W cieniu mundialu rusza Puchar Świata w biegach narciarskich. Przed laty oznaczało to emocje związane ze startami Justyny Kowalczyk. Teraz na sukcesy musimy czekać. Dzisiaj najbliżej światowej czołówki jest Izabela Marcisz, olimpijka z Pekinu. Kto wie, czy nie byłaby już wśród najlepszych, gdyby nie konflikty, czy niepewność związana ze zmianami trenerów. Wiele wskazuje na to, że sytuacja w końcu jest stabilna.
Kiedy w 2018 r. Justyna Kowalczyk kończyła bogatą karierę, rozpoczęła pracę w roli asystentki trenera Aleksandra Wierietielnego. Razem wyciągnęli na światowy poziom wśród juniorek Izabelę Marcisz i Monikę Skinder. Pod ich skrzydłami pracowały też inne zawodniczki, ale uwaga mediów skupiła się na tych dwóch. Obie szybko dogoniły rywalki i już podczas pierwszych mistrzostw świata w swoich kategoriach wiekowych sięgały po medale. Ponad trzy lata temu Kowalczyk stanęła przed grupką polskich dziennikarzy w Seefeld i powiedziała: "Stres u Moni był bardzo duży. Jestem dumna z tej dziewczynki. Ma 17 lat, nie pękła, przed nią duża przyszłość".
36-letnia wtedy trenerka pobiegła ze zdolną juniorką sprint drużynowy na mistrzostwach świata seniorów. Wielka mistrzyni i nastolatka marząca o podobnej karierze awansowały do finału i skończyły rywalizację na 10. miejscu. W tych samych mistrzostwach w trzydziestce plasowała się Marcisz. Zapowiadało się, że obie będą rozwijały się długo pod okiem duetu Wierietielny - Kowalczyk. Wszystko jednak się zmieniło.
Najpierw od kadry odszedł były szkoleniowiec Justyny Kowalczyk. Na jego miejsce zatrudniono Słowaka Martina Bajciciaka, którego początkowo Kowalczyk popierała. Potem przestali się dogadywać i zaczęły się schody.
- Było rzeczywiście tak, że pojawiła się tam taka dwuwładza. Naszym zadaniem było powołać trenera głównego kadry, który potem powołuje sobie sztab szkoleniowy. Jednak to szkoleniowiec główny powinien tym wszystkim zarządzać. Natomiast Justyna Kowalczyk była wielką zawodniczką, ale teraz jest na etapie budowania swojej pozycji trenerskiej. Wcześniej prowadziła tę grupę z Aleksandrem Wierietielnym i zżyli się z tymi dziewczynami. Na pewno były takie sytuacje teraz, że częściowo kierowała Justyna, a częściowo Bajciciak. Z pewnością nie było to dobre rozwiązanie i nie służyło to temu, aby był spokój w grupie - mówił ponad rok temu portalowi sportsinwinter.pl ówczesny prezes PZN Apoloniusz Tajner.
Tajner zapowiadał, że związek będzie chciał wszystko poukładać na nowo. I poukładał tak, że Kowalczyk odeszła do biathlonu, a trenerem pozostał Bajciciak. Na studia w USA postawiły utalentowane siostry Weronika i Karolina Kaleta, a Eliza Rucka musiała skończyć przygodę ze sportem przez problemy zdrowotne. I kadra się posypała.
Z nowym trenerem nie chciała pracować Izabela Marcisz. Zaczęła się jej indywidualna współpraca z Justyną Kowalczyk i Aleksandrem Wierietielnym. A wokół tego narosło spore napięcie, które wybuchło podczas igrzysk w Pekinie. Po jednym z biegów Marcisz przed kamerami TVP Sport zapowiedziała, że nie zamierza wystartować w team sprincie, w którym miała biegać ze Skinder. - Mam tu dużo startów, inne dziewczyny mniej. Na pewno one będą chętne do takiego występu - powiedziała zawodniczka.
Z taką decyzją Marcisz nie chciał się pogodzić Martin Bajcicak. - Nie będę składał broni w sprawie biegu Izy w teamach. Porozmawiam jeszcze z nią oraz z prezesem Tajnerem. To tu mamy największe szanse na wynik, a ona jest najmocniejsza - przekazał dla TVP Sport. Przy okazji opinia publiczna dowiedziała się, że Skinder i Marcisz sympatią się nie darzą. Ostatecznie jednak tę drugą udało się przekonać i wystartowała. Po sezonie przyznała nam, że do napięcia by nie doszło, gdyby ktoś porozmawiał z nią przed igrzyskami. - Od samego początku dawałam sygnały. Nie chcę też, aby wyszło, że pojawił się jakiś wielki konflikt. Bardzo szanuję trenera. Na pewno ma bardzo dobre serce. Jednak jeśli mowa o relacji trener - zawodniczka, to gdzieś tam od początku to się nie układało. Szczególnie trudny był ten rok. Myślę, że dla mnie, dla trenera i dla całej grupy. Z tego powodu wiem, że następne lata muszą wyglądać zupełnie inaczej. Fajnie by było, aby to wszystko było poukładane i żeby każdy wiedział, na czym stoi - wyznała Marcisz.
