MŚ w Seefeld. Justyna Kowalczyk: Skinder i Marcisz mają wszystko, by być kiedyś w światowej czołówce

- Wystartuję indywidualnie na 10 km klasykiem tylko pod warunkiem, że wyniki drużynowego sprintu pokażą, że warto. W Seefeld moim zadaniem jest pomóc w sztafetach. Czy zostanę na następny sezon? Za wcześnie na odpowiedź - mówi Sport.pl Justyna Kowalczyk, asystentka trenera kadry biegaczek Aleksandra Wierietielnego.
Zobacz wideo

Paweł Wilkowicz: Co to za sensacja z twoim startem w mistrzostwach świata w Seefeld?

Justyna Kowalczyk: No właśnie nie wiem. Przecież mówiłam już wiele razy, że będę tam sztafecie potrzebna i że od maja trenuję, żeby wesprzeć dziewczyny w Seefeld. Nic się nie zmieniło. Biegnę w sztafecie (czwartek 28 lutego), na drugiej zmianie stylem klasycznym, wystartuję też w sprincie drużynowym (niedziela 24 lutego – red.).

Sztafeta to jest operacja: stypendium? Zmieścić się w ósemce i zapewnić trzem biegaczkom budżetowe wsparcie?

Tak bym tego nie nazywała, choć pomoc finansowa dla tych dziewczyn jest bardzo ważna. Zależy nam na dobrym miejscu, żeby mieć kartę przetargową przy rozmowach o przyszłości treningowej, o warunkach przygotowań. Na początku naszej pracy usłyszeliśmy od PZN, że te warunki będą takie sobie, bo nie ma po co więcej wydawać. Teraz, po świetnych startach Moniki Skinder i Izy Marcisz, już jest po co. Ale chcemy jeszcze w Seefeld zawalczyć o więcej.

A nie lepiej, żeby wystartowały cztery dziewczyny z grupy treningowej? Może nie wywalczą stypendium, ale i ta czwarta oswoi się z rywalizacją pod presją.

Dziś w sztafecie 4x5 km różnica między mną a czwartą dziewczyną to dwie minuty. Oswajanie się z presją za cenę zajęcia 15-16 miejsca? Nie będzie z tego wielkiego pożytku. My chcemy też dać sygnał: żeby pobiec w sztafecie w MŚ, trzeba mieć już określony poziom. Żeby nie było: przebiegniemy się, bo Kowalczyk z Wierietielnym nas przepchnęli na mistrzostwa.

Wystartujecie też w parze z Moniką Skinder w sztafecie sprinterskiej.

Na razie jest ustalona taka para, rezerwową jest Iza Marcisz i wskoczy, jeśli ja albo Monika poczujemy się słabiej. W sztafecie 4x5 km rezerwową jest Weronika Kaleta. W celach na mistrzostwa świata przesłanych do ministerstwa sportu mierzymy w drużynowym sprincie w miejsca 6-10, a w dużej sztafecie w miejsca 8-12. A jeśli chodzi o następne pytanie….

No właśnie…

…jeśli chodzi o następne pytanie: decyzję o tym, czy pobiec na 10 km klasykiem (wtorek 26 lutego - red.) podejmiemy z trenerem po sztafecie sprinterskiej. Zobaczymy, jak się będę czuć, jakie będą czasy w sprincie drużynowym. Mamy komfort decydowania, bo nikomu nie zabieram miejsca. Jeśli pobiegnę, będą w biegu cztery Polki. Jeśli nie, trzy. Moniki Skinder nie puszczamy w tym biegu, bo to nie ma sensu.

O biegu na 10 km w Seefeld mówiłaś przed sezonem: jeśli mam biec, to nie po to, żeby się przebiec.

