Łukasz Jachimiak: W sobotę mistrzynią Polski w sprincie "łyżwą" została 15-letnia gimnazjalistka Monika Skinder, w niedzielę brązowy medal na 5 km "klasykiem" wywalczyła 17-letnia Izabela Marcisz. Mamy nowe talenty w biegach narciarskich?
Wiesław Cempa: oczywiście znamy te dziewczyny, szczególnie Izę, która już bywała z nami na zgrupowaniach, nawet ostatniego lata. To jest siostra Eweliny Marcisz, która w minionych latach zdobywała punkty Pucharu Świata. Siostry są w sumie trzy, bo jest jeszcze Marcela, mają też młodszego brata. Iza na pewno ma duży talent, Monika Skinder też. Fajnie, że są takie dziewczyny. I nie narzekajmy, że te młode wygrywają ze starszymi. Z tego się trzeba cieszyć. Skoro teraz się wybijają na naszym podwórku, to trzeba je dobrze poprowadzić, nie robić z nich od razu wielkich mistrzyń, i może kiedyś takimi zostaną. Na pewno nie wolno im wbijać do głów, że są wielkie, podczas gdy one jeszcze się nie konfrontowały z zagranicznymi rywalkami ze swoich roczników. I nie wolno wprowadzać ich w mocny trening typowy dla seniorek. Mam nadzieję, że nikt tego nie robi. W przeciwnym razie stracimy utalentowane zawodniczki.
Jakiś czemu temu Polski Związek Narciarski nie wysłał biegaczek na juniorskie mistrzostwa świata, a pan w rozmowie ze Sport.pl tłumaczył, że nie było sensu tego robić, tak słabe trafiły się nam roczniki. Teraz jest inaczej?
- O rocznikach 2000 i 2001 już na wiosnę dyskutowaliśmy w gronie trenerskim. Idzie bardzo fajna grupa, zwłaszcza dziewczyn. Już w ubiegłym roku wygrywały z rywalkami starszymi od nich o dwa lata. Ale spokojnie czekajmy, to jeszcze nie jest taki wiek, żeby brać je do kadry i wozić na wielkie zawody. Biegi to sport wytrzymałościowy, tu nie można za szybko się rzucić na największe obciążenia. Poza tym dziewczyny jeszcze się uczą, trzeba im spokoju.
Powiedział pan, że Skinder i Marcisz potrzebują konfrontacji z zagranicznymi rywalkami z ich roczników - to znaczy, że nie jeżdżą na żadne międzynarodowe zawody?
- Nie chodzi o to, żeby sporadycznie gdzieś pojechać. Są Alpen Cupy w Austrii, w zachodniej Europie jest dużo imprez dla biegaczy w takim wieku, a my tam nie jeździmy. Szkoda, konfrontowałyby się, zobaczyłyby w którym miejscu są, nabrałyby obycia, nie byłoby znów takiej sytuacji, że zawodnik jedzie na mistrzostwa świata juniorów i to jest jego pierwszy start zagraniczny. Wtedy biegacz bardzo przeżywa start i często "leci" tylko na 50 proc. swoich możliwości. Ale wyjazdy wiążą się z kosztami, a kluby nie mają pieniędzy.
Skinder biega w Tomaszowie Lubelskim, to kolejny po Siedlcach ośrodek, który chyba trochę zawstydza kluby z gór?
- Pewnie cała Skandynawia jest położona na mniejszej wysokości niż Tomaszów Lubelski (śmiech).
Nie żartujmy, chodzi o tradycje, infrastrukturę. Skandynawia biega od zawsze i biega się w niej wszędzie. U nas takie inicjatywy jak w Tomaszowie czy Siedlcach to ciągle nowość.
- Grzegorz Staręga w Siedlach już od paru ładnych lat robi świetną robotę, stwarza tam dzieciakom warunki. Oby było więcej takich klubów, to sito będzie większe, selekcja lepsza i może wreszcie będzie z czego wybrać zawodników do kadr. Biegać można nie tylko w górach. Wystarczą warunki śniegowe i ratrak albo skuter, żeby przygotować trasę. To podstawa, bez tego dzieciaki źle się technicznie ustawiają i później ciężko wyeliminować złe nawyki zawodnika. W naszym sporcie to się zdarza. Mamy trochę tak, jak miałoby pływanie, gdyby przychodzili do niego ludzie, którzy trenowali w stawach i których nagle wrzucono do basenów, przez co dopiero w tym momencie dało się zobaczyć, co robią źle. Ciągle trzeba u nas polepszać infrastrukturę. I zachęcać dzieci do narciarstwa. Wiosną byliśmy na kursokonferencji w Norwegii i usłyszeliśmy, że tam mają tysiąc juniorów startujących w mistrzostwach kraju. A mówią, że jak z takiej dużej grupy dwójka przebije im się do wielkiego biegania seniorskiego, to są zadowoleni. Kiedy się z nimi porównamy, to wyjdzie, że oni mają system, a nam zostaje totolotek.
Ilu mamy juniorów?
- Nawet tego dokładnie nie wiadomo. Licząc dzieciaki od szóstych klas szkół podstawowych zbierze nam się ponad setka. Ale nie wiemy ile jest naprawdę trenujących, a ile takich, które czasem wystartują w jakichś zawodach. W Norwegii wszystko jest tak uporządkowane, że w krajowych mistrzostwach startuje po 140 15-, 16- i 17-latków. I to są liczby po kwalifikacjach. Cała Skandynawia, Rosja i jeszcze wiele innych krajów nas zdecydowanie wyprzedza. Nam jak się trafi talent, to próbujemy go poprowadzić, ale selekcji nie mamy takiej, żeby wierzyć, że się trafi prawdziwy diament. Świetnie, że Skinder i Marcisz teraz błyszczą. Trzeba się z tego cieszyć i mądrze je prowadzić. No i nie narzekać, że młodzi wygrywają ze starszymi.
Z drugiej strony nie sposób nie zauważyć że jeśli 15-latka wygrywa seniorskie mistrzostwa Polski, to taki wynik nie świadczy dobrze o seniorkach.
- Nie startowały Justyna Kowalczyk, Sylwia Jaśkowiec, Ewelina Marcisz.
Ale była choćby Kornelia Kubińska, olimpijka.
- Ona sprintów nigdy nie biegała i nie będzie biegać, dla niej ten start był treningiem. Pewnie, że jako seniorka może i nie powinna dać się ograć takiej młodej. Ale jak ta młoda ma duży talent, to dobrze, że wygrała.
"Oby Izy Marcisz i Moniki Skinder nie zmarnowano! Mają dziewczynki papiery na dobre bieganie" - napisała na Twitterze Justyna Kowalczyk. Systemu nie zbudowaliśmy, ale może wbrew wszystkiemu kiedyś doczekamy się następczyń mistrzyni?
- Już mieliśmy Sylwię Jaśkowiec, która zrobiłaby o wiele większą karierę, gdyby nie prześladujące ją kontuzje. Ona co roku ma jakiś problem ze zdrowiem, co się wyciągnie, to znów ma przerwę, nie może spokojnie popracować przez dwa-trzy lata. Wielka szkoda, bo ona jako 16-latka potrafiła w międzynarodowych zawodach zajmować miejsca w "dziesiątce", a później wygrała dwa złote medale mistrzostw świata młodzieżowców. Z nią nie podganialiśmy z treningiem, nie przeholowaliśmy, spokojnie wprowadziliśmy ją w wiek seniora. Jej przykład pokazuje, że trzeba nie tylko talentu i rozwagi, ale jeszcze i szczęścia.