Weronika Kaleta 46., Urszula Łętocha 47., Monika Skinder 55. i Izabela Marcisz 56. – takie wyniki w swoim pierwszym starcie w Seefeld uzyskały polskie biegaczki. - Jest constans. Dziewczyny są pierwszy raz na mistrzostwach. Nie są ani poniżej, ani powyżej swoich możliwości. To są mniej więcej te miejsca, na które dziewczyny zasłużyły. Jedynie Monika Skinder pobiegłaby szybciej, gdyby to była wcześniejsza część sezonu. Teraz dopiero pierwszy raz przegrała w sprincie z którąkolwiek z naszych dziewczyn. Ale to nie jest główna impreza dla Moniki. Dla niej najważniejsze były mistrzostwa świata juniorów [zdobyła tam srebrny medal] – oceniła w rozmowie ze Sport.pl Justyna Kowalczyk, która kadrę kobiet prowadzi razem z Aleksandrem Wierietielnym.
Z oceną sytuacji przedstawioną przez Kowalczyk trudno się nie zgodzić. Nastoletnie zawodniczki, które debiutują na wielkiej imprezie przyjechały po naukę, a jeśli przy okazji uzyskają bardzo dobry wynik, to po prostu nauczą się więcej i szybciej. Dużo gorzej wygląda sytuacja u naszych panów. A zwłaszcza u Macieja Staręgi. Najlepszy polski biegacz ostatnich lat w Pucharze Świata potrafił kończyć sprinty w czołowej „10”, ale na głównych imprezach zwykle zawodzi. Przed rokiem na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu był 38., cztery lata wcześniej w Soczi o awansie do „30” musiał zapomnieć przed upadek w kwalifikacjach (skończył je na dopiero 67. pozycji). Na mistrzostwach świata też zwykle niewiele brakowało mu do awansu do fazy finałowej. W 2011 roku w Oslo był 33., w 2013 roku w Val di Fiemme zajął 41. miejsce, MŚ Falun 2015 dały mu 38. pozycję i wreszcie przed dwoma laty w Lahti był ósmy.
Niestety, postępu nie zrobił i coraz trudniej w taki wierzyć, bo utalentowany zawodnik z Siedlec ma już 29 lat. - Zabrakło mi 0,18 s i nawet wiem, gdzie to straciłem. Zachwiało mnie na finiszu, na jednym kroku, to tam przegrałem. To moja wina, że nie wszedłem do „30”, ale nie wiem, co bym zdziałał dalej, bo nie czuję się rewelacyjnie. To jest średnie bieganie, a mi się musi wszystko zgrać, żebym coś zrobił – mówił nam Staręga kilka chwil po swoim biegu.
Dlaczego się nie zgrało? - Pierwsza część sezonu szła dobrze i chcieliśmy, żeby było jeszcze lepiej, a wyszło gorzej – ocenia Staręga, mając na myśli decyzję zawodników i trenera Tadeusza Krężeloka, by do Seefeld przyjechać późno i prosto ze zgrupowania wysokogórskiego. - Dosyć pechowo się wszystko układało od początku roku. To nie było jakieś mega słabe bieganie, ale było bardzo pechowe. W Dreźnie trochę przeszkodził wiatr [33. miejsce], w Cogne miałem leczenie kanałowe zęba dzień przed startem [42. pozycja]. Tutaj próbowałem się wyzbierać, ale nie dałem rady. Psychicznie nie pomagały starty w PŚ, tu zrobiłem co mogłem, ale nie ma mnie w „30” i jest mi bardzo szkoda. Kolejny rok mi przepada. Próbuję się cały czas rozwijać, ale stoję w miejscu. A jak się stoi w miejscu, to świat idzie do przodu i ucieka. To widać po wynikach, tego nie ukryję – szczerze mówi Staręga.
Świata nie gonią też bracia Bury. Dominik skończył sprint na 48. miejscu, Kamil był 63. w gronie 145 sklasyfikowanych. – Długo byliśmy na wysokości i może organizm jeszcze dochodzi do siebie. Tak to zaplanowaliśmy, taka była decyzja trenera i nasza. Myśleliśmy, że to będzie trafione. Człowiek uczy się na błędach – mówi starszy z braci, 24-letni Kamil. - Trasa dała się mocno we znaki. Tym bardziej, że jestem w trakcie leczenia się. W tym momencie to już tylko przeziębienie, ale na pewno to było coś więcej. Szkoda, bo przed mistrzostwami świata łapałem formę, zanosiło się, że będzie dobrze, ale zachorowałem. Tak to jest w sporcie, nic na to nie poradzę – mówił młodszy o rok Dominik.
Czy trójka Krężeloka może zaprezentować się lepiej w następnych startach? – W sprincie drużynowym [odbędzie się w niedzielę] zrobię wszystko, żeby odpokutować za sprint indywidualny – zapewnia Staręga, ale przecież przyznaje, że nie jest w optymalnej formie. Razem z nim ma pobiec Dominik Bury. – Zawsze jest szansa na dobry wynik – mówi. Ale od razu dodaje, że on nastawia się przede wszystkim na dystanse. - Sprinty to dla mnie tylko trening. Jeżeli jakiś mi wyjdzie, to fajnie, a jak nie wyjdzie, to w ogóle tego nie biorę do siebie. Sprint to tylko fajny dodatek – tłumaczy Bury. Cóż, o fajny wynik może być trudno.