Jadący z prędkością 146 kilometrów na godzinę 26-letni Kryenbuehl upadł dokładnie w tym samym miejscu, w którym dwanaście lat temu fatalny wypadek zaliczył jego rodak Daniel Albrecht, który przez trzy tygodnie leżał w szpitalu w śpiączce farmakologicznej. Na samym końcu trasy, podczas efektownego, kilkudziesięciometrowego skoku szwajcarski narciarz stracił równowagę w locie i z całym impetem uderzył w podłoże.
Do zawodnika szybko dotarli medycy i helikopterem przetransportowali go do szpitala. Według pierwszych informacji podanych przez szwajcarską federację Kryenbuehl jest przytomny oraz rozpoznał swojego trenera.
Piątkowe zawody wygrał inny Szwajcar Beat Feuz, ale na mecie głównym tematem dalej był koszmarny wypadek jego rodaka. Zwycięzca odniósł się do bardzo ryzykownej trasy zjazdu w Kitzbuehel.
- Temat tego miejsca, w którym trzeba wykonać skok, był poruszany od kilku dni. On jest po prostu zbyt daleki. Również musiałem poszybować około 60-70 metrów. Organizatorzy niby wykonywali jakieś prace z tym związane, ale nie przyniosło to efektu. Skok jest częścią tej konkurencji, ale nie musi być on aż tak długi - podsumował Feuz.