Wialbe wyrzucona z Rady FIS. "Wyraźny sygnał dla Rosji"

Mateusz Król
Sięgała po największe laury w biegach narciarskich, stała się ich legendą. Teraz Jelena Wialbe robi wszystko, by zburzyć własny pomnik. Rosjanka popiera Władimira Putina i wojnę w Ukrainie. Mimo to wciąż chciała być członkinią Rady FIS. Ale w czwartkowych wyborach dostała pstryczka w nos, co bardzo zabolało Rosjan.

Zwana dziś "czarną postacią" biegów narciarskich Jelena Wialbe przegrała z kretesem. Delegaci krajowych związków przyznali jej najmniej głosów spośród wszystkich kandydatów do Rady FIS i popierająca wojnę w Ukrainie Rosjanka nie będzie już osobą decyzyjną w światowym narciarstwie. - Najmniejsza liczba głosów na jeden z największych narodów narciarskich na świecie to sygnał, jaki można było wysłać, że Wialbe nie powinna brać udziału w tym plebiscycie - mówił w czwartek komentator sportowy NRK Jan Petter Saltvedt.

Zobacz wideo Ondrasek deklaruje walkę o powrót do ekstraklasy. "Nigdzie się nie wybieram"

Legenda biegów narciarskich. Kojarzyła się z różem, a nie czernią

Wialbe niegdyś kojarzyła się z zupełnie innym kolorem. W trakcie wielkiej kariery, której pozazdrościć mogą jej wspaniałe gwiazdy tego sportu, Rosjanka największe sukcesy odnosiła w charakterystycznej różowej czapce, którą zaczęła nosić po przerwie macierzyńskiej. Wcześniej startowała głównie w białej. I to w niej pokazywała, że może być w przyszłości kimś znaczącym w biegach narciarskich. Jeszcze pod panieńskim nazwiskiem - Trubicyna - podczas mistrzostw świata juniorów w Asiago w 1987 r., zdobyła trzy medale, w tym dwa złote. I wskoczyła do czołówki Pucharu Świata, zaskakując niejednego obserwatora.

- Z nartami zetknęłam się w wieku dziewięciu lat. Na Syberii od młodości trzeba kochać narty, one należą do podstawowego wyposażenia. Poza tym blisko domu była nartostrada, a moja mama była jej szefową. To oczywiste, że musiałam zainteresować się narciarstwem - mówiła na łamach "Deutsche Sportecho". 

Kiedy wydawało się, że jej kariera dopiero nabiera rozpędu, Trubicyna nie pojawiła się w kolejnym sezonie. Zakochała się, wyszła za mąż i została matką. Wróciła w cyklu 1988/89 i z różową czapką na głowie zaczęła wygrywać. Pierwszy raz w szwajcarskim Camprze. Rozpędziła się na tyle, że zdobyła premierową Kryształową Kulę. Podczas mistrzostw świata w Lahti dwukrotnie sięgnęła po złoto i raz srebro w sztafecie. Dwa lata później została już trzykrotną mistrzynią świata, bo obroniła tytuły z fińskiego czempionatu i dorzuciła złoto z koleżankami. - Cieszę się, że istnieje na świecie coś tak cudownego jak sport, bo inaczej to chyba nigdy nie wysunęłabym nosa poza Magadan. Teraz jestem obywatelką świata - wykrzyczała dziennikarzom po MŚ we Włoszech.

 

"Obywatelka świata" przeszła do historii. Nikomu nie udało się tego powtórzyć

Czempionat globu stał się specjalnością Rosjanki. Wywalczyła 10 indywidualnych tytułów, co do chwili, w którym w świecie biegów narciarskich pojawiła się Marit Bjoergen, było wprost nieosiągalne. Jednak nie dla Wialbe, która jako jedyna zdobyła pięć złotych medali podczas jednej imprezy mistrzowskiej (Trondheim 1997) i pięć Kryształowych Kul. Blisko wyrównania tego ostatniego wyczynu była Justyna Kowalczyk, ale ostatecznie Polka musiała zadowolić się czterema triumfami w klasyfikacji generalnej.

