• Link został skopiowany

Powrót Kornelii Marek? Szef komisji: To niemożliwe

- Na początku współczułem Kornelii, ale potem przeraziła mnie jej arogancja i pewność siebie - mówi rektor katowickiej AWF Zbigniew Waśkiewicz, który przewodniczy komisji zajmującej się dopingiem narciarki.
Kornelia Marek
Fot. Krzysztof Karolczyk / Agencja Wyborcza.pl

Komisja zakończy pracę w najbliższą środę. Wtedy też Marek dowie się, na jak długo zostanie zdyskwalifikowana. Najprawdopodobniej będą to dwa lata.

Wojciech Todur: Zetknął się Pan wcześniej z dopingiem w sporcie?

Zbigniew Waśkiewicz, rektor AWF w Katowicach: Oczywiście. To może nie byli sportowcy z pierwszych stron gazet, olimpijczycy, ale na przykład zawodnicy gier zespołowych czy sportów siłowych. Jestem naukowcem, więc sam też eksperymentowałem z tymi środkami. Testowałem wiele z nich. Dzięki temu wiem, jak wiele złego doping potrafi zrobić z człowiekiem. To takie "70 plus 30", czyli nie musisz już trenować na 100 proc., bo brakującą część dostarczy ci zastrzyk lub tabletka. Doping bardzo uzależnia, bo też pokusa, by po niego sięgnąć, jest ogromna. Kto by nie chciał stanąć na podium, zamiast dobiegać do mety na początku drugiej dziesiątki? Nie odsądzam sportowców, którzy brali, od czci i wiary. Na przykład w kolarstwie ten, kto nie wziął, był w pewnym momencie nikim! EPO jest bardzo niebezpieczne, a z czasem będzie coraz trudniejsze do wykrycia. Już teraz są środki, które jasno określają połowiczny czas rozkładu tej substancji na 72 godziny po zażyciu. Może sportowcy wpadają dlatego, że nie stać ich na sprawdzone zastrzyki, tylko sięgają po podejrzane specyfiki z Chin, które zamiast po 72 godzinach rozłożą się dopiero po... kontroli antydopingowej?

A może są już na rynku środki, które działają tak szybko i intensywnie, że nie sposób ich wykryć kilka minut po dobiegnięciu do mety? Przypomnę, że na początku, by zadziałało EPO, potrzeba było trzymiesięcznej kuracji, potem konieczny był miesiąc, a dziś wystarczy jeden zastrzyk.

Znajduje Pan zrozumienie dla Kornelii Marek?

- Na początku jej współczułem, ale potem przeraziła mnie jej arogancja i pewność siebie. Prosiłem ją, żeby przemyślała swoją postawę. Kiedyś w "Gazecie" przeczytałem znakomity wywiad z włoskim kolarzem Leonardo Piepolim. Opisywał, jak wielkim bagnem jest doping. Jak bardzo zniszczył jego godność i życie. Prosiłem Kornelię, żeby sięgnęła po ten artykuł.

Tymczasem ona przyszła na posiedzenie komisji i wypaliła: "A pani to zawsze wie, co łyka?!". Kornelia zapowiada, że wróci do sportu. Z całym szacunkiem, ale przy takim zachowaniu uważam, że to niemożliwe. Wszyscy mamy prawo do błędów. Moim zdaniem w przypadku Kornelii Marek działacze też nie są bez winy. Powinniśmy mieć procedury na taką okoliczność. Zapewnić zawodniczce pomoc i opiekę od chwili, gdy wróciła do kraju. A tak pozostała sama sobie. Po przylocie powiedziała dziennikarzom, że nic nie brała, a potem w to brnęła. Gdyby wtedy ktoś jej pomógł, odizolował ją, to sprawa miałaby inny finał. Może by się przyznała?

Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Piotr Nurowski jest rozczarowany rezultatem śledztwa. - Po co ta komisja? - pyta.

- Może spodziewał się czegoś nadzwyczajnego...

Skierujecie sprawę do prokuratury?

- Tak naprawdę powinna zrobić to Kornelia. Jeżeli ktoś podał zawodniczce EPO bez jej zgody, to przecież naraził ją nawet na śmierć.

Marek to studentka katowickiej Akademii Wychowania Fizycznego. Czy przez to ucierpi wizerunek uczelni?

- Na pewno nie dosłownie, ale w pewnym sensie tak. Jestem bardzo rozczarowany, że nasza studentka nie interesowała się, jakie leki jej podawano, jakie jest ich działanie. Na szczęście pozostali członkowie grupy byli bardziej odpowiedzialni i świadomi zagrożeń. Kornelia na pewno wróci na uczelnię. Nie można przekreślać jej życia za to, co zrobiła w sporcie. To jednak nie będzie powrót łatwy, bo pracownicy AWF-u też są oburzeni jej zachowaniem. Na pewno straci przywileje, jakie jej przysługiwały, gdy była objęta specjalnym programem szkolenia. Będzie chodzić na zajęcia jak większość studentów. Na pewno nie pozwolimy, by dopingowe problemy odbiły się na jej edukacji.

Czy to wydarzenie zachwiało Pana zaufaniem wobec innych członków grupy biegaczy?

- Z kobiet tworzą ją jeszcze Paulina Maciuszek i Sylwia Jaśkowiec. Paulinę znam słabo, ale widać, że to sympatyczna i inteligentna dziewczyna. Podczas posiedzenia komisji wypowiadała się logicznie i sensownie. To ona była najbliżej Kornelii, więc wpadka koleżanki oraz jej zachowanie po wszystkim były dla niej szokiem. Sylwię znam bardzo dobrze, byliśmy nawet razem na uczelnianej wyprawie w Himalajach. W górach zmrok zapada szybko, więc był czas na długie rozmowy. Jaśkowiec to klasyczny przykład przegięcia w drugą stronę. Wie, że prawdopodobnie nigdy nie zdobędzie mistrzostwa świata, ale jest dumna, że na witaminach wywalczyła mistrzostwo Polski. Generalnie wierzę sportowcom, ale... nie na 100 proc. Nigdy przecież nie wiadomo, kiedy pokusa okaże się silniejsza.

Sprawa Kornelii Marek

Badanie antydopingowe Marek, które przeprowadzono podczas igrzysk po biegu sztafetowym 4x5 km - dało wynik pozytywny. 12 marca, na żądanie zawodniczki, w laboratorium w Richmond rozpoczęła się analiza próbki B. 16 marca MKOl potwierdził obecność niedozwolonej substancji w organizmie Polki. To jedyny przypadek stosowania dopingu wykryty na tegorocznej olimpiadzie.

Wszystko o sprawie Kornelii Marek  ?