Wszystko aktualne. Dlatego czekamy na wyniki drużynowego sprintu. Ja na razie nie wiem, gdzie jestem na tle najmocniejszych zawodniczek. Cieszę się na te mistrzostwa, jestem bardzo ciekawa, ile jeszcze potrafię z siebie wycisnąć, ile straciłam przez ten rok od zakończenia startów w Pucharze Świata. Startowałam tej zimy albo w zawodach niższej rangi, albo na 50 czy 70 km. Wiadomo tylko tyle, że jestem najlepsza klasykiem z Polek. I nic więcej z tego nie wynika.

A co wynika z juniorskich sukcesów Moniki Skinder? Jej wyniki przerosły oczekiwania, ma już nawet pierwsze punkty w Pucharze Świata.

Monika świetnie stoi na nartach, pokonuje zakręty, dobrze sobie radzi na zlodzonych trasach. Wszystko dzięki treningom wrotkarskim. I było jasne jeszcze przed sezonem, że jeśli ma gdzieś spróbować sił, to najlepiej w Dreźnie, bo to jest trasa dla niej. Gdybyśmy ją wystawili np. w Kuusamo, to już nie byłoby tak pięknie. Jeszcze nie teraz. Ale może za rok już będzie. Ona potrzebuje doświadczenia, obiegania się, wytrzymałości. Monika biega dobrze od początku zimy, miała dobrą bazę. Wiele już w tym sezonie osiągnęła, zdobyła srebro mistrzostw świata juniorek w sprincie, zdobyła dwa medale w EYOF (Olimpijski Festiwal Młodzieży) w Sarajewie. Ma prawo dobrze spać i wypatrywać mistrzostw.

A jaka jest trasa sprintu w Seefeld?

Bardzo trudna dla mężczyzn, dla kobiet złagodzona, z czego się cieszymy, bo taka jest lepsza dla naszych dziewczyn. Ale pamiętajmy, Monika to jest siedemnastolatka, nie ma co od niej wymagać nie wiadomo czego. Jest waleczna, bardzo mądrze zachowuje się na trasie, ale cudów w naszym sporcie nie ma. To są dzieci, one już swoje mistrzostwa w tym sezonie miały. Od kwietnia pracujemy razem z Moniką. Ucierałyśmy się, walczyłyśmy, dopasowywałyśmy się. Mamy za sobą dużą harówkę, eliminowanie złych nawyków. Ale od kiedy zaczęły się starty, było już dużo lepiej. Rodziło się zaufanie. Wszystkie dziewczyny z grupy tych najmłodszych startowały bardzo dobrze, podbudowały się. Nauczyły się trochę innego podejścia do treningu, skupienia na pracy. Wszystkie poszły mocno do przodu. To, co robiła Iza Marcisz, czasami nas po prostu zachwycało. Jak na swój wiek spisuje się bardzo dobrze, chce pracować, robi postępy. Dziewczyny wiedzą, nad czym muszą pracować, że czasem pojawiają się błędy wynikające z braku koncentracji, a nie zaległości treningowych. Po piątym miejscu dziewczyn w sztafecie w mistrzostwach świata juniorek wcale nie biliśmy sobie braw. Dziewczyny płakały, że im uciekł medal. A ja im pokazywałam, gdzie mogły nadrobić koncentracją. To, co one zaczęły tej zimy, ta praca musi trwać. A naszym zadaniem jest stworzyć im jak najlepsze warunki. Serwis, hotele. Trzeba się profesjonalizować. Nie każda z tych dziewczyn zrobi karierę, niektóre może już za kilka lat nie będą biegać. Ale zaczną np. pracę z młodzieżą już bez tych nawyków, które miały.

20. miejsce Moniki Skinder w Dreźnie to drugi najlepszy wynik sezonu w całych polskich biegach, wyżej był tylko raz Maciej Staręga, też w sprincie.

No właśnie, trochę za mało było tych dobrych miejsc, ale może oni szykują formę na mistrzostwa. Choć dziwi mnie, że mimo iż w kadrze szkoleniem olimpijskim było objętych czterech mężczyzn, to na mistrzostwa jedzie tylko trzech i Polska nie będzie miała w Seefeld męskiej sztafety. To jest duża porażka polskich biegów.

