Na co stać Izabelę Marcisz? Podąży drogą Justyny Kowalczyk? "Jeszcze nigdy nie pękła psychicznie"

Paweł Wilkowicz
- Ona ma niesamowitą głowę do wielkiego sportu. Iza Marcisz jeszcze nigdy nie pękła psychicznie w ważnym biegu - mówi Sport.pl Justyna Kowalczyk o nowej mistrzyni świata do lat 23 w biegu na 10 km stylem dowolnym. Marcisz to trzecia polska mistrzyni U-23 po Kowalczyk i Sylwii Jaśkowiec. Ma szansę tak jak one zdobyć medale wśród seniorek?

- Pięknie pobiegła, a jak się powzruszałyśmy za metą. Padłyśmy sobie w ramiona, nigdy nie widziałam tak wdzięcznej biegaczki. Nie faworyzowała jej trasa: była bardzo trudna, z mocnymi podbiegami. Warunki też były nie dla Izy, trochę się tu ociepliło, do minus 15, i śnieg był wolny. A jednak Iza rozegrała to znakomicie. Wiedzieliśmy, że jest mocna, trenowały w naszej grupie razem z Patriciją Eiduką, widać było, że są w formie, na podobnym poziomie. Ale za faworytkę uważaliśmy Amerykankę Hailey Swiburl – mówi Sport.pl Justyna Kowalczyk, która trenuje grupę młodych polskich biegaczek razem z Martinem Bajciciakiem. I ze wsparciem trenera Aleksandra Wierietielnego, który niby odszedł już na emeryturę, ale z tą grupą rozstać się nie umie i przyjechał do Vuokatti pokibicować. 

Zobacz wideo Justyna Kowalczyk w "Wilkowicz Sam na Sam": Wciąż nie zasypiam bez leków nasennych. Ale teraz przyszedł czas, żeby już chociaż nie było widać tego umartwienia

"Lato Izy było długie i ciężkie. Miałyśmy parę mocnych momentów"

– Po tym biegu Izy doszliśmy z trenerem Wierietielnym do wniosku, że nie umiemy sobie przypomnieć startu, w którym ona przegrałaby z presją. Głowę do wielkiego wyczynu ma niesamowitą – mówi Kowalczyk. Amerykance Swiburl, która stała już w tym sezonie na podium Pucharu Świata na 10 km łyżwą, bieg w mistrzostwach w Vuokatti się nie udał. Patricija Eiduka, Łotyszka trenująca razem z polską kadrą, zaczęła 10 km bardzo mocno, ale nie wystarczyło sił do końca. Zajęła siódme miejsce. A Marcisz dobrała tempo po mistrzowsku, o 11,2 sekundy wyprzedziła srebrną medalistkę Luise Lindstroem, o 19,6 Norweżkę Heddę Oestberg Amundsen.  

Ten uścisk za metą, o którym mówi Justyna Kowalczyk, ma dla niej i Marcisz szczególne znaczenie, bo bywało między nimi w ostatnim roku różnie. - Lato Izy było długie i ciężkie. Zaczęło się dobrze, ale potem w okolicach zgrupowania w Ramsau coś się popsuło, Iza miała problem z kością piszczelową, cierpiała, ale uważaliśmy, że to nie jest powód, by tracić treningi, bo można wymyślić takie, których ten problem z piszczelem nie będzie uniemożliwiał. A ona zaczęła szukać u lekarzy potwierdzenia, że to poważniejsza sprawa. Lekarze nie potwierdzali i mieliśmy parę mocnych momentów. Iza chciała odjeżdżać ze zgrupowania w Szczyrbskim Plesie, ja na to nie pozwoliłam. Rozpisaliśmy trening alternatywny. Na początku sezonu zimowego też było jeszcze trochę problemów. A potem Iza już chyba wszystko zrozumiała. I wrócił sportowiec, jakiego lubimy. Myślę, że to była świetna lekcja na przyszłość – mówi Kowalczyk.  