Jedyne, czego zabrakło Wialbe, to złotego medalu igrzysk indywidualnie. Stawała na najwyższym stopniu podium, ale tylko po rywalizacji sztafet. Mimo to uznawana jest za jedną z najwybitniejszych. Dzisiaj twarda zwolenniczka Rosji, niegdyś zdecydowała się odłączyć od grup szkoleniowych w ojczyźnie i szykowała się do startów w Norwegii. Mówiła, że to jej druga ojczyzna.

"Wialbe zawsze była indywidualistką, także w kwestii metod treningowych. Być może to odseparowanie się od ówczesnych reguł panujących w rosyjskiej kadrze sprawiło, że nigdy nie wplątała się w żadną aferę dopingową, co prędzej czy później spotkało większość jej rodaczek ze światowej czołówki" - napisał Daniel Ludwiński w książce "Droga do Justyny Kowalczyk. Historia biegów narciarskich". 

Jedna z nielicznych "czystych" Rosjanek. Norwegów miała za oszustów

Po igrzyskach w 1998 r. Jelena Wialbe skończyła karierę. W blasku chwały, bo była wtedy najlepszą w historii. Nie oznaczało to jednak całkowitego pożegnania z biegami narciarskimi. Po zakończeniu była wiceprezesem Rosyjskiej Federacji Narciarskiej w latach 2004-2006. W 2006 r. została głównym trenerem rosyjskiej reprezentacji olimpijskiej na igrzyska w Turynie. Od 2010 r. jest szefową biegów w kraju i podąża za zawodnikami niemal wszędzie. Często wplątywała się w wojnę słowną z Norwegami. Zgadzała się z Justyną Kowalczyk, która podnosiła temat zezwoleń na stosowanie leków na astmę w przypadku Bjoergen.

- Jesteśmy najlepsi wśród zdrowych i to jest dobre. Myślę, że to wstyd, że prawie wszyscy lekarze znajdują wytłumaczenie dla norweskich biegaczy na stosowanie bardzo silnych preparatów dopingujących. Nie mam nic więc do dodania. Już nieraz mówiłam, że jest to zalegalizowane dopingowanie – mówiła na łamach VG Wialbe w trakcie  mistrzostw świata w 2019 r. Część sportowego świata zgadzała się z jej opiniami. Tego nie można powiedzieć jednak teraz, kiedy jednoznacznie opowiedziała się za wojną, którą Rosja wywołała w Ukrainie. 

Od legendy do zhańbionej postaci popierającej wojnę

- Świat zrozumie nas i wszystko to, co się dzieje. Oczywiste jest, że nazizm nie powinien funkcjonować na tej planecie - powiedziała kilka tygodni temu. Choć jej słowa wywołały oburzenie, to niewiele osób zdziwiło się postawą Rosjanki. Nie jest tajemnicą, że od lat wspiera ona działania Władimira Putina. Dawała temu wyraz wielokrotnie. Jak podczas mistrzostw świata w Lahti, kiedy w trakcie jednego z wywiadów miała na sobie koszulkę z podobizną prezydenta Rosji. Jej etui do telefonu też miało zdjęcie Putina.

Nie jest też tajemnicą, że Wialbe jest członkinią putinowskiej partii Jedna Rosja, a rok temu postanowiła wystartować w prawyborach w okręgu Iwanowo. Nie dostała się do polityki i jest "tylko" szefową rosyjskich biegów. Do czwartku była też wyróżniającą się członkinią Rady FIS. Ubiegała się o reelekcję, a władze światowej federacji nie zamierzały jej w tym przeszkodzić. 

- W tej chwili sportowcy rosyjscy i białoruscy nie mogą brać udziału w żadnych zawodach FIS. Ale nie dotyczy to członków zarządu. Dlatego Wialbe może ubiegać się o reelekcję w Radzie FIS - odpowiedział dział komunikacji w światowej federacji na pytania dziennikarzy norweskiego Dagbladet.

