- Przebiec, zapomnieć i uciec - mówiła Kowalczyk przed sprintem w Lenzerheide. I tak będzie mogła powiedzieć o niemal każdym najbliższym biegu łyżwą. O 5 km, które trzeba będzie przebiec w niedzielę, o 5 km w Toblach 8 stycznia, na szóstym etapie Touru. Im szybciej trzeba biec łyżwą, tym dla Justyny gorzej. Nie trenuje już tego, każdy wysiłek w stylu łyżwowym to ból kolana, najchętniej w ogóle nie stawałaby do takich biegów. Ale w wyścigach etapowych trzeba. I kończy się to tak, jak w piątek w Lenzerheide: 59. miejscem w eliminacjach. Na tym etapie odpadł również najlepszy dziś polski biegacz Maciej Staręga, był 43., choć dla niego sprint łyżwowy to główna specjalność.
Tak się zaczął dziesiąty Tour de Ski. Zapewne ostatni Tour w karierze Kowalczyk, która wygrywała go już cztery razy, częściej niż ktokolwiek inny. Przyjechała na ten pożegnalny wyścig niby pogodzona z tym, że kłopoty z kolanem i zaległości w stylu łyżwowym nie pozwolą jej walczyć o wysokie miejsca w klasyfikacji łącznej. Ale widać, jak trudno jej to znosić. - Rola tej odchodzącej jest trudna psychicznie - mówiła po biegu w wywiadzie dla TVP.
W sobotę czeka ją bieg slalomem na 15 km klasykiem. Slalomem, bo bieg jest ze startu wspólnego, miejsce na starcie wyznacza klasyfikacja po sprincie i Justyna będzie z ostatnich rzędów torować sobie drogę do przodu. Do miejsca w dziesiątce, może wyżej. Ciągle ją na stać to w biegach klasycznych. Pytanie, ile energii straci na wyprzedzanie. - Trasa jest wąska i powykręcana - mówi. Będzie się działo, chętnych do slalomu jest wiele: Justyna ma się przedzierać z 59. miejsca, Therese Johaug - z 15., Heidi Weng - z 24., Kerttu Niskanen - z 32. Johaug była w piątek o włos od awansu do półfinału sprintu, nie udało się, ale nadal pozostaje wielką faworytką Touru. Sprint wygrała Maiken Caspersen Falla przed Idą Ingemarsdotter i Ingvild Flugstad Oestberg. Falla wraca już do domu, zależy jej w tym sezonie tylko na sprinterskiej Kryształowej Kuli. Jako liderka ruszy w sobotę Oestberg (miała lepszy czas eliminacji niż Ingemarsdotter) i to ona powinna w wyścigu najdłużej bronić się przed atakiem Johaug.
Kowalczyk najwyżej w tym sezonie była na ósmym miejscu. W biegu na 10 km stylem klasycznym w Toblach, w ostatniej próbie przed Tour de Ski, i na finałowym etapie Ruka Triple w Kuusamo (wyścig skończyła na 11. miejscu, ale miała ósmy czas netto na ostatnim etapie na 10 km klasykiem). Ósme miejsce w Kuusamo, gdzie biegła chora, uznała za bieg na miarę możliwości. A po Toblach czuła niedosyt, przed sezonem zakładała, że tam już będzie w dobrej formie. Po drodze było jednak i mocne przeziębienie, i wspomniane problemy z kolanem (nieplanowany zabieg na początku grudnia). - Jakaś matnia się stworzyła, jestem w niekończącej się chorobie, to nie są takie wyniki, jakich się spodziewałam. Letnia praca nie procentuje ani trochę. Już pierwsze wnioski wyciągnęliśmy. Jakie? Jak to z Justyną - że przeholowała - mówiła Kowalczyk w TVP. Analizując wyniki z obecnego sezonu, doszli z trenerem Aleksandrem Wierietielnym do wniosku, że organizm nie jest już w stanie znieść tak mocnej pracy jak kiedyś.
- Nałożyłam na siebie presję treningową, trzy miesiące pracy były naprawdę mocne, a widać organizm w tym wieku już nie wytrzyma - tłumaczy Justyna. - W Tourze muszę walczyć jak najlepiej. I skupiać się na biegach klasycznych jako okazji do walki o wszystko. Mam nadzieję, że się wygrzebię do normalnej formy, choć czasu mało - mówi Kowalczyk. I wypatruje już Oberstdorfu, gdzie Tour przeniesie się z Lenzerheide na dwa biegi klasyczne. Justyna jest ciekawa przede wszystkim sprintu, 5 stycznia. - Dawno nie byłam w Oberstdofie na sprincie klasykiem, a ta trasa pasowała mi kiedyś najlepiej na świecie. Tylko nie wiem, jak będzie pasowała do obecnej dyspozycji.