Niebywały wyczyn Lucasa Braathena. Był 29., a potem włączył turbo

Legendarna trasa w Wengen była areną niedzielnego slalomu w alpejskim PŚ. Na niej właśnie spektakularny sukces odniósł Lucas Braathen. Norweg wygrał zawody, chociaż po pierwszym przejeździe był dopiero 29.

Niedzielny slalom zaliczany do alpejskiego PŚ rozpoczął się bez zaskoczeń. Po pierwszej rundzie prowadził nierówny tej zimy Henrik Kristoffersen. Norweg miał przewagę 0,11 sek. nad drugim Manuelem Fellerem z Austrii. Trzeci Sebastian Foss-Solevaag tracił już 0,58 sek. Żaden ze wspomnianej trójki nie wygrał jednak zawodów. 

Zobacz wideo Doleżal podsumowuje konkurs drużynowy: Na pewno było nas stać na więcej

Sensacyjny awans Braathena i premierowe zwycięstwo w slalomie

W drugim przejeździe jako drugi na trasę ruszył Lucas Braathen. Przed nim startował tylko Armand Marchant. Młody Norweg uzyskał czas o 1,68 sek. lepszy od swojego poprzednika. Mimo wszystko to nie zapowiadało niczego wielkiego, bo Braathen prezentuje wyższy poziom sportowy od Belga. Szybko okazało się jednak, że rezultat 21-latka jest trudny do pobicia dla wielu zawodników.

Do czasu Norwega zbliżył się Fabio Gstrein, który po pierwszym przejeździe był siedemnasty. Z prowadzącym przegrał o 0,32 sek. Ostatecznie Austriak zajął 4. miejsce, które jest dla niego najlepszą pozycją w krótkiej karierze.

Kolejni slalomiści też nie dawali rady uzyskać lepszego czasu. Kiedy na górze została już tylko trójka, wiadomo było, że Lucas Braathen zaliczy spektakularny awans. Jego rodak Sebastian Foss-Solevaag uzyskał dopiero trzynasty czas drugiego przejazdu i spadł na szóste miejsce. Przednim uplasował się Manuel Feller, który z Braathenem przegrał o 0,40 sek. 

Przed ostatnim przejazdem zawodów pewne było, że slalom wygra reprezentant Norwegii. Henrik Kristoffersen nie dał jednak rady swojemu koledze i nie dojechał nawet do mety. W efekcie Lucas Braathen wygrał swoje pierwsze zawody w tej konkurencji w spektakularny sposób. 21-latek przesunął się z 29. miejsca po pierwszej turze rywalizacji. Takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko w narciarstwie alpejskim. Pięć lat temu Luca Aerni ze Szwajcarii został mistrzem świata w kombinacji alpejskiej, chociaż po pierwszej turze było dopiero 30.

W Wengen na podium stanęli też Daniel Yule i Giuliano Razzoli. Mistrz olimpijski z Vancouver dość nieoczekiwanie zajął trzecie miejsce. Doświadczony Włoch stanął na podium po raz pierwszy od sześciu lat, od slalomu właśnie w Wengen.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.