A wracając do Moniki Skinder: to jest talent na miarę sukcesów wśród seniorek?

Wracając do Moniki, nie zapominajmy o Izie. To są dwie równorzędne liderki naszej kadry. Nie spotkałam jeszcze w polskich biegach zawodniczki, która miałaby tak świetny podkład ogólnorozwojowy jak Iza. Jej tata zrobił kawał dobrej roboty, jest świetnie skoordynowana. Monika ma za sobą trening wrotkowy z bardzo zaangażowanym trenerem. Te dwie dziewczyny startowały z nieco wyższego pułapu niż pozostałe, dlatego szybciej się wybiły. Na co stać pozostałe – czy na dużo, czy bardzo dużo - jeszcze nie jesteśmy w stanie powiedzieć. Natomiast ani Monice, ani Izie nie brakuje niczego, żeby być kiedyś w czołówce światowej. Mówię o czołówce, nie o tym, czy będą mistrzyniami, bo do mistrzostwa to trzeba nie tylko pracy, ale też szczęścia i mnóstwa pieniędzy na serwis nart. Gdybym miała walczyć o ich przyszłość, to walczyłabym równie mocno o Monikę i Izę.

A zostajesz walczyć w przyszłym sezonie?

O tym lepiej będzie porozmawiać po mistrzostwach. Mój układ z Polskim Związkiem Narciarskim jest dość luźny. Nie mam etatu, kontraktu, nie mam służbowego telefonu ani karty kredytowej. Wystawiam faktury co miesiąc. Najbardziej mnie z PZN wiążą te dziewczyny, na których mi bardzo zależy.

Czyli możesz odejść w każdej chwili?

Mogę też zostać wyrzucona w każdej chwili. A poważnie: nie ukrywam, jestem mocno zmęczona tym sezonem. Psychicznie i fizycznie. Trener mówi, że mnie jeszcze nigdy takiej zmęczonej nie widział. Staram się być elastyczna we współpracy z dziewczynami, ale jestem niezdolna do zejścia poniżej pewnego poziomu wymagań. To męczy obie strony, ale nie chcę, żeby dziewczyny posmakowały bylejakości. Cały czas im mówimy: zapomnijcie o średniakach, podglądajcie tylko najlepszych. I kopiujcie zachowania. Zaczynałyśmy od początku. I pewnie w przyszłym sezonie byłoby już dużo łatwiej, bo dziewczyny przeszły ogromną metamorfozę. Marzy nam się wiosną obóz, na który zaprosimy kilka bardzo młodych zawodniczek, nawet z rocznika 2004, żeby wyselekcjonować jeszcze więcej zawodniczek. Wiem, że będzie trudniej, bo dysproporcje między dziewczynami będą jeszcze większe. Ale mam takie przebłyski, gdy mi się bardzo chce robić to dalej. I takie, gdy nie mam siły.

Jeśli odejdziesz, Aleksander Wierietielny zostanie?

Nie, trener od początku zapowiadał, że kadrę obejmuje razem ze mną i jeśli ja się spakuję, to on też. On jest na emeryturze, niczego nie musi. Chce pomóc. I chce widzieć zrozumienie. Dziś widzimy, że to zrozumienie u dziewczyn jest. I to daje siłę. Ale są też takie historie, niby drobiazgi, ale przypominające nam o polskim bagienku, że się wszystkiego odechciewa.

To prezes Apoloniusz Tajner ma coś zrobić inaczej, żebyście zostali, czy zawodniczki?

Nie, dziewczyny pokazały, że wiedzą, co robić. Ale chcemy im pewne rzeczy poprawić, przede wszystkim serwis. Chcemy się uniezależnić pod tym względem, bo nie widzimy wspólnoty kadry męskiej i żeńskiej. Teraz byliśmy zależni i to nam czasem utrudniało działanie. Ale to jest wszystko do przejścia. Byle energia dopisywała. Tyle już przeszliśmy i skoro sobie obiecaliśmy, że spróbujemy to pociągnąć, to pociągniemy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.