MŚ w Falun. Justyna Kowalczyk odpowie na kolejne pytanie

?Cisza wyborcza. Same znaki zapytania? - pisała w piątek na Facebooku Justyna Kowalczyk. Ośmiokrotna medalistka MŚ w sobotę odpowie i nam, i przede wszystkim samej sobie, czy jest w stanie jeszcze w Falun wywalczyć krążek numer dziewięć. Relacja Z Czuba i na żywo z biegu na 30 km stylem klasycznym w Sport.pl o godz. 13.

Ekspertów od biegów narciarskich mamy w kraju niewielu. Ale zwykle przed startami Justyny każdy z nich ma swoje zdanie, swój pomysł na to, co się stanie. Teraz byli biegacze i trenerzy w milczeniu czekają na rozstrzygnięcia.

Nikt nic nie wie

- Nie wiem, czego się spodziewać poza tym, że Justyna będzie walczyć. Po prostu ściskajmy za nią kciuki i czekajmy na wyniki - mówi prof. Szymon Krasicki. - Sam już nie wiem, jak to się potoczy. Rywalki są bardzo mocne, to wiadomo. Ale ile razy przekonywaliśmy się już, że Justyny nie wolno skreślać? - pyta Józef Łuszczek. - Moim zdaniem Norweżki nie są w Falun tak silne jak w Pucharze Świata, Charlotte Kalla "klasyk" ma ciągle słabszy od "łyżwy" i nie jest takim typem wytrzymałościowca co Justyna. Ale gdybym zaczął mówić, że Kowalczyk zdobędzie złoto, to przypominałbym Marit Bjoergen zapowiadającą przed mistrzostwami sześć medali dla siebie - twierdzi Edward Budny.

Wnioski? Znaki zapytania mamy w związku z:

- nie do końca czytelnym układem sił

- trudnymi warunkami dla serwismenów przygotowujących narty, które tym razem będzie można zmienić tylko raz

- klasą prezentowaną przez Kowalczyk na tym dystansie i w tej technice

- ale też faktem, że sezon jest dla niej wyjątkowo trudny, bo też poprzedzony wyjątkowymi, mocno zakłóconymi przez problemy zdrowotne przygotowaniami

Wiemy jedno - że znaki zapytania to w karierze Kowalczyk żadna nowość. Jasne, że stawiać ją w roli faworytki byłoby szaleństwem. Oczywiste jest jednak i to, że po kimś, kto prezentuje taką siłę mentalną i jednak dobre przygotowanie do głównej imprezy, należy spodziewać się wysokiej pozycji. W końcu wychodzenie z większych i mniejszych opresji to specjalność Justyny. Pamiętacie, jak podczas igrzysk olimpijskich w Turynie niektórzy kpiąco pytali

Czy Kowalczyk potrafi podbiec pod górkę?

W sezonie 2005/2006 23-letnia wtedy Polka po raz pierwszy w karierze stanęła na podium Pucharu Świata, zajmując trzecie miejsce w Otepaeae w biegu na 10 km "klasykiem". Dokładnie tę samą konkurencję rozegrano na olimpijskich trasach w Pragelato. Po ósmym miejscu Justyny w biegu łączonym wszyscy mieliśmy apetyty na podium. Niestety, swojej specjalności podopieczna Aleksandra Wierietielnego nie ukończyła - zasłabła. To wtedy trener musiał narciarskim kijem przepędzać operatora, który chciał mieć ujęcia z namiotu medycznego, a w kolejnych dniach on i zawodniczka musieli walczyć o to, by igrzyska nie skończyły się dla nich przedwcześnie. Duet, który medale zdobywa do dziś, mógł wtedy usłyszeć, że w ogóle niepotrzebnie do Turynu pojechał.

Osiem dni po utracie przytomności Kowalczyk dostała zgodę na start od doktora Roberta Śmigielskiego, który na tamtych igrzyskach był szefem naszej misji medycznej. Ryzykował sporo, bo chodziło o bieg na najtrudniejszym, 30-kilometrowym dystansie. W podzięce "dostał" brąz (sił Justynie starczyłoby nawet na złoto, ale nie zdobyła go z braku doświadczenia na finiszu). - Wszyscy wtedy na Justynie siedzieli, że musi ten medal na 10 km zdobyć. Była pod wielką presją, jeszcze brakowało jej doświadczenia, więc mimo wspaniałej opieki to wszystko robiło na niej dużej wrażenie. W tamtym czasie poza trenerem Wierietielnym bardzo o nią dbał doktor Robert Śmigielski. Przesiadywała u nas, dużo z nami rozmawiała - naturalnie, normalnie. W misji medycznej miała ostoję, czuła się u nas bezpiecznie. Później, gdy start był bliżej i presja rosła, przeszła mieszkać gdzie indziej, przeniosła się do wynajętego domu. Po tym zasłabnięciu już niemal tylko odpoczywała, bo do końca nie było wiadomo, czy dostanie zgodę na start w kolejnym biegu. Tak naprawdę miała być z niego wycofana, nawet od ówczesnego prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego pana Piotra Nurowskiego dostaliśmy telefon, żeby Justynę wycofać, bo start na 30 km może się odbić na jej zdrowiu. Wtedy na swoje ryzyko doktor Śmigielski podjął decyzję, że będzie startowała, i to była odpowiednia decyzja, bo na tym najtrudniejszym dystansie Justyna pokazała wielkie bohaterstwo. Już wtedy udowodniła, że znakomicie potrafi wychodzić z dołów - wspomina psycholog polskich olimpijczyków dr Marek Graczyk.

Czy Kowalczyk wygrywa z presją?

Trzy lata po pierwszym medalu w karierze Kowalczyk zdobyła kolejny - też brązowy. Na MŚ w Libercu starty zaczęła od swojego ulubionego biegu - na 10 km "klasykiem". Marzyło nam się, że w tej konkurencji zdobędzie złoto, bo w dwóch takich startach poprzedzających imprezę nie miała sobie równych. W styczniu w Otepaeae wyprzedziła drugą Ainę-Kaiso Saarinen o 26,2 s, a na tydzień przed MŚ w Valdidentro - Mariannę Longę o 12,4 s. W Libercu uplasowała się za Finką i Włoszką. - Nie, nie miało być medalu. To panowie go sobie wymyślili. Startowało przynajmniej dziesięć bardzo silnych dziewczyn i to wielkie szczęście, że ten medal zdobyłam - denerwowała się na dziennikarzy, którzy pytali, czy nie liczyła na złoto. A już spokojniej mówiła: - Trzecia na igrzyskach, trzecia w PŚ w poprzednim sezonie. Lubię brąz, można powiedzieć. Ale mam nadzieję, że kiedyś będę wyżej. Niewielu było takich, którzy uwierzyli, gdy dodała: - Może o "coś więcej" postaram się jeszcze tutaj, w Libercu. A jednak dwa dni później została mistrzynią świata w biegu łączonym, a drugie złoto dołożyła w rywalizacji na 30 km. Tym, którzy twierdzili, że nie radzi sobie z presją, będąc faworytką, odpowiedziała i wynikiem na 30 km - bo po pierwszym złocie już cała Polska czekała na kolejne - i startami po mistrzostwach. W sezonie 2008/2009 po raz pierwszy stała się najlepszą biegaczką globu. Wtedy zdobyła pierwszą ze swych czterech Kryształowych Kul.

Czy w Kowalczyk można zwątpić?

Cztery Puchary Świata, cztery - i to z rzędu - wygrane cykle Tour de Ski, dwa złote medale igrzysk, dwa złote medale mistrzostw świata, w sumie aż 13 medali tych dwóch największych imprez, 30 zwycięstw w Pucharze Świata i 19 wygranych etapów zawodów PŚ, a licząc i zwykłe biegi, i te etapowe - ponad 100 miejsc na pucharowym podium. Z tej pisanej przez dziewięć lat historii polskich biegów narciarskich i polskiego sportu powinniśmy zapamiętać przede wszystkim jedno - że Justyny Kowalczyk nie można skreślać. Nigdy.

Czy przed rokiem Polka była w łatwiejszej sytuacji niż teraz? Przecież na igrzyska do Soczi pojechała ze złamaną kością śródstopia. W ostatnim przedolimpