- Sprawa odnosząca się do możliwego złamania przepisów dopingowych przez Fredrika Bendiksena została umorzona. Prowadzący dochodzenie nie znaleźli dowodów na to że doktor przepisał Johaug krem z clostebolem aby ją dopingować, ani że liczył na to iż taka kuracja będzie miała przy okazji efekt dopingujący . Przepisał krem Trofodermin tylko w celach leczniczych. Nie było tu elementu złej woli, nie ma więc też winy - ogłosił w imieniu norweskiej agencji antydopingowej Niels R. Kiaer, jeden z członków komisji dyscyplinarnej tej agencji.
Mowa o lekarzu kadry, którego Johaug obarczyła całą winą za swoją dopingową wpadkę z września 2016 roku. I który wystąpił w dniu ogłoszenia pozytywnego testu Johaug na tej samej konferencji prasowej co zapłakana biegaczka i, sam ledwo powstrzymując płacz, wziął całą winę na siebie. Przepraszał Johaug za to, że nie dopełnił obowiązków. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego nie zorientował się iż clostebol to zakazany anabolik (nie ma substancji, która kończy się na -bol, a nie jest anabolikiem - red.), dlaczego nie sprawdził dokładnie leku kupionego zagranicą, podczas zgrupowania we Włoszech, gdzie Johaug uległa poparzeniu słonecznemu.
Już podczas tej konferencji Bendiksen, lekarz z 30-letnim doświadczeniem w sporcie, były pracownik firmy która wyprodukowała Trofodermin, złożył dymisję z funkcji lekarza kadry biegaczek. Potem podczas dochodzenia i rozprawy dyscyplinarnej Johaug wyjaśniał w zeznaniach, że to był dla niego bardzo trudny czas: bliska mu osoba chorowała, jeden z biegaczy zwichnął na tym samym zgrupowaniu we Włoszech bark i pochłonięty tym wszystkim Bendiksen zaniedbał sprawdzenie leku dla Johaug.
Ale Bendiksen podtrzymał podczas rozprawy, że winę bierze na siebie, a Johaug na tym oparła swoją linię obrony: mówiła, że nie musiała nawet sprawdzać czy na leku jest ostrzeżenie dopingowe - było - ani czytać ulotki, bo Bendiksen zapewnił ją że nie ma tam zabronionych substancji, a ona wierzyła mu bezgranicznie. Jej zeznania potwierdzała Marit Bjoergen: mówiła podczas rozprawy, że również wierzyła Bendiksenowi bezgranicznie, był świetnym fachowcem i na miejscu Therese zachowałaby się tak samo.
Co ciekawe, wspomniany wyżej Niels Kiaer występował w tej rozprawie jako przedstawiciel strony oskarżającej i domagał się dla Johaug 14 miesięcy dyskwalifikacji za to, że nie zrobiła wszystkiego, by uniknąć dopingowej pomyłki.
Johaug dostała 13 miesięcy dyskwalifikacji, ale sprawa trafiła przed Trybunał Arbitrażowy do spraw Sportu, bo Międzynarodowa Federacja Narciarska żąda zaostrzenia kary. Czyli: biegaczka która przekonuje że jest niewinna straci co najmniej sezon startów, a może i dwa. A lekarz, który przekonuje że jest winny, nie zostanie formalnie ukarany, bo przepisy dyscyplinarne na to nie pozwalają.
- Therese reaguje na ten werdykt bardzo stanowczo: przepisy są niekonsekwetne, jeśli ona dostaje 13 miesięcy kary za zaniedbanie. A lekarz, zawodowiec na którego opinii polegała, przyznaje się do błędu i jego sprawa jest umorzona, bo w przypadku lekarza musi wystąpić działanie w złej woli. To jest złe prawo - mówi adwokat Johaug Christian Hjort. Sportowcy mogą być ukarani nawet za nieświadome zażycie dopingu, bo przepisy nakładają na nich odpowiedzialność za to co znajduje się w ich ciele (dlatego muszą udowodnić że dopełnili starań, by się nie pomylić - Johaug nie przekonała sędziów, że dopełniła wszelkich starań). Lekarza ukarać dużo trudniej.
Komisja antydopingowa: błąd sportowca to co innego niż błąd osoby trzeciej
- Fredrik Bendiksen popełnił błąd. Ale przepisy Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) w przypadku osób trzecich nie przewidują kary za nieświadome złamanie przepisów. Zasięgnęliśmy opinii WADA przed umorzeniem sprawy - tłumaczy Kiaer. Adwokat Bendiksena przyznał, że choć doktor przyjął werdykt w swojej sprawie z ulgą, to nie zazna spokoju, póki nie wyjaśni się sprawa kary dla Johaug. Trybunał Arbitrażowy zaczął już przygotowania do rozpatrzenia wniosku FIS, ale na rozstrzygnięcie trzeba będzie zapewne poczekać kilka miesięcy. Sezon olimpijski zaczyna się w listopadzie 2017.