Doping Kornelii Marek: Ktoś kłamie, tylko kto?

Komisja dyscyplinarna zakończyła badanie sprawy dopingu Kornelii Marek Nie ustaliła nic. Głównego podejrzanego fizjoterapeutę Witalija Trypolskiego bronią inni zawodnicy. - Tylko prokuratura może tu coś wyjaśnić - rozkładali ręce członkowie komisji.

Zebrali się drugi i ostatni raz. Do środy przedstawi zarządowi Polskiego Związku Narciarskiego raport ze swoich prac, ale już wiadomo, że nic sensacyjnego się w nim nie znajdzie. Przesłuchiwana Marek do brania dopingu się nie przyznała. Do podawania go nie przyznał się też w poniedziałek fizjoterapeuta Witalij Trypolski. - Ktoś kłamie, ale nie wiemy kto: oboje czy jedno z nich - komentował Zbigniew Waśkiewicz, przewodniczący komisji.

"Uważam, że kłamie fizjoterapeuta albo Kornelia Marek. Albo oboje"

Wątpliwości nie rozwiali inni świadkowie. Janusz Krężelok, Maciej Kreczmer, Paulina Maciuszek i Sylwia Jaśkowiec, czyli inni zawodnicy znajdujący się pod opieką Trypolskiego, trzymali raczej stronę Ukraińca, a nie swojej koleżanki. - Nie było przełomu. Zawodnicy chwalili Trypolskiego jako człowieka i lekarza, przychylali się do teorii, że to zawodniczka mogła sobie sama zaaplikować doping. Doktor, jeśli już podawał leki, to informował o ich zastosowaniu, pokazywał nawet ulotki. Podczas przesłuchań wypadł jako postać pozytywna, zawodniczka mniej - opowiadał Waśkiewicz.

Ukrainiec był spokojny, a na pytania dziennikarzy odpowiadał lakonicznie. - Nie podawałem Kornelii żadnych niedozwolonych substancji. W mojej karierze nie spotkałem się z sytuacją, by zawodnik sam podał sobie EPO. Nie czuję się winny, jest mi przykro. Związek nie przedłużył ze mną umowy, ale na miejscu prezesa Apoloniusza Tajnera pewnie wielu zrobiłoby podobnie. Co dalej? Muszę szukać pracy, choć wiem, że może być z tym trudno - podkreślił Trypolski.

Jeśli już czepiano się czegokolwiek, to szczegółów, czyli złamanych procedur medycznych. Ukraiński fizjoterapeuta przyznał np., że podawał zastrzyki z dozwolonymi substancjami w pokoju Kornelii w wiosce olimpijskiej, a nie w laboratorium. Złamał więc przepisy. - Pierwszy raz słyszę o czymś takim - komentował dr Stanisław Szymanik, szef medyczny PZN. Trypolski zasłonił się tajemnicą lekarską i odmówił wydania dokumentacji medycznej bez zgody Marek. - To jej prywatna sprawa - argumentował.

Kornelia Marek idzie w zaparte. Nikt jej nie zmusi do wyjawienia prawdy

- Opieramy się na domysłach, brak nam narzędzi, możemy tylko słuchać opinii - rozkładał ręce Waśkiewicz. - To po co w ogóle była ta komisja?! - grzmiał na tę bezradność w Radiu TOK FM Piotr Nurowski, prezes PKOl.

- W polskim prawie powinien znaleźć się zapis, że każdy udokumentowany doping podlega z urzędu prokuraturze. Gdyby tak było, obyłoby się bez wielu znaków zapytania - odpowiada Szymon Krasicki, członek komisji i szef katedry sportów zimowych AWF Kraków.

Obecne przepisy sprawiają, że prokuratura sama nie może nic zrobić. Ale komisja zasugeruje zarządowi PZN, żeby to on zgłosił sprawę do prokuratury. Tak mówił też już w zeszłym tygodniu w "Gazecie Wyborczej" i na Sport.pl prokurator Kazimierz Olejnik. Można bowiem powołać się na zagrożenie zdrowia i życia zawodniczki. Jeśli Marek twierdzi, że nie wie, co było w strzykawkach, a mogło w nich być niebezpieczne dla życia EPO, to czemu nie zażądać od prokuratury sprawdzenia, czy ktoś nie chciał zawodniczki celowo skrzywdzić. A przy okazji wyjaśnić sprawę.

Witalij Trypolski: ? Nie podawałem żadnych niedozwolonych środków

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.