Łukasz Jachimiak: Jesteś zadowolona z 10. miejsca i ze swojego występu?
Monika Skinder: Tak, naszym celem było dojście do finału i zrobiłyśmy to. Do mnie duże osiągnięcie. I to, że mogłam wystatować z Justyną. Nic tylko się cieszyć i pracować dalej.
Było ciężko? Bolało na trasie?
- Tak, nogi piekły na podbiegach. Trzeba było ból przełamać i dać z siebie wszystko. Mimo że po półfinale byłam zmęczona. Ale walczyłam dalej.
O wspólnym biegu z Justyną Kowalczyk mówiłaś, że to będzie zaszczyt. Marzyłaś kiedyś o takim starcie?
- Nie mogę powiedzieć, że spełniłam marzenie, bo tak naprawdę nigdy sobie czegoś takiego nie wyobrażałam. Będąc małą dziewczynką i oglądając Justynę w telewizorze nigdy nie pomyślałam, że kiedyś razem z nią pobiegnę. To było niewyobrażalne. To naprawdę zaszczyt, że z nią pobiegłam.
Czujesz, że szczyt formy jest już za Tobą? Wiemy, że szykowałaś się głównie na juniorskie mistrzostwa świata, które były ponad miesiąc temu.
- Tak, celem najważniejszym były „juniory”, tam się udało osiągnąć dobry wynik [srebrny medal w sprincie]. Czuję już duże zmęczenie, ale trzeba wytrzymać i powalczyć o końca sezonu.
Będąc na mistrzostwach świata seniorów po raz pierwszy w karierze myślisz sobie, co chciałabyś kiedyś osiągnąć?
- Tak, chciałabym zdobyć medal olimpijski i mistrzostwo świata. To moje marzenia. Wiem, że to wymaga bardzo ciężkiej pracy. Myślę, że jestem w stanie pracą dojść do takiej formy, że uda mi się spełnić marzenia.
Nie peszy Cię zainteresowanie, jakie wzbudzasz w zagranicznych mediach? Widzieliśmy, że rozmawiają z Tobą m.in. Norwegowie.
- Nie. Oni mnie kojarzą, bo jestem rywalką ich utalentowanej, młodej zawodniczki. Pytali też o współpracę z Justyną.
Co mówisz o pracy z byłą mistrzynią?
- Mówię to, co widać – że nasze wyniki bardzo poszły w górę. Nie tylko zrobiłam duży postęp. Wszystkie dziewczyny z grupy bardzo się poprawiły. Czasem w pracy z Justyną jest trochę ciężko, czasami to przełamuję, a czasami coś powiem. Ale są efekty, po coś to jest.