"Ja kilkanaście dni po medalu U-23 byłam na podium igrzysk. Ale byłam starsza. Dajmy Izie chwilę"

To już czwarty medal Marcisz w mistrzostwach świata juniorek i do lat 23. Rok temu zdobyła srebra w sprincie i na 15 km łyżwą, brąz na 5 km klasykiem. A teraz dołożyła złoto na innym dystansie, 10 km. To drugie złoto polskich biegaczek w Vuokatti, wcześniej w sprincie juniorek wygrała Monika Skinder, a brąz zdobyła Karolina Kaleta. To też pierwsze złote medale dla Polski w juniorskich i młodzieżowych MŚ w narciarstwie klasycznym od tytułów Jakuba Wolnego i drużyny skoczków z 2014 roku. Sukces Marcisz jest o tyle niespodziewany, że Polka jest z najmłodszego rocznika - 2000 - startującego w kategorii do lat 23. Teoretycznie powinno być jej trudniej o medale niż rok temu w MŚ juniorek w Oberwiesenthal. Srebrna medalistka Lindstroem jest jej rówieśniczką, ale już trzecia Amundsen jest o dwa lata starsza. 

- Iza jest bardzo uniwersalna, najbardziej z naszej grupy. Jeszcze dwa lata temu była za plecami Moniki Skinder, i to gdzieś na 4-5 miejscu. A teraz widać, na co ją stać. Są z Moniką różne, ale obie z wielkimi możliwościami – mówi Justyna Kowalczyk.  

Jak wielkie są te możliwości? Są już trzy polskie mistrzynie świata do lat 23: podwójnie złota Justyna Kowalczyk z 2006, podwójnie złota Sylwia Jaśkowiec z 2009. I teraz Marcisz. A czwarta Monika Skinder wśród juniorek. Justyna Kowalczyk została multimedalistką, a pierwszy raz na podium igrzysk – z brązowym medalem w Turynie - była niecałe trzy tygodnie po złotach MŚ do lat 23 w Kranju. Sylwia Jaśkowiec też ma medal wśród seniorek – brąz w sprincie drużynowym z Kowalczyk z 2015. – Iza zasługuje na taki ciąg dalszy. Niech się rozwija, robi swoje. Dajmy jej jeszcze trochę czasu. U mnie medale MŚ do lat 23 i medal olimpijski były w tym samym miesiącu, ale ja miałam wtedy 23 lata. Iza ma 21, igrzyska wypadają jej za rok. To naprawdę nieporównywalne sytuacje. Nie wkładajmy jej dodatkowej presji, tylko popatrzmy, co wyprawiają w biegach seniorek inne reprezentacje. Cieszmy się tym, że w grupie pościgowej wśród młodych jesteśmy w czołówce: Iza, Monika, nasza Patricija z Łotwy też, choć dziś przegrała z nerwami – mówi Kowalczyk.  

"Brawa dla Elizy Ruckiej. Niech ten bieg nie przejdzie niezauważony"

Marcisz i Eiduka już zakończyły indywidualne starty w Vuokatti, przed Moniką Skinder jeszcze bieg na 15 km, z nadziejami na dobry wynik. Seniorskie mistrzostwa świata w Oberstdorfie zaczynają się za dwa tygodnie. Wcześniej, za tydzień, Polki pobiegną w Pucharze Świata w Nowym Meście, słabiej obsadzonym, bo to tuż przed MŚ, i jest większa szansa na punkty.  

- Chciałabym jeszcze kilka słów poświęcić Elizie Ruckiej, niech jej 36. miejsce w piątkowym biegu nie przejdzie niezauważone – mówi Kowalczyk o biegaczce, która miała problemy zdrowotne, zdarzały jej się omdlenia. W lecie dostała pozwolenie od lekarzy, by wrócić do poważnego biegania. – Wiele nas to wszystkich kosztowało, żeby Eliza zrozumiała, że na razie musi w zawodach biec na 80 procent i że to nie jest nic złego. Ona bardzo się z tym męczy, bo wie, jakie ma możliwości. Ale na razie to jedyne mądre rozwiązanie. Eliza nigdy nam na treningach nie zemdlała, to się dzieje tylko w zawodach. Lekarze bardzo długo poszukiwali przyczyny, mówią, że być może z czasem te omdlenia zupełnie miną. Tu nie ma bezpośredniego ryzyka dla zdrowia. Chodzi raczej o to, co mogłoby się zdarzyć, gdyby np. Eliza zasłabła i upadła podczas treningów na asfaltowym torze. Dla niej ukończenie biegu w Vuokatti to wyjątkowa rzecz, po dwóch latach znów ją zobaczyliśmy na finiszu. Jest bardzo dzielna – mówi Kowalczyk.  

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.