Norwegia od zawsze kojarzyła się kibicom sportu głównie z biegami narciarskimi. Z nielicznymi przerwami jej reprezentacji przywozili z zawodów worki medalu. W Polsce największym zainteresowaniem cieszyła się kobieca rywalizacja, a to z powodu starć Justyny Kowalczyk z Marit Bjoergen. Kłopot, z tym że dominująca latami nacja wpadła w dołek i trudno dostrzec coś, co pozwala myśleć optymistycznie o kolejnym sezonie.
Kiedy spojrzymy na ostatni sezon, możemy zauważyć liczne sukcesy Norwegii wśród biegaczek narciarskich. Sęk w tym, że większość tych laurów osiągała Therese Johaug, która postanowiła po zimie zakończyć karierę. Jej dorobek z igrzysk w Pekinie jest imponujący, bo zdobyła złote medale we wszystkich biegach dystansowych: łączonym na 15 km, indywidualnym na 10 km oraz ze startu wspólnego na 30 km. Pozostałym jej rodaczkom nie udało się w Chinach wywalczyć choćby jednego medalu. Do tego wszystkiego warto pamiętać, że Norweżki sensacyjnie nie stanęły też na podium w biegu sztafetowym, bo zajęły dopiero piąte miejsce. W poprzednich edycjach olimpijskie krążki zdobywały przynajmniej dwie zawodniczki z tego kraju. Ostatnie słabsze igrzyska to te w 2006 r., kiedy Norwegia miała tylko dwa medale w kobiecych biegach.
W Pucharze Świata - często odpuszczanym przez Norweżki - triumfy świętowała głównie Johaug. Jedyną Norweżką poza nią, której udało się wygrać na dystansie minionej zimy, była Heidi Weng. To właśnie ona przez lata wskazywana była przez norweskich ekspertów jako wielka następczyni Marit Bjoergen i Therese Johaug. I rzeczywiście przez kilka sezonów pokazywała, że stać ją na wielkie rzeczy. Dwukrotnie sięgnęła po Kryształową Kulę, a na koncie ma też trzy indywidualne medale mistrzostw świata. Kłopot w tym, że po największych sukcesach 30-letnia zawodniczka wpadła w kryzys, a wygrywanie przychodzi jej z dużym problemem. Nawet jak się jej uda, to w kolejnych zawodach zdarza się, że kończy poza czołową dziesiątką.
Inną zawodniczką, która jeszcze mogła podtrzymać świetną passę Norweżek, jest Ingvild Flugstad Oestberg. Dwukrotna mistrzyni olimpijska przed trzema laty sięgnęła po Kryształową Kulę. W styczniu 2020 r. jeszcze potrafiła pokonać na dystansie niedoścignioną dla innych Johaug. Niestety, dotknęły ją choroby i niebywała kariera wyhamowała. Oestberg próbowała powrócić do czołówki, ale zdrowie nie pozwalało. Z tego powodu nie wystartowała podczas tegorocznych igrzysk. Kariery nie zakończyła, ale sensacyjnie nie znalazła się w kadrze na nowy sezon. Będzie przygotowywała się indywidualnie pod okiem byłego trenera Johaug - Paala Gunnara Mikkelsplassa. Niewiele osób wierzy jednak, że uda jej się wrócić do formy.
Słabe wyniki minionej zimy i problemy naturalnych liderek kadry powodują, że norweskie media biją na alarm. Odeszli też trenerzy Ole Morten Iversen i Ola Vigen Hattestad. - Nie mamy zawodniczek, które mogą wchodzić na podium co weekend - ocenia komentator NRK Jann Post w rozmowie z "Verdens Gang". Z kolei Ekspert TV 2 Petter Soleng Skinstad jest sceptyczny wobec przyszłych sukcesów biegaczek na trzy lata przed mistrzostwami świata w Trondheim i cztery lata przed igrzyskami olimpijskimi we Włoszech.
- Musisz mieć w głowie dwie myśli jednocześnie. Która jest teraz najlepsza, a która będzie najlepsza w 2025 i 2026 roku? Ponieważ jeśli panie, które są teraz w drużynie narodowej, nie poprawią się, to jesteśmy na spalonej pozycji - podkreśla Skinstad. I zauważa, że średnia wieku w kadrze to 27 lat. A przy słabszych wynikach i braku perspektyw wśród młodych, to bardzo zły prognostyk.
- Dlatego trzeba zatrudniać trenerów, którzy dokonają znaczących zmian w treningu, w przeciwnym razie dobór kadry jest zupełnie bez znaczenia. Ponieważ jeśli kontynuujesz ten sam trening, a oczekujesz innych wyników, to wierzysz w Świętego Mikołaja - ostro porównał ekspert.
Norwegowie w ostatnich latach mieli zdolne juniorki, które brylowały w swoich kategoriach wiekowych, a potem zaskakiwały podczas zawodów Pucharu Świata. Jedną z nich jest Helene Marie Fossesholm, która ma niespełna 21 lat, a już dwukrotnie stawała na podium zawodów najwyższej rangi. Jej rodacy oczekiwali, że w sezonie olimpijskim biegaczka znów zrobi krok naprzód. Tak się jednak nie stało i trzykrotna mistrzyni świata juniorów w rozmowie z mediami częściej płakała, niż się uśmiechała. Szwedzka młoda gwiazda Frida Karlsson w jej wieku rywalizowała już z Johaug i sięgała po medale seniorskich czempionatów.
Fossesholm ma jeszcze czas. O minionej zimie chce jak najszybciej zapomnieć. - Najgłupszą rzeczą, jaką robię, jest zbyt wczesny start z ciężkimi treningami. To one dają najwięcej ciosów, a wtedy ważne jest, aby być do tego przygotowanym - ocenia. Teraz ma zamiar postawić wszystko na jedną kartę. Postanowiła przeprowadzić się do Oslo i tam przygotowywać się z Therese Johaug. - Obiecała mi, że oprowadzi mnie po Soerkedalen, więc mam najlepszego przewodnika po Oslo - mówi na łamach "Aftenposten" norweska nadzieja.
Johaug chyba nie spodziewa się jednak, że młoda biegaczka będzie prosiła ją o więcej uwagi i wspólne przygotowania do sezonu. - Nie sądzę, że prośba zostanie odrzucona. Obiecała, że będzie dla mnie przewodnikiem. A jeśli odmówi, porwę ją - zażartowała Helene Marie Fossesholm.
Dobrze, że ma do tej sytuacji dystans. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że treningi z utytułowaną gwiazdą mogą być dla niej ostatnią deską ratunku. Jeśli chce spełnić pokładane w niej nadzieje, to musi przyłożyć się do ciężkich treningów. Podobnie jak jej kadrowe koleżanki. W przeciwnym razie Norwegia może zapomnieć o kontynuacji sukcesów, których zazdrościł im cały narciarski świat.