- W telewizji będzie widać wszystko jak na dłoni. Trasa w La Clusaz jest usytuowana na zboczu góry. To chyba czyjeś prywatne pole. Francuzi przygotowali trzy podbiegi, trzy zjazdy i to wszystko. Nie żartuję, ona nie nadaje się na Puchar Świata. Jakuszyce, żeby zorganizować bieg PŚ, bardzo się starają. Buldożery równają trasę, robi się tam cuda-niewidy. A tutaj? Ubili śnieg i to wszystko - mówi Sport.pl Aleksander Wierietielny.
W sobotę zawodniczki po raz pierwszy pobiegną ze startu wspólnego. - Będzie ciasno, przepychanki są nieuniknione - przewiduje trener. Wspominać poprzedniego weekendu nie chce. W sprincie łyżwą w Davos Kowalczyk zajęła świetne trzecie miejsce, ale za zabiegnięcie drogi Amerykance Kikann Randall została przesunięta na szóste miejsce. Trener i zawodniczka uznali decyzję za krzywdzącą. Justyna jest rozgoryczona. Bardzo przeżyła karę. Start w La Clusaz jest teraz dla niej najprzyjemniejszym i najważniejszym w sezonie, bo... w poniedziałek wraca do domu na święta. I dopiero 27 grudnia rusza do Oberhofu, gdzie startuje Tour de Ski.
Tam Kowalczyk chce odrobić straty do fenomenalnej Norweżki Marit Bjoergen, która w tym sezonie wygrała wszystkie wyścigi, w których startowała. Liderka PŚ nie pobiegnie w TdS.
- Justyna jako jedyna depcze Bjoergen po piętach. Zobaczymy, czy będzie w stanie w sobotę. Gdyby nie te nieszczęsne dyskwalifikacje i nieprzyjemności, które nas dotąd spotykały, strata byłaby mniejsza - mówi trener. - Uważam, że Justyna jest mocniejsza niż rok temu. Osiąga lepsze wyniki, widzę, że jest świetnie przygotowana i będzie walczyć. Można powiedzieć, że polubiła każdy dystans. Dlatego jesteśmy spokojni i szykujemy się do startu. Marit jest mocna, bardzo mocna, zobaczymy, czy świetną formę utrzyma do końca. Teraz jest wyjątkowa.