U Marciszów pasję do sportu przekazuje się wraz z genami. Siostry już nie biegają - Marcela była uwikłana w sprawę dopingową, podania substancji dopingującej przez osobę trzecią, a Ewelina zrezygnowała z kariery po kilku latach startów i zajęła się trenowaniem niepełnosprawnych. Mama i tata – Barbara i Marek - sami wychowywali mistrzynię, ucząc się na błędach i czerpiąc z rodzinnych sukcesów. Brat Szymon też dorasta z przypiętymi nartami.
Najmłodsza z córek ma za sobą trudne, ale rozmarzone dzieciństwo, dorastanie ze sportem i ciężkimi treningami w tle. Teraz nie chce się zatrzymywać – rok temu debiutowała w seniorskich mistrzostwach świata, a w zakończonym już sezonie 2019/2020 po raz pierwszy punktowała w Pucharze Świata. Potem zdobyła aż trzy medale MŚ juniorów. “Odpocznę na emeryturze” - śmieje się Izabela Marcisz.
Marek Marcisz był jednym z najbardziej utalentowanych juniorów w kraju. Reprezentował MKS “Halicz” Ustrzyki Dolne, w którym trenerem był wówczas jego tata. Marek był pierwszym z rodzinnych sportowych diamentów. Zdobywał złote medale mistrzostw Polski juniorów, był mistrzem województwa i zdobywcą Pucharu Polski w biegach narciarskich. Gdy miał szesnaście lat, przydarzyła się tragedia. Jak opisywał portal rzeszow.wyborcza.pl, młody zawodnik zauważył, jak na jego babcię staczał się ciągnik. Próbując ją ratować, sam wpadł pod maszynę. Zmarł 4 listopada 2005 roku w wyniku odniesionych obrażeń. W memoriale jego imienia startowały i wygrywały później jego siostry.
Izabela Marcisz miała wtedy sześć lat i już chłonęła rodzinną tradycję biegów narciarskich. Zaczęła biegać, gdy miała dwa lata. Chwyciła narty i już nie dało się jej od nich odciągnąć. Mama Barbara i tata Marek stali się pierwszymi trenerami swojej trzeciej córki-biegaczki. Poprzednimi były reprezentantki Polski – Marcela i Ewelina.
Marcela jest najstarszą z trzech sióstr. Sześć razy startowała w zawodach Pucharu Świata, ani razu jednak nie punktując. Uczestniczyła w mistrzostwach świata juniorek, młodzieżowców i uniwersjadzie, ale nigdy nie odniosła większych sukcesów. Pojawiała się w kadrze, a potem z niej wypadała. Twierdziła, że nie każdy chciał tam jej obecności. Startowała do 2017 roku, gdy przedwcześnie zakończyła karierę. Wykryto u niej trimetazydynę – niedozwolony środek, przez który została zdyskwalifikowana na osiemnaście miesięcy. Miała być przeziębiona i przyjąć lek z zakazaną substancją tuż przed mistrzostwami Polski, w których zajęła czwarte miejsce w biegu na 5 kilometrów i piąte w sprincie. Marcela nie była świadoma przyjmowania dopingu, więc ukarano też podającego substancję. Jego tożsamość nie została ujawniona.
Ewelina zakończyła przygodę z biegami nieco ponad rok po siostrze. Miała karierę bogatszą w sukcesy – srebrny i brązowy medal uniwersjady w Szczyrbskim Jeziorze z 2015 roku, łącznie jedenaście zdobytych punktów Pucharu Świata, występy na trzech edycjach mistrzostw świata i igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. Nie wypadała z kadry, ale nigdy nie była jej pierwszoplanową postacią. “W pewnym momencie życia przychodzi nostalgia, pewnego rodzaju zwątpienie w osiągnięcie swoich celów. To była przede wszystkim moja decyzja, według mnie rozsądna” - tłumaczyła kończąc karierę. Dziś spełnia się w roli trenerki niepełnosprawnych. Jest asystentką w kadrze paraolimpijczyków.
Marcisz najpierw trenowała w MKS-ie „Halicz” Ustrzyki Dolne, razem z siostrami. Zaczęła startować w krajowych zawodach. Jeszcze przed debiutem na arenie międzynarodowej, zdobywała pierwsze medale mistrzostw Polski – choćby brązowy w biegu na 5 kilometrów w marcu 2016 roku. Jako 16-latka, co zapowiadało sukcesy w przyszłości.
Marek Marcisz senior przeniósł córkę do swojego nowo utworzonego Stowarzyszenia Prządki Ski, gdzie znalazł się także jej młodszy brat, Szymon. Kariera zawodniczki przyspieszyła w 2018 roku. Najpierw w styczniu zadebiutowała na mistrzostwach świata juniorów – w Goms zajęła m.in. 31. miejsce w sprincie stylem dowolnym. Znalazła się w kadrze A na sezon 2018/2019, w którym zadebiutowała także w Pucharze Świata – w Davos, gdzie po nieudanych eliminacjach do sprintu, była 43. w biegu na 10 kilometrów stylem dowolnym. Przez długi czas liczyła się w walce o punkty – do pierwszego pomiaru czasu dobiegła na dwunastej pozycji, a na półmetku rywalizacji była szesnasta. Później spadła jednak w klasyfikacji, choć debiut mogła uznać za zdecydowanie udany.