Sprzeciw w rozmowie ze Sport.pl kilka tygodni temu wyraził Jan Winkiel. - Nie ma szans. Na 100 proc. nie będzie naszego poparcia dla tej kandydatury, a wręcz wyjdziemy z mocnym sprzeciwem - mówił sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego. Nie zgadzali się także silni w FIS Norwegowie. Jednoznaczne odrzucenie kandydatury Rosjanki zapowiedzieli też Finowie. Oburzeni byli i działacze, i zawodnicy. 

Kandydatka do Rady FIS. Bez żadnego wstydu

- Nie ma szans, żeby Wialbe dostała miejsce w zarządzie. Już źle się stało, że jest kandydatką. Wszystko to musi zniknąć. Rosja nie może być w ten sposób częścią tego sportu - wyznał cytowany przez mtvuutiset.fi Marcus Grate, zdolny szwedzki sprinter. - Tak powinno być. Jest powód, dla którego Rosjanom nie wolno się angażować i konkurować - przyznała mu rację Johanna Hagström, szwedzka biegaczka. 

Co na to wszystko Wialbe? - Nie zamierzam wycofywać się dobrowolnie. Myślę, że nie trzeba mieszać tych rzeczy. To złe - wyznała rosyjskiemu Rsportowi. I pojawiła się podczas Kongresu FIS. Nie było widać na jej twarzy zawstydzenia, czy zmieszania sytuacją. Wyraz twarzy miała taki, jak zazwyczaj, czyli obrazujący jej twardą naturę. Niegdyś ten charakter pozwalał jej święcić triumfy, a teraz popierać rosyjskie okrucieństwa.

Kiedy delegaci krajowych związków wysłuchiwali kandydatów do Rady FIS (prezentowali się tylko ci, którzy dotąd nie byli jej członkami), w pewnym momencie prezydent Johan Eliasch zapowiedział kandydata z Ukrainy. - Ihor Mitjukow połączy się z Kijowa. Z powodu wojny nie mógł do nas przybyć - zapowiedział prezydent. Pierwszy raz z ust działacza FIS podczas oficjalnych wydarzeń padło jednoznaczne określenie "wojna". Wcześniej światowa federacja operowała słowem "konflikt". Mitjukow nie zaatakował jednak rosyjskiej kandydatki. Powiedział tylko, że ma nadzieję, iż radni nowej kadencji będą lepsi.

Absolutna porażka. Wielki narciarsko kraj otrzymuje najmniej głosów

Spośród 23 kandydatów delegaci wskazywali 18, którzy ich zdaniem powinni zasiąść w Radzie FIS nowej kadencji. I Wialbe, która zazwyczaj była pewniakiem na liście wybranych, tym razem otrzymała najmniejszą liczbę głosów - 48. O dwa więcej miał ukraiński kandydat. To oznacza, że Rosjanka nie została ponownie wybrana. Poniosła klęskę, chociaż jeszcze przed Kongresem zdawała się być pewna, że odniesie sukces. 

Rosję zabolało. - To godne ubolewania. Szkoda nie tylko, że nie mamy przedstawiciela w Radzie FIS, ale szkoda tych upolitycznionych ludzi, którzy są uzależnieni od decyzji zewnętrznych. Ci, którzy podjęli tę decyzję, nie mają własnego zdania - ocenił w rozmowie ze sports.ru Jurij Brodawko, rosyjski trener biegów narciarskich. - Szkoda, że tacy ludzie mają wpływ i podejmują decyzje w FIS - dodał jeszcze.

- Dziękuję za działanie Jelenie Wialbe - krótko skwitował po głosowaniu Eliasch. Po tym wskazał dwóch kandydatów do Honorowej Rady FIS. Zabrakło w niej miejsca dla pięciokrotnej zdobywczyni Kryształowej Kuli. A to wszystko może oznaczać jej zdecydowany koniec w strukturach narciarskiego świata. Koniec, na który zapracowała.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.