzelalibyśmy sobie w kolano i komitet pozwoliłby kobietom startować w Oberstdorfie, Ga-Pa, Innsbrucku i Bischofshofen. Wszyscy dobrze wiemy, jak bardzo pomogłoby to rozwinąć się skokom kobiet – dodaje Baczkowska.

Przepis określający maksymalną wielkość skoczni dla pań jest zaskakujący. W tych „wyjątkowych” startach na dużych obiektach nie działo się nic, co wskazywałoby na konieczność roztaczania aż takiej opieki nad zawodniczkami. Zresztą, już w 2003 roku skoczkinie – za pośrednictwem Danieli Iraschko – pokazały, że niestraszne są im nawet „mamuty”. Na skoczni Kulm Austriaczka została wówczas pierwszą kobietą, która przeleciała na nartach 200 metrów.

 

Turniej trzech krajów i Puchar Rosji

TCS dla mężczyzn i toczony równolegle TCS dla kobiet to byłoby duże wyzwanie logistyczne. Choćby ze względu na większą zależność od pogody taką imprezę byłoby przeprowadzić trudniej niż np. Tour de Ski, w którym od początku rywalizują zarówno biegacze, jak i biegaczki narciarskie. FIS nie ma też żadnej możliwości naciskania na organizatorów TCS. Impreza jest zbyt wielka, by ktokolwiek dyktował im warunki. Ale nie musi być tak, że jeśli TCS kobiet nie będzie odbywał się równolegle z turniejem mężczyzn, to nie będzie się odbywał wcale. – Dążymy do rozwoju dyscypliny i pojawia się coraz więcej nowych inicjatyw. Wspólny turniej chcą zrobić Austria, Włochy i Słowenia, konkretnie Villach, Predazzo i Ljubno. Ostatnia z tych miejscowości ma już zagwarantowany Puchar Świata w tym sezonie, a w przyszłym Ljubno weszłoby do kalendarza z nowymi partnerami – mówi Baczkowska. - Tu jeszcze nie mamy gwarancji, że pomysł wypali, musimy zaczekać do wiosny. Za to w kalendarzu na sezon 2018/2019 już jest wpisany turniej w Rosji. Dwa konkursy odbędą się w Niżnym Tagile, a tydzień później dwa zostaną rozegrane w Czajkowskim. I tak jak teraz w Lillehammer będą dodatkowe puchary i nagrody pieniężne dla najlepszych – dodaje. Czy jest nadzieja, że wcześniej czy później ktoś TCS dla pań zrobi.

Prędzej „drużynówka” na MŚ niż „mieszany” na igrzyskach

Na teraz najważniejsze dla rozwoju ich rywalizacji wydaje się być to, co w nowym sezonie wydarzy się w Hinterzarten i Zao. – W Niemczech i w Japonii zaplanowaliśmy konkursy drużynowe. To nowość. Liczymy, że zgłosi się do nich nawet po 12 ekip, czyli będzie podobnie jak u panów – mówi Baczkowska.

Prawdopodobnie „drużynówki” będą wkrótce rozgrywane na mistrzostwach świata. Niemal na pewno nastąpi to jeszcze przed włączeniem konkursu drużyn mieszanych do programu igrzysk olimpijskich. – O programie MŚ decyduje tylko FIS. W przypadku igrzysk sprawa jest o wiele bardziej złożona – mówi Baczkowska. - Czyniono już zabiegi, żeby konkurs mieszany odbył się na igrzyskach w Pekinie w 2022 roku, ale jeszcze nie ma jednoznacznej deklaracji czy tak będzie. Ten konkurs nie jest w kanonie olimpijskim, w związku z czym nie można go narzucić organizatorom, którzy już zostali wybrani – tłumaczy Baczkowska.

Sytuacja przypomina tę sprzed igrzysk w Vancouver w 2010 roku, gdy organizatorzy nie zgodzili się na włączenie do programu skoków kobiet. – Dziewczyny walczyły o swój konkurs, ale nawet MKOl nie był w stanie zmusić Kanadyjczyków, żeby go zrobili. Zawodniczki składały pozwy do sądu w Kanadzie o dyskryminację ze względu na płeć, ale też nic nie zdziałały. Miejmy nadzieję, że Pekin będzie nastawiony inaczej niż wtedy Vancouver – kończy Baczkowska.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.