Biegi narciarskie. Budny: Johaug na pewno wróci na igrzyska

- Cieszę się, że wreszcie norwescy oszuści muszą się tłumaczyć - mówi Edward Budny po dopingowej wpadce Theresy Johaug. Ale trener, który doprowadził Józefa Łuszczka do tytułu mistrza świata, nie wierzy w surową karę dla gwiazdy biegów narciarskich. Budny zastanawia się też czy szwedzki mistrz biathlonu Bjoern Ferry ma rację, twierdząc że Justyna Kowalczyk nie powinna komentować sprawy

Obserwuj @LukaszJachimiak

Łukasz Jachimiak: śledzi pan sprawę dopingowej wpadki Theresy Johaug?

Edward Budny: oczywiście, cieszę się, że wreszcie norwescy oszuści muszą się tłumaczyć. Przecież już środki wziewne na astmę brali w nieprawdopodobnych dawkach i nic poważnego im się przez to nie stało. Ja ich dobrze znam od lat, wiem, jak potrafią oszukiwać. Ich potęga powstała nie tylko w oparciu o piękne tradycje i wielkie pieniądze. Stron w gazecie by zabrakło, żeby opowiedzieć, jak nieuczciwie postępowali już w dawnych czasach, kiedy prowadziłem Józefa Łuszczka.

Proszę opowiadać - czym najmocniej panu podpadli?

- Pięć razy byłem na igrzyskach, więc wiem, że świetnie zorganizowany zespół mają od dawna. Nie zapomnę, jak na igrzyskach w Innsbrucku w 1976 roku dzięki szwindlom bieg na 50 km wygrał Ivar Formo. Teraz narty są oznakowane, nie wolno ich zmieniać, nie licząc oczywiście miejsc i momentów do tego przewidzianych. Wtedy nart nikt nie znaczył, to Norweg sobie zmieniał co dwa-trzy kilometry. W Innsbrucku, jak na żadnych innych igrzyskach, różnica poziomów trasy miała ze 300 metrów, one były bardzo ciężkie. Dlatego też warunki były zmienne. Na górze lód, na dole woda. Oni sobie porozstawiali smarowaczy z nartami w różnych miejscach i narty zmieniali, a reszta nie mogła, bo nikogo nie było stać na taką armię pomocników. Teraz to już jest wszystko ograniczone, są wydzielone strefy nawet do podawania napoju, sztab też nie może być dowolnie wielki, akredytacji już tak się nie rozdaje, są limity. Przypomnę jeszcze jedną sytuację. Zaraz po igrzyskach w Lake Placid w 1980 roku Łuszczek wygrał wszystkie biegi, na jakie pojechaliśmy do Skandynawii. To było 21 zwycięstw z rzędu. Ze wszystkimi rywalami, z którymi na igrzyskach przegrał, zajmując szóste miejsce na 15 i piąte na 30 km. Jak mógł rywalizować z nakoksowanymi Skandynawami i biegaczami ze Związku Radzieckiego? Niech o uczciwości rywali świadczy fakt, że na 30 km brązowy medal zdobył Iwan Lebanow, Bułgar. Józek był piąty, przegrał z nim jedyny raz w życiu. Lebanow już się nigdy nie pojawił na żadnych wielkich zawodach, nigdy nic innego nie wywalczył poza tym brązem. Jak teraz słyszę, że Norweżki uciekły reszcie świata, to się bardzo denerwuję. Jak miały nie uciec, skoro Rosjanki gdzie się nie pojawią, to są mocno kontrolowane i to samo dotyczy innych nacji poza tą norweską?

Widać, że one jednak też są sprawdzane, inaczej Johaug by nie wpadła.

- Na pewno im wolno więcej. Choćby z tymi lekami na astmę. Przecież brali je nawet zdrowi.

Trzeba chyba oddać Justynie Kowalczyk to, że ona od początku walczyła z astmą rywalek, za co była krytykowana również w Polsce?

- Ale Justyna też była złapana na dopingu, też trochę wisiała.

Pół roku, bo dowiodła, że niedozwolony środek przyjęła nieświadomie.

- Jak nie wolno, to nie wolno.

Chce pan zrównać przypadek Kowalczyk z przypadkiem Johaug?

- Nie zamierzam. Myślę, że maść od początku była przygotowana jako wytłumaczenie na wypadek wykrycia dopingu. Nie wierzę, że można tego kremu wsmarować w usta tyle, żeby próba antydopingowa była pozytywna.

Ustalmy - według pana Kowalczyk ma prawo komentować doping Johaug, choćby nieoficjalnie, w mediach społecznościowych, jak to robi? Czy za szwedzkim mistrzem olimpijskim w biathlonie Bjoernem Ferrym powtórzy pan, że "chełpi się wpadką dopingową" rywalki, a nie powinna?

- Według mnie każdy, kto kiedykolwiek miał problem z dopingiem, nawet najmniejszy, nie ma moralnego prawa do oceny innego zawodnika, który wpadł. Z drugiej strony trudno Justynie odbierać prawo do komentarza w tej sprawie, bo od lat jest czysta. Co roku ma tyle badań, że musi być czysta, nie ma innej możliwości. A Norweżki mają swoich przedstawicieli w różnych komisjach. Ich ludzie są we władzach wszystkiego, co w biegach istotne.

Domyślam się, że w surową karę dla Johaug pan nie wierzy.

- Na pewno jakąś jej dadzą, ale taką, żeby na igrzyskach w 2018 roku mogła wystartować. Mam nadzieję, że chociaż nie zobaczymy jej w Lahti, na mistrzostwach świata najbliższej zimy. Wierzę, że Szwedzi na to nie pozwolą. Bo nawet jak ktoś się tam u nich dziwnie wypowie, to i tak widać, że oni walczą z norweskim dopingiem.

Zobacz wideo

39 niezwykłych sportowych ciekawostek! [KLIKNIJ]