Narciarstwo alpejskie. Powrót taty Bode Millera.

Bode Miller bardziej niż libacjami zajął się sportem i znów zachwyca. We wtorek zdobył brązowy medal w zjeździe, przed nim starty w superkombinacji i supergigancie, w których uchodzi za jednego z faworytów

Jeszcze nigdy trzech najlepszych zjazdowców na igrzyskach nie dzieliła tak mała różnica. W Vancouver trzeci Bode Miller stracił do pierwszego Didiera Defago 0,09 s. Szwajcar został najstarszym mistrzem olimpijskim w historii. W październiku skończy 33 lata. Jest pierwszym szwajcarskim mistrzem olimpijskim w zjeździe od czasu Pirmina Zurbriggena, który zresztą też wygrał w Kanadzie - w Calgary w 1988 roku.

Z wielu powodów poniedziałkowy zjazd był wyjątkowy. Ale na końcu i tak najwięcej mówi się o Bode Millerze.

Cztery lata temu Amerykanin jechał do Turynu po worek medali. Rodacy zrobili z niego największą gwiazdę igrzysk. Jego twarz patrzyła z okładek "Time'a" i "Newsweeka".

Ale gdy zaczęły się igrzyska, więcej niż o sportowych wyczynach Millera pisało się o skandalach i skandalikach, które wywoływał. Zamiast w wiosce olimpijskiej wolał zamieszkać w przyczepie kempingowej. Paparazzi przyłapali go, jak ledwie trzymając się na nogach, obściskiwał się z byłą modelką "Playboya". Zamiast medalu zdobył przydomek "Zero in Torino". Eksperci obliczyli, że przez turyńską katastrofę stracił 3 mln dol. na kontraktach sponsorskich.

Do Vancouver przyjechał inny Miller. W Kanadzie pojawił się jako ojciec dwuletniej córeczki, dla której rok temu zrezygnował z kilku startów w Pucharze Świata, by zabrać ją do Disneylandu. Przygotowywał się bez zbytniej presji, nienaciskany przez reklamodawców i rodaków. Publicysta telewizji CNBC napisał w swoim blogu, że dla Amerykanów Miller jest facetem, który niczego nie wygrał, a popularność zawdzięcza Europejczykom.

- W Turynie nie angażowałem się w sport. Dziś jest inaczej - mówi Miller.

O przemianie mówią jego agent, koledzy i rywale. - To niesamowite. Przed startem powiedział mi, że był zdenerwowany. "Co?! Zdenerwowany? Ty?" - pytałem. W życiu go takiego nie widziałem - mówił Marco Büchel z Liechtensteinu, który w Vancouver zalicza szóste igrzyska.

Ale jednocześnie do Kanady pojechał ten sam wybitny narciarz, który urodził się, by na dwóch deskach mknąć na stoku z prędkością 140 km/godz. - On czuje śnieg i jest niebywale wygimnastykowany - mówi trener Amerykanów Jon Nolting. Miller dzięki mocniejszemu niż u innych alpejczyków zgięciu w stawie skokowym i dociśnięciu kolan do stoku potrafi pojechać krótszym niż rywale torem jazdy.

W Vancouver w żadnej z pięciu alpejskich konkurencji nie uznawano go za faworyta. Dziś bukmacherzy typują, że zdobędzie medale w superkombinacji i supergigancie. - Nie myślę tylko o medalach. Sportowcy, którym zależy tylko na nich, powinni przed sezonem chodzić po domach rywali i łamać im nogi - żartował Miller.

Gdy dziennikarze dopytywali go o alkoholowe libacje z Turynu, uśmiechnął się i powiedział: - Igrzyska w Vancouver dopiero się zaczęły. Dajcie mi trochę czasu.

Blondyna Lindsey Vonn ? kontra reszta świata

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.