Narciarstwo alpejskie. Bode Miller strajkuje

Trasa jest źle przygotowana, w takich warunkach nie da się jeździć na nartach - wypalił Amerykanin i pociągnął za sobą innych zawodników. Pod ich naciskiem odwołano trening zjazdu w Beaver Creek.

http://www.facebook.com/Sportpl >">Profil Sport.pl na Facebooku - 32 tysięce fanów. Plus jeden? 

Według Millera trasa Birds of Prey w górnych partiach przypominała kartoflisko. Śnieg wyprofilowano nierówno, w niektórych miejscach wiatr odsłonił kamienie. Były mistrz świata w zjeździe poszedł ze skargą do szefa zawodów Pucharu Świata Güntera Hujary. Stwierdził, że ma poparcie 15 zawodników i że nie zamierzają dalej startować, bo zagrożone jest ich zdrowie. Hujara nie miał wyjścia i odwołał trening zjazdu. Zgodnie z przepisami, jeśli minimum 15 alpejczyków zgłasza zastrzeżenia do trasy, musi ich posłuchać.

Strajk alpejczyków to demonstracja siły w kolejnej odsłonie wojny, jaką toczą z Międzynarodową Federacją Narciarską (FIS). FIS od nowego sezonu chce wprowadzić bardzo kontrowersyjne zmiany - zwiększyć promień skrętu oraz długość nart, co nie podoba się 80 proc. zawodników. - Cofniecie nas do lat 80., zniszczycie naszą dyscyplinę - złościł się Miller, a także m.in. Ted Ligety, mistrz świata w gigancie.

Miller z FIS wojuje zresztą od lat. Wielokrotnie upominał się w imieniu zawodników o większe nagrody pieniężne, raz wypalił nawet, że jest za legalizacją dopingu, bo od narciarzy oczekuje się nadludzkiego wysiłku, a zabrania "nawet zwykłych środków przeciwbólowych".

To, czy Millerowi uda się znów zagrać na nosie FIS, rozstrzygnie się w czwartek. Jeśli stan trasy się nie poprawi i znów trening zostanie odwołany, trzeba będzie też przełożyć piątkowe zawody. Zgodnie z przepisami alpejczycy, nim zaczną zjeżdżać na poważnie, muszą choć raz pokonać trasę zjazdu na treningu. Amerykanie uważają jednak, że Miller w końcu odpuści, bo zjazd odbywa się w USA.

Więcej o:
Copyright © Agora SA