Nowa Marit Bjoergen już stała się legendą. Justyna Kowalczyk ostatnią, która pokonała Norweżki

Therese Johaug goni Marit Bjoergen, Johannes Hoesflot Klaebo staje się najlepszym sprinterem w historii, a Helen Marie Fossesholm to gotowy materiał na przyszłą mistrzynię olimpijską. Chociaż wciąż nie brakuje im kontrowersji związanych z dopingiem, norweskie biegi narciarskie po zakończonym sezonie mają się dobrze. Tak jak przez ostatnie 24 lata.

24 lata - tyle lat trwa passa zwycięstw Norwegii w Pucharze Narodów w biegach narciarskich. Ten sezon tylko potwierdził, że ten skandynawski kraj wciąż jest niekwestionowaną potęgą dyscypliny. To do niej należały cztery z pięciu najwyższych miejsc w klasyfikacji generalnej zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Przyniósł też trzy kolejne Kryształowe Kule. Dominatorzy ostatnich lat mają legendę, która goni najlepsze biegaczki wszech czasów, najlepszego sprintera w historii i “nową Marit Bjoergen”. Czyli wszystko, żeby kontynuować swoje panowanie nad tą dyscypliną.

Zobacz wideo Justyna Kowalczyk w

Dominacja

Ostatni raz, kiedy Norwegia nie wygrywała Pucharu Narodów w biegach narciarskich, przypadł w 1996 roku. Wtedy najlepsza okazała się Rosja, którą do zwycięstwa prowadziły znakomite biegaczki - Jelena Vaelbe, Larisa Łazutina, Nina Gawriluk, czy Lubow Jegorowa. W stawce mężczyzn już kilka sezonów wysokie miejsca osiągał Bjoern Daehlie, który toczył wspaniałe pojedynki z Kazachem Władimirem Smirnowem. Norweg sam nie był jednak w stanie zapewnić Norwegii osiągnięć, za które odpowiadał cały zespół. Wkrótce dołączyli do niego jednak młodsi, ale równie głodni sukcesów sprinterzy i długodystansowcy. Silniejsza stawała się też kadra kobiet, która powoli konkurowała z Rosjankami, by w kilka sezonów kompletnie je wygryźć.

W ciągu 24 sezonów Norwegia dołożyła do swojego dorobku łącznie 68 Kryształowych Kul Pucharu Świata - w klasyfikacjach generalnych, sprintów i na dystansach. Wszędzie byli niemalże nie do zatrzymania. Sukcesy rozwijających swoje niezwykłe kariery wspomnianego Daehliego, Bente Skari, Thomasa Alsgaarda, Pettera Northuga, Martina Johnsruda Sundby’ego, czy w końcu Johannesa Hosfloeta Klaebo i Therese Johaug sprawiły, że niemalże każdy ma już dość ich wyższości. Ale wciąż musi ją respektować.

Ostatnią, która pokonała Norweżki w klasyfikacji generalnej kobiet była Justyna Kowalczyk. Dokonała tego w 2013 roku. U mężczyzn przez dekadę Norwegów potrafili ograć tylko Szwajcar Dario Cologna i triumfator właśnie zakończonego sezonu, Rosjanin Aleksander Bolszunow. W ostatnich latach reszta świata musiała uznawać wyższość rywali ze Skandynawii znacznie częściej niż cieszyć się własnymi triumfami.

Johaug stała się legendą

W 2011 roku Therese Johaug zdobywała złoty medal mistrzostw świata w Oslo w biegu na 30 kilometrów klasykiem, zdecydowanie wygrywając z Marit Bjoergen i Justyną Kowalczyk. Wielu zastanawiało się, co ten sukces oznacza dla biegów narciarskich. Nową erę młodej blondynki, która będzie chciała pokonać Bjoergen? Czy jednorazowy pokaz siły, po którym forma zawodniczki będzie stopniowo gasnąć? Z Bjoergen zdecydowanie przegrała na igrzyskach w Soczi, ale wyprzedziła swoją rodaczkę w wyścigu po Kryształową Kulę za sezon 2013/2014. Zdobywała też złote medale MŚ. Stało się jasne, że będzie gonić jej rekordy. Do końca 2016 roku zdobyła jeszcze jedną, dokładając do swojego dorobku kilkanaście zwycięstw w zawodach Pucharu Świata.

Następną wygraną mogła się cieszyć dopiero półtora roku później. Pierwsze miejsce w Ruce w listopadzie 2018 roku smakowało jednak wyjątkowo, bo była pierwszym sukcesem po powrocie do startów. Norweżka została odsunięta od igrzysk w Pjongczangu i PŚ po pozytywnym teście na obecność zakazanego sterydu - clostebolu. Oskarżono ją o stosowanie dopingu i zdyskwalifikowano na osiemnaście miesięcy. Johaug do dziś uważa ten wyrok za niesłuszny, jednak nie traciła czasu na ciągłe dywagacje. Trenowała jeszcze mocniej, bo wiedziała, że będzie biegać przeciwko wszystkim. Według niej świat uwziął się na zawodniczkę z potencjałem zostania legendą. Ze sportem w międzyczasie pożegnała się jednak Bjoergen, a to ułatwiło Johaug wyjście z jej cienia. Teraz kompletuje tylko kolejne osiągnięcia.

Czy Johaug może stać się większa od Bjoergen? W osiągnięciach do dorównania rywalce brakuje jej już tylko jednej Kryształowej Kuli. Ale też ośmiu złotych medali mistrzostw świata i siedmiu igrzysk olimpijskich. Bjoergen była w świecie biegów narciarskich przez blisko 20 lat. Johaug do takiego bilansu brakuje jeszcze siedmiu sezonów, w tym czterech edycji mistrzostw świata i dwóch wyjazdów na igrzyska. Zatem jeśli zachowa formę, będzie miała swoje szanse. Dla wielu nie potrzeba jej jednak pokonania Marit, czy bicia rekordów dyscypliny. Zaimponowała swoim powrotem, charakterem i unikalną umiejętnością bycia nieosiągalną dla rywalek.

Klaebo najlepszym sprinterem w historii

W tym sezonie u Norwegów nie było dubletu Kryształowych Kul za klasyfikację generalną PŚ. Obok Therese Johaug, wygrał bowiem Aleksander Bolszunow, a nie jak rok temu Johannes Hoesflot Klaebo. Najmłodszy mistrz olimpijski w historii biegów narciarskich nie musi się tym jednak martwić. Trofea za klasyfikację generalną ma już dwa, a w tym sezonie pobił rekord w innej kategorii. Zdobył czwartą małą Kryształową Kulę za klasyfikację sprintów, czego nie dokonał jeszcze żaden biegacz w historii. Fakt, że dodawał je do swojej kolekcji rok po roku, jedynie potęguje prestiż tego sukcesu.

W klasyfikacji sprintów na podium wspierali go inni Norwegowie - drugi Erik Valnes i trzeci Pael Golberg. W tej zliczającej biegi dystansowe wygranej przez Bolszunowa dobrze prezentowali się za to drugi Sjur Roethe, czwarty Simen Jegstad Krueger i piąty Hans Christer Holund. Im szósty w tym sezonie Klaebo uległ, ale to nie w tej kategorii miał się specjalizować. Zwłaszcza gdy impreza docelowa - MŚ w Oberstdorfie - ma nadejść dopiero za rok, a kolejna, czyli igrzyska w Pekinie za dwa.

Klaebo można już spokojnie nazywać najlepszym sprinterem w historii. Jest ewenementem. Nigdy wcześniej nie było zawodnika tak stabilnego w swoich zwycięstwach w tej kategorii biegowej. Opanował do perfekcji taktykę i swobodne rozkładanie sił na krótkich pętlach Pucharu Świata i głównych imprezach, gdzie stres jest o wiele większy. Jednak Klaebo umiejętnie utrzymuje adrenalinę. Podczas ostatnich MŚ w Seefeld od eliminacji do finału nie przestawał biec. Mixed zonę rozłożoną na trzy rzędy - telewizji, dziennikarzy radiowych i piszących - pokonywał wężykiem, truchtając przez kilkanaście sekund, podczas gdy inni niemalże spacerowali.

Wyrywał wtedy zwycięstwo po walce do samego końca z Włochem Federico Pellegrino. Chwilę po biegu Klaebo podskakiwał, ciesząc się ze swojego pierwszego złota MŚ w karierze. Przed kamerami zachowywał jednak pozę gościa, który właśnie pokerowym zagraniem wygrał partię szachów, a nie okazał się lepszy od rywala na kilka metrów przed metą biegu. - Klaebo był mniej dynamiczny albo może to ja byłem szybszy. Nie wiem - zastanawiał się Pellegrino w rozmowie ze sportsinwinter.pl. - Rok temu przed igrzyskami byłem pewny, że nie jest możliwe go pokonać. Dziś tak nie myślałem. Musiałem i próbowałem utrzymać swoją pozycję aż do końca. Niestety nie udało się - opisywał. Ostatnie słowa Włocha są tu kluczowe. Klaebo mógł być słabszy, ale i tak wygrywał. Potrafił zwyciężyć nawet w najtrudniejszych okolicznościach, a to jest dziś wręcz unikalne.

Nowa Marit Bjoergen

Therese Johaug dogania Marit Bjoergen w osiągnięciach, ale z czasem będzie musiała także spojrzeć za siebie. Tam w ostatnich latach niezmiennie utrzymywały się przede wszystkim Heidi Weng, Astrid Jacobsen, Maiken Caspersen Fallę, czy Ingvild Flugstad Oestberg. Od kilku miesięcy uwagę norweskich mediów i kibiców przykuło jednak zupełnie nowe nazwisko. Helene Marie Fossesholm ma według nich wszystko, żeby na stałe rozgościć się w tym wspaniałym gronie.

Młodą biegaczkę trenuje ojciec. Sama twierdzi, że jej życie prywatne nie jest ciekawe i nie lubi być obiektem zainteresowania. Wciąż się uczy i to właśnie ukończenie szkoły stawia sobie za najważniejszy cel. Nawet ponad sportem. Wszyscy wokół uwzięli się jednak, żeby nazywać ją “nową Marit Bjoergen”. “To ogromny talent i nadzieja na przyszłość” - mówiła portalowi svt.se Johaug, która jest dla Fossesholm mentorką. “Muszę dużo trenować, żeby jej dorównać. Trzeba mieć silne nogi, bo inaczej nie mogłabym znaleźć się obok niej ani na moment” - stwierdziła juniorka.

Osiemnastolatka od wieku ośmiu lat była leczona hormonalnie. Jak podaje afonbladet.se, mierzyła wówczas zaledwie 137,5 centymetra. Teraz urosła do 151. Rozpędu tej informacji dodawał pewien szczegół - substancja, którą ją wtedy leczono, znajduje się na liście zakazanych przez WADA. Norweżka teraz jej już jednak nie przyjmuje, a wcześniej spełniła kryteria Norweskiej i Światowej Federacji Antydopingowej. Sprawa budziła kontrowersje wśród mediów, ale zawodniczka stara się ich nie czytać. Nie ulega presji, jaka miała się zbudować wokół jej pierwszych sukcesów.

Multisportsmenka

Fossesholm zadebiutowała w Pucharze Świata w grudniu tego roku i od razu zdobyła punkty, dzięki osiemnastej pozycji w skiathlonie w Lillehammer. Od początku 2020 roku jej celem był sukces na mistrzostwach świata juniorów w Oberwiesenthal. Chciała poprawić swoje rezultaty z zeszłorocznej imprezy w Lahti, gdzie zdobyła dwa srebra, w obu indywidualnych startach przegrywając z błyszczącą już wśród seniorek Szwedką Fridą Karlsson. W lutym wybrała się jednak jeszcze na zawody PŚ do Falun. Nastraszyła inne juniorki. Zajęła piąte miejsce w biegu na 10 kilometrów łyżwą ze startu masowego.

W samym Oberwiesenthal nie miała sobie równych. To przez nią złota na 15 kilometrów stylem dowolnym nie była Izabela Marcisz. Norweżka była też najlepsza na 5 kilometrów klasykiem. Krążka nie zdobyła tylko w sprincie, bo prowadząc niewiele przed metą, przewróciła się i ukończyła bieg piąta. Potem nie obroniła jeszcze z koleżankami złota w sztafecie, ale z Niemiec i tak wracała bardzo szczęśliwa. Co prawda nie pobiegła później w Pucharze Świata, ale myślami pewnie jest już na trasach przyszłego sezonu. I powrotu do Niemiec na seniorskie mistrzostwa świata w Oberstdorfie.

Co ciekawe, Fossesholm jest multisportsmenką. Poza biegami uprawia też kolarstwo górskie, w którym zaczyna odnosić równie duże sukcesy. Zdobyła brązowy medal podczas zeszłorocznych juniorskich mistrzostw świata w Quebecu. “Na razie udaje mi się połączyć oba te sporty, a trening w wielu elementach jest tu podobny i pomaga w przygotowaniach zarówno zimą, jak i latem” - zdradzała cytowana przez madshus.com.

Złoty okres

Norwegowie nie wyglądają, jakby przestali czuć się nieswojo, wręczając legendarny Medal Holmenkollen swoim zawodnikom. Odkąd od lat 60. doceniają także sportowców spoza Skandynawii, coraz częściej pomijają rodaków. W trakcie swojej wielkiej dominacji przyznali odznaczenie tylko ośmiu Norwegom uprawiającym biegi narciarskie. Na liście wciąż brakuje Klaebo, Sundby’ego, Weng, czy Falli. Ale nie ma też choćby Lundby, Johanssona, czy Tandego, którzy świetnie prezentują się w skokach narciarskich. Rzecz w tym, że zaraz lista będzie im się uzupełniać naturalnie, a nazwiska do nagrodzenia wskazywać same.

Nie ma co ukrywać, że biegi narciarskie w Norwegii przeżywają swój złoty okres. Tradycją stało się, że tamtejsi fani mogą pojechać na Holmenkollen Ski Festival do Oslo, z góry licząc na dobry wynik ich zawodników. W tym sezonie przez zagrożenie epidemią koronawirusa i zamknięcie trybun stadionu, kibicowali im tylko w lesie, ale i tak dało się wyczuć atmosferę corocznego beztroskiego święta. Ludzie przestali w wielkim stopniu przejmować się wynikami, bo i tak wygrywają ich ulubieńcy. I za nic nie chcą wybudzić się z tego pięknego snu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA