Alpe Cermis, którą polscy kibice kojarzą z czterokrotnych zwycięstw Justyny Kowalczyk, to najbardziej wymagająca góra w kalendarzu Pucharu Świata. Kolejny raz znakomicie poradził sobie z nią Dominik Bury. Dwa lata temu Polak podczas "morderczej" wspinaczki był 23. Teraz poprawił się o dwie lokaty, wyrównując tym samym najlepszy wynik w dotychczasowych startach w PŚ.
We wtorek 25- latek od początku finałowego starcia w Tour de Ski plasował się w czołowej trzydziestce. Kiedy wydawało się, że raczej zajmie miejsce pod koniec trzeciej dziesiątki, na samym finiszu zaatakował wyższą pozycję. Mało brakowało, a wyprzedziłby jednego z najlepszych sprinterów w stawce - Federico Pellegrino. Włoch jednak obronił się i tym samym odebrał Polakowi szansę na poprawę "życiówki".
W przypadku Dominika Burego cieszy fakt, że kolejny raz w tym cyklu zapunktował w zawodach najwyższej rangi. Po najlepszym sezonie w jego karierze (2019/2020), miniony był znacznie słabszy. Ani razu nie był sklasyfikowany w trzydziestce. Teraz sztuka ta powiodła mu się już cztery razy. A startuje głównie w biegach dystansowych. Dotychczas zgromadził 29 "oczek".
W klasyfikacji generalnej Tour de Ski polski biegacz zajął 31. lokatę. Maciej Staręga i Kamil Bury wycofali się po wcześniejszych etapach. Triumfował - drugi raz w karierze - Norweg Johannes Hoesflot Klaebo. Na drugim stopniu podium stanął Rosjanin Aleksander Bolszunow, a trzecią lokatę wywalczył Fin Iivo Niskanen.
Wśród kobiet najlepsza była Natalia Niepriajewa, która została pierwszą rosyjską zwyciężczynią tej prestiżowej imprezy. Po słabych występach wcześniej wycofały się siostry Weronika i Karolina Kalety. Najlepsze polskie biegaczki - Monika Skinder i Izabela Marcisz - nie startowały z powodów zdrowotnych.