Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Johaug była zdecydowaną faworytką i obrończynią tytułu w biegu łączonym na MŚ w Oberstdorfie. Pierwsze pomiary na trasie wskazywały, że biegła dość spokojnie - jeszcze na 2,2 kilometra miała tylko 0,8 sekundy przewagi nad Ebbą Anderson i 1,6 sekundy nad Fridą Karlsson. Nie było zatem rewelacji, choć stawka była jeszcze dość zbita. Nie wszystko szło jednak po myśli Norweżki. Kilka minut później wydarzyło się coś, co mogło nawet zakończyć bieg dla Johaug.
W okolicach 3,5 kilometra, gdy zawodniczki zjechały na część trasy położoną blisko stadionu, tuż przed ukończeniem pierwszego okrążenia Frida Karlsson wyprzedziła rywalkę, ale gdy biegły obok siebie, potknęła się o nartę Johaug i przewróciła na Norweżkę.
Obie upadły, a więcej szkód w tej sytuacji było po stronie Szwedki - miała złamany kijek, który na nowy wymienił jej członek sztabu Szwedek, prawie się przy tym przewracając. Johaug wstała i błyskawicznie zaczęła biec dalej. Choć spadła na trzecią pozycję, to już na pomiarze na 5,1 kilometra znów prowadziła z przewagą pół sekundy nad Ebbą Anderson.
Kluczowym momentem biegu była zmiana nart. Na tzw. pit stop Johaug i Anderson, które oddaliły się od reszty stawki, wjeżdżały niemalże w tym samym momencie. Szybciej zmiany dokonała jednak Johaug i to ona była 4,3 sekundy przed Szwedką. A to działa tak, że jeśli Norweżka dostanie choć trochę przestrzeni od rywalek, to zaczyna ją powiększać. Wtedy inne biegaczki są bezradne, mogą tylko patrzeć, jak Johaug się oddala.
Ostatecznie Therese Johaug wygrała drugą konkurencję medalową na MŚ w Oberstdorfie z przewagą 30 sekund nad duetem Anderson-Karlsson, które do końca walczyły ze sobą o srebro. Ostatecznie to Karlsson przybiegła o 0,2 sekundy przed koleżanką ze szwedzkiej kadry. - Ulżyło mi. Wiecie, jest wiele oczekiwań wobec mnie, ja też mam wysokie wobec siebie. Wiem, że w swoje dobre dni jestem w stanie wygrywać, ale muszę dużo pracować na zapas, żeby później wykorzystywać tę energię. Wtedy jeśli wszystko pójdzie po twojej myśli, jesteś w stanie być najlepszym - tłumaczyła Johaug po biegu dla NRK.
O upadku Norweżka mówiła, że "zupełnie nie rozumiała, co się stało, choć w zakręcie u niej i u Karlsson była nadspodziewanie duża prędkość". A norweskie media bardziej zajmują się sytuacją z 3,5 kilometra niż radością Johaug po piętnastu. Do jej zwycięstw łatwo się przyzwyczaić - to już jej jedenasty złoty medal mistrzostw świata i trzeci w biegu łączonym, czym wyrównała osiągnięcie Marit Bjoergen.
To właśnie Bjoergen wydaje się być jedyną rywalką dla Johaug - jej osiągnięcia. Skoro po upadku na trasie i tak potrafiła stworzyć sobie 30-sekundową przewagę nad innymi zawodniczkami to nietrudno stwierdzić, że nic nie jest w stanie jej zatrzymać. A Norweżka goni za dokonaniami najwybitniejszej w historii. Bjoergen ma 18 złotych medali MŚ, więc dla Johaug to jeszcze daleka droga. Po Oberstdorfie przy dobrym układzie może mieć ich czternaście, a dogonienie Bjoergen mogłoby nastąpić w Planicy za dwa lata.
Wyrównywanie i poprawianie osiągnięć Marit Bjoergen nie jest jednak konieczne do tego, żeby już uznać Johaug za żywą legendę biegów narciarskich. Wiele osób postrzega ją głównie przez pryzmat afery dopingowej sprzed pięciu lat, ale nie można nie dostrzegać liczby tytułów i wygranych biegów. W Oberstdorfie tylko potwierdza i jeszcze zapewne potwierdzi, że nikt nie jest tu tak wielką postacią, jak ona. Można znaleźć wiele medalowych historii na tej imprezie, ale najbardziej imponującą pod względem całokształtu kariery ma z pewnością Therese Johaug.
W biegu łączonym brały udział trzy Polki, a najlepszą z nich była czterdziesta Izabela Marcisz. W pierwszej części rywalizacji spisywała się nieźle, biegła w okolicach 20-25. miejsca ze stratą około 25-30 sekund do prowadzącej grupy. W połowie biegu zaczęła jednak słabnąć i zakończyła go ze stratą 5 minut i 25,5 sekundy do Johaug. 47. miejsce zajęła Karolina Kaleta, a 53. była Karolina Kukuczka.