I wiele wskazuje na to, że tym razem jest już porządek. Polski Związek Narciarski zdecydował się na przemodelowanie systemu szkolenia. Połączoną kadrę kobiet i mężczyzn przejął Lukas Bauer, który do tej pory trenował panów, a Bajciciak objął zaplecze kadry A. Marcisz dostała zgodę na indywidualne treningi z Justyną Kowalczyk. Wcześniej rozmawiała jednak z Bauerem, który dał jej do zrozumienia, że jest gotowy z nią pracować, ale nie chce niczego wymuszać.
- Rozumiem decyzję Izabeli. Osiągała wyniki z Justyną i zaufała jej. Dla mnie nie stanowi to problemu. Skupiłem się na reszcie grupy - tłumaczy Sport.pl Lukas Bauer. Marcisz do października trenowała zatem indywidualnie. - Od października podąża wszędzie z nami, ale realizuje wciąż plan Kowalczyk. Jestem z nią w kontakcie. Jeśli mam uwagi, to jej przekazuję, ale sama też dzwoni i pyta o przemyślenia. Czasami, kiedy moi zawodnicy mają dzień odpoczynku, wychodzę na trening z Izabelą i nagrywam ją, aby mogła pokazywać wideo Justynie. Dla mnie nie ma znaczenia, czy jestem jej trenerem, czy nie. Najważniejsze, aby wszyscy polscy biegacze mieli stworzone warunki do osiągania dobrych wyników - dodał trzykrotny medalista olimpijski w biegach.
Wygląda na to, że system Izie Marcisz służy, bo już w przedsezonowych testach w Finlandii zajęła dziesiąte miejsce. - Te starty pokazały, że trzymam poziom. Jestem podekscytowana tym, co będzie w Pucharze Świata - powiedziała w rozmowie z PZN 22-letnia biegaczka. I dobrze byłoby, gdyby rzeczywiście wyniki były coraz lepsze, bo w związku słyszymy, że za osiągnięcia ma być rozliczana sama. Kowalczyk nie jest bowiem zatrudniona przez związek, a Bauer przez większą część okresu jej nie widział.
- Podzieliliśmy środki zaplanowane przez trenera Bauera na przygotowanie do sezonu na jednego zawodnika i kwotę taką przekazaliśmy Izie do wykorzystania na zgrupowania - tłumaczy nam Jan Winkiel, sekretarz generalny PZN. Marcisz może czuć się zatem wyróżniona, bo żaden inny sportowiec spod egidy narciarskiej federacji nie może liczyć na indywidualny system szkolenia, jeśli nie wywalczył medalu mistrzostw świata seniorów lub igrzysk olimpijskich. Zgodę otrzymała jeszcze od poprzedniego zarządu. Co będzie po kolejnym sezonie? Trudno dokładnie przewidzieć, bo o medalach seniorskich jeszcze nie ma co myśleć. Wszystko zweryfikuje zima, podczas której nie powinno być już żadnych nieporozumień.
- Sytuacja z Pekinu nie może się powtórzyć. Jesteśmy drużyną. PZN i Ministerstwo Sportu dają nam dobre warunki i musimy troszczyć się o wyniki. Izabela Marcisz i Monika Skinder nie mają najlepszych relacji, ale to nie ma znaczenia. Jeśli pojawia się okazja na wywalczenie dobrego rezultatu w zmaganiach drużynowych, to trzeba startować. Myślę jednak, że teraz mamy taki system, że będzie dobrze. Iza widzi, że komunikuję się z Justyną Kowalczyk, mamy dobre relacje i jestem otwarty. To powinno pomóc - uważa Bauer, przed którym jeszcze poważne zadanie wprowadzić do czołówki Skinder. Ta na razie postępów wielkich w rywalizacji seniorskiej nie zrobiła. Trener uważa jednak, że wszystko przed nią.
- Monika miała pewne problemy w ostatnich latach. W dodatku dwa sezony temu trenowała z Justyną, potem z Martinem Bajciciakiem, a teraz znów kompletna zmiana. To nie jest dobre dla żadnego zawodnika. Muszę jednak powiedzieć, że wniosła dobrego ducha do kadry i przepracowała bardzo ciężko i dobrze okres przygotowawczy. Celem dla niej na ten sezon będą mistrzostwa świata do lat 23 pod koniec stycznia i seniorski czempionat w Planicy na przełomie lutego i marca - podkreślił Lukas Bauer.
Więcej punktów w Pucharze Świata być może zdobędą panowie. Dominik Bury popisał się dobrym biegiem w nieźle obstawionym przedsezonowym teście w Muonio, gdzie zajął szóste miejsce. W trzydziestce sprintów stylem dowolnym obecny powinien być też najbardziej doświadczony kadrowicz Bauera Maciej Staręga. Choć warto podkreślić, że od nowego sezonu punkty dopisywać będzie najlepsza pięćdziesiątka, bo FIS ustanowił nowe przepisy.
Jedna z największy zmian dla biegów to nieobecność super gwiazdy ostatnich lat - Therese Johaug. Norweżka zakończyła karierę po sezonie olimpijskim, podczas którego zdobyła upragnione indywidualne złote medale igrzysk. W Pekinie triumfowała we wszystkich trzech biegach dystansowych. Teraz czas na nowy rozdział - zarówno w polskich, jak i światowych biegach.