W kadrze Marcisz trafiła pod skrzydła Aleksandra Wierietielnego i będącej jego asystentką Justyny Kowalczyk - To, co robiła Iza Marcisz, czasami nas po prostu zachwycało – opisywała w rozmowie ze Sport.pl w lutym 2019 roku. - Jak na swój wiek spisuje się bardzo dobrze, chce pracować, robi postępy – chwaliła dwukrotna mistrzyni olimpijska. - Myślę, że komplementem dla Justyny będzie, jeśli powiem, że jest bardzo wymagająca. A ja jestem bardzo zadowolona, że tak jest, bo lubię dostawać trudne zadania – mówiła później o trenerce i byłej świetnej zawodniczce Marcisz.
Rok 2019 rozpoczęła startem w kolejnych mistrzostwach świata juniorów, tym razem w Lahti. Wyniki, jakie tam osiągnęła, dla wielu były niewyobrażalne. W biegu na 5 kilometrów (w Goms stylem klasycznym, a w Lahti dowolnym, co oczywiście miało znaczenie) poprawiła się o aż 49 pozycji, zajmując czwarte miejsce. - Przez pierwszą minutę myślałam o tym, że nie ma medalu, jednak później uświadomiłam sobie, że rok wcześniej byłam 54., a w tym roku jestem czwartą juniorką świata, to motywacja do dalszej pracy – mówiła dla sportsinwinter.pl.
W sprincie Marcisz była 24., a w biegu na 15 kilometrów stylem klasycznym ze startu masowego piąta. Pobiegła także w sztafecie, w której wraz z koleżankami była nawet bliska medalu, ale ostatecznie skończyło się na piątym miejscu. - Wcale nie biliśmy sobie braw. Dziewczyny płakały, że im uciekł medal. A ja im pokazywałam, gdzie mogły nadrobić koncentracją. To, co one zaczęły tej zimy, ta praca musi trwać – mówiła po mistrzostwach Justyna Kowalczyk.
Kolejny miesiąc przyniósł następny debiut. Marcisz pojechała do Seefeld na mistrzostwa świata seniorek. Osiągnęła tam jeden z rezultatów, z których do dziś może być bardzo dumna – była 27. w biegu łączonym. Same mistrzostwa okazały się dla niej bardzo trudnym doświadczeniem. - W życiu nie doświadczyłam takiego bólu. Tym bardziej jestem z siebie dumna, ale przede wszystkim mam w głowie swoich rodziców. Gdyby nie oni, na pewno nie dobiegłabym do mety. Przesyłali siłę i dzięki nim mam taki charakter, że nie odpuściłam na trasie – powiedziała po skiathlonie.
Pokazała w Seefeld determinację i umiejętność przekucia słabych momentów w większą koncentrację. W marcu dało jej to pierwszy w karierze złoty medal mistrzostw Polski w biegu na 10 kilometrów stylem dowolnym. Wcześniej osiągnęła coś być może nawet ważniejszego od dotychczasowych sukcesów sportowych. Przyznano jej stypendium IV edycji Funduszu Natalii Partyki, które pozwoliło na dalszy rozwój kariery. A zaczynało się od niewinnego i dość amatorskiego filmiku o osiągnięciach, w którym lektorem była sama biegaczka.
Obecny sezon jest dla polskiej biegaczki najlepszym w życiu. Pierwsze punkty Pucharu Świata udało się zdobyć już w grudniu zeszłego roku podczas skiathlonu w Ruce, kiedy zajęła 29. miejsce. Później pojechała na pierwsze Tour de Ski, po którym w rozmowie z portalem sportsinwinter.pl podkreślała, że z każdym biegiem czuła się coraz lepiej na trasie. - Czy udało mi się odpocząć po Tourze? Myślę, że tak. Chociaż przyznam, że skupiam się już na mistrzostwach świata juniorów. Odpocznę sobie dopiero na emeryturze – śmiała się zawodniczka.
Wspomniane mistrzostwa świata juniorów to moment kulminacyjny jej dotychczasowej kariery. Jechała na nie z marzeniami o podium i medalach. Wyjechała jako, zdaniem niektórych ekspertów, kandydatka na przyszłą gwiazdę biegów. Zdobyła trzy medale – dwa srebrne w sprincie i biegu na 15 kilometrów stylem dowolnym ze startu masowego oraz brązowy na 5 kilometrów „klasykiem”. Wszystko miało się zakończyć czwartym i sukcesem, którego obok świetnych indywidualnych wyników brakowało w Lahti. W biegu sztafetowym Polki były już na drugim miejscu, z szansami na pierwsze, ale Marcisz na ostatniej zmianie pomyliła trasę. Pobiegła za Niemką krótszym, nieregulaminowym odcinkiem, który nie był zamknięty ani odpowiednio oznaczony, co później wytykała organizatorom Justyna Kowalczyk. Polską sztafetę zdyskwalifikowano i znów skończyło się na płaczu i bez medalu. Zawodniczki nie ma co obwiniać, ale niesmak po tak dobrym biegu całej drużyny pozostał.
Po mistrzostwach i zakończonym świetnym sezonie Marcisz dalej będzie wychwalana i określana drugą Justyną Kowalczyk. A ona nią nie będzie. Przed takimi słowami przestrzega sama czterokrotna zdobywczyni Kryształowej Kuli. - Mam nadzieję, że Izka nie weźmie sobie do głowy tych wszystkich bajek o pisaniu historii. Z historii powinna pamiętać tylko jedno: były już lepsze od niej juniorki, które po sukcesie gdzieś się rozmyły – zaznaczyła we wpisie na Twitterze. - Oby robiła swoje. Bardzo ciężko i prostymi metodami pracowała na swoje – podsumowała jedna z najwybitniejszych zawodniczek w historii. Za Izabelą Marcisz dopiero wstęp do wielkiego świata sportu. I to od niej zależy, jak się w tym świecie odnajdzie.