Adam Klimek, kierownik wyszkolenia PZN w konkurencjach alpejskich: szkolenie jest dosyć drogie, musimy zawężać grupy, dlatego szkolimy tylko dwóch chłopców i cztery dziewczyny.
- Cała szóstka jest objęta programem przygotowań do igrzysk w Pekinie. To nastolatkowie. Szymon Bębenek i Piotr Habdas mają po 18 lat, Katarzyna Wąsek jest 20-latką, Daria Krajewska ma 18 lat, mamy też dwie starsze zawodniczki, które już jeżdżą w Pucharze Świata i w Pucharze Europy. To Sabina Majerczyk i Maryna Gąsienica-Daniel. Sabinka od listopada jest kontuzjowana, została nam jedna zawodniczka. No i starsi zawodnicy, którzy się szkolą w Akademickich Centrach Szkolenia Sportowego. Jest jeszcze prywatna grupa pana Jasiczka, gdzie się szkoli dwóch jego synów. To dobrze zorganizowana grupa. I to wszystko.
- Wszystko przez brak środków. Mocno liczyliśmy na podpisanie umowy ze sponsorem.
- Tak, to już nie jest tajemnica. Jak podpiszemy tę umowę, to wtedy będą środki na zorganizowanie szkolenia od podstaw.
- Tauron chce, nie jest powiedziane, że się nie chce zaangażować. Ale jak wszędzie w spółkach skarbu państwa nastąpiły tam zmiany i prawdopodobnie to opóźnia podpisanie umowy. My na tę umowę z Tauronem bardzo liczymy.
- Szóstka to może za mało, braci Jasiczków też trzeba uwzględnić.
- Dobry trener zawsze zakłada miejsca jak najwyższe.
- W slalomie "10" jest realna. Michał Jasiczek na ubiegłorocznych mistrzostwach świata juniorów jechał w tej samej grupie co Henrik Kristoffersen [brązowy medalista igrzysk w Soczi, zdobywca Małej Kryształowej Kuli za slalom w ubiegłym sezonie] i był drugi, przegrywał z Norwegiem o 0,30 s, niestety nie ukończył drugiego przejazdu. Nie jest tak daleko, ale trzeba kilku lat, żeby się przebić do czołówki. U nas jest jak w tenisie, trzeba cierpliwości.
- Prawda jest taka, że u nas w ogóle nie ma gdzie trenować. Gdzie dzieci mają jeździć? W Zakopanem zupełnie nie mają gdzie się szkolić. Liczymy na slalom, bo mamy nadzieję, że odzyskamy górę Nosal i tam sobie wszystko zorganizujemy. Ale w tej chwili jak się jedzie na Puchar Świata bez treningu na zalodzonych stokach, to od razu stoi się na straconej pozycji.
- Ależ stać nas, ale tam też, jak u nas, dominuje komercja. Tam też nie ma zalodzonych stoków. Słowacy, którzy pokazali się w Pucharze Świata, wcale nie trenują u siebie.
- To jest żona trenera francuskiej kadry, od kilku lat trenuje z Francuzami.
- Na pewno trenuje poza Słowacją. U nich nie da się wyjeździć tego, co obie z Zuzulovą pokazują w Pucharze Świata.
- Miklos to inne konkurencje, szybkie.
- Ona tylko reprezentuje węgierską nację, pochodzi z innego kraju [Rumunii]. A gdyby nie trenowała cały czas gdzieś w Alpach czy w lecie na drugiej półkuli, to nie wierzę, że miałaby takie wyniki. Liczymy na to, że u nas sytuacja się poprawi, ale trzeba odpowiednich środków finansowych.
- W Korei możemy wystartować przyzwoicie. Przecież mamy dwie starsze dziewczyny. Marynie Gąsienicy w Pucharach Świata trudno się przebić, ale w Pucharach Europy to ona jest w pierwszej grupie. Ostatnio była 11. i 14.
- Tam wystartują po cztery zawodniczki z każdego kraju, na pewno tak daleko nasze dziewczyny nie będą.
- W tej chwili Maryna w Pucharze Świata jest 44. A startuje po 10 zawodniczek z innych nacji. Jeżeli w Pjongczang by nie była w pierwszej "20" czy nawet "15", to byłby to zły wynik. Liczymy, że w gigancie i ewentualnie w superkombinacji, bo ona się w tych dwóch konkurencjach specjalizuje, będzie najdalej 20.
- Najważniejsze są uwarunkowania fizjologiczne. Sprinter też nie będzie biegał na 800 metrów. Slalom to jest 40 sekund bardzo szybkiej konkurencji, a supergigant to już konkurencja bardziej wytrzymałościowa. Wszystko zależy od predyspozycji zawodnika.
- Kluczowe są uwarunkowania genetyczne. Jedni mają je do slalomu, inni do konkurencji szybkich. Tylko wyjątki potrafią wszystko jeździć.
- Utrzymanie alpejczyka kosztuje zdecydowanie więcej niż skoczka. Jeżeli byśmy przeliczyli, to my nie dostajemy mniej od skoczków. Tylko że oni kiedy już wejdą w sezon startowy, to praktycznie wszystko mają za darmo - pobyt na Pucharach Świata, zwrot kosztów podróży. U nas wszystko dużo kosztuje.
- Jaki powinien być czy jaki jest?
- Nie chciałbym mówić o kwotach, nie chcę się pomylić.
- Nie wiem, jakie oni mają pieniądze.
- Finansowymi pomysłami nikt się nie wymienia.
- Nasi trenerzy byli na kursokonferencji organizowanej przez słowacką federację, wiem że na zawodach ze sobą rozmawiają, a w zeszłym roku Sabina kilka czy kilkanaście treningów miała razem z Petrą Vlhovą. Nie jest tak, że się izolujemy. Największym problemem naprawdę są pieniądze. Żeby wysłać zawodnika na dobry trening, to trzeba rezerwować 100-120 euro dziennie. Liczę pobyt w hotelu i korzystanie z wyciągu. 80 euro to minimalna kwota na utrzymanie się na zachodzie. Oczywiście jak nasi zawodnicy jadą gdzieś, gdzie jest drogo, jak w Norwegii, to zabierają ze sobą jedzenie, sami sobie gotują.
- Dla głównej grupy mamy budżet na ciągły trening przez cały rok. Ale nie możemy grupy powiększyć. Taki system stosujemy już od lat. Jak jeszcze był Maciek Bydliński, to też staraliśmy się zabezpieczyć mu w miarę pełne szkolenie. Może przydałby się jeszcze jeden fizjoterapeuta, ale liczba dni treningowych potrzebnych do przygotowania się do startów w Pucharze Świata, była zabezpieczona. I tak jest teraz z tą naszą "szóstką".
- Nie chciałbym komentować czyichś opinii. To że Maciek wyjeżdżał do Stanów było normalne, musiał gdzieś trenować, żeby się przygotować do startów w Wengen i Kitzbuehel. On tam już się zakwalifikował do "30", więc PZN za niego nie płacił, trudno było tego nie wykorzystać. A czy na Słowacji mógłby trenować w listopadzie i w grudniu? Niech pan zapyta tę osobę, gdzie konkretnie znalazłaby w tym kraju śnieg.
- Wyjazdy do Stanów są konieczne, bo lata się do nich wtedy, kiedy w Europie nie ma gdzie trenować.
- Trochę żałuję, że tak się stało, liczyliśmy, że Maćka wspomożemy, jeżeli podpiszemy umowę z Tauronem. Nikt mu nie zamyka drogi, ale jakoś tak wyszło, że na głównych imprezach, z których jesteśmy rozliczani, jakoś nie bardzo mu wyszło.
- Jeżeli chodzi o zjazd, to gdyby on na igrzyskach w Soczi zjechał normalnie, bez błędu przed wypłaszczeniem, gdzie trudno się później rozpędzić, to na pewno zająłby miejsce między 10. a 15.
- Nie wiem dlaczego mu nie szło. Może spalał się psychicznie. Ale nikt mu drogi nie zamyka. Sprawa jego startu w najbliższych mistrzostwach świata jest otwarta.
- Ponieważ zaplanowaliśmy szkolenie na sześć lat, do igrzysk w Pekinie, to cele mamy na każdy rok. W ubiegłym sezonie zależało nam na dobrym starcie w Igrzyskach Olimpijskich Młodzieży. Tam chcieliśmy mieć zawodników w "15". Daria była ósma, Szymek - 13. Drugim celem były mistrzostwa świata kadetów. Nie przywiązujemy do medali wielkiej wagi, w tych grupkach wiekowych nie startuje zbyt wiele osób, ale wszystko poszło zgodnie z planem. W tym roku Sabinka nam wypadła, a na Marynę liczymy, że zapunktuje w Pucharze Świata.
- Trudno powiedzieć, będzie jechała wszędzie, a pomiędzy tymi startami będzie się pokazywała w Pucharze Europy. W najbliższy weekend wystartuje w Val d'Isere, później w Courchevel, a między świętami i Nowym Rokiem w Semmering. W styczniu pojedzie wszystko od początku do końca. Oczywiście głównie giganty i supergiganty. Liczymy na to, że gdzieś zapunktuje. Ma taki cel postawiony.
- Wiemy, że ruszanie z sześcioletnim programem dla tylko sześciu osób jest bardzo trudne. Tę grupę trzeba poszerzyć, przecież przyjdą kontuzje i już nie będziemy mieli na kim bazować. Ale do tego trzeba sponsora.
- Myśmy mieli przygotowane kadry juniorów. Wiosną trenerzy kadr przeprowadzili cztery zgrupowania z rocznikami 1999 i 2000. Chcieliśmy stworzyć kadrę juniorów, co najmniej sześcio-, ośmioosobową. Wszystko nam się wstrzymało. Mam nadzieję, że od stycznia z tym ruszymy, chociaż częściowo.
- Tak, bo tylko trochę możemy się oprzeć na Szkołach Mistrzostwa Sportowego i na rodzicach zawodników. Kluby nie mają praktycznie żadnych dofinansowań, samorządy się do tego nie garną.
- Mamy w planach stworzenie czterech kadr regionalnych. Sudety, Beskidy, Tatry i Bieszczady mają mieć swoje klasy sportowe, najzdolniejsi mają trafiać do kadr regionalnych, z nich do SMS-ów w Zakopanem i Szczyrku, a w tych szkołach miałyby już działać kadry juniorskie szkolące dla kadry głównej. Jakiś schemat organizacyjny jest. Ten program ruszy, oczywiście nie z takim zabezpieczeniem finansowym, jakiego trzeba. Ale coś ma się zacząć dziać.
- Ministerstwo dofinansowuje nas. Nie narzekamy, spotykamy się z ciepłem ze strony resortu.
- Są takie programy, tylko trzeba wszystko dopracować. I wtedy można w takie programy wejść.
- Myśmy już przez moment myśleli o projekcie upowszechniania narciarstwa. Jest w tym projekcie bazowanie na czterech ośrodkach, które wymieniłem, już nawet się zastanawialiśmy nad wskazaniem koordynatorów, którzy by na tych terenach działali. Długa droga, ale warto.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale do narciarstwa naprawdę trzeba kilku czynników. Ładnie się mówi, że tyle milionów ludzi jeździ u nas na nartach. Ale jak pomyślimy, gdzie można szkolić młodzież, to jest problem. W Zakopanem żeby dziecko nauczyło się jazdy zadaniowej, to musi być na Kasprowym Wierchu. To jedyne miejsce. A w Szczyrku trasa jest dobra, ale nie dla dzieci, bo dla nich jest za trudna. Musimy pomyśleć o miejscach do szkolenia. Może uaktywnią się samorządy, jeżeli już powstaną kadry regionalne, może w jakiś sposób da się wtedy dogadać też z miejscowymi stacjami narciarskimi.
- Mamy Okręgowe Związki Narciarskie, już z ich przedstawicielami rozmawialiśmy, te związki działają.
- Działają. Tatrzański działa, Śląsko-Beskidzki też, Podkarpacki działa bardzo fajnie, Dolnośląski też. Nie jest tak źle.
- Niedawno słyszałem, jak prezes Zbigniew Boniek mówił, że w szkoleniu dzieci w polskiej piłce za dużo jest komercji. U nas ona najbardziej przeszkadza. Oczywiście trudno się dziwić trenerom, że zostają instruktorami i zarabiają. U nas jest tak, że trenują dzieci bogatych rodziców. Są wśród nich talenty, ale cały system nie działa. A jak trener ma dobrego zawodnika w klubie, to ma kłopot, bo musi jechać z takim dzieckiem na zawody, nie zarobi. Liczymy na to, że trenerzy zaczną oddawać najzdolniejszych zawodników do kadr regionalnych, do Szkół Mistrzostwa Sportowego i tam będziemy szukać talentów.
- Będziemy musieli znaleźć najlepszych i zaproponować im dobre wynagrodzenia. Bezwzględnie. Myślę też, że lepiej by było, gdybyśmy zrobili wokół naszej dyscypliny trochę cieplejszej atmosfery. Zdaję sobie sprawę, że o to trudno. Trzeba nam jakiegoś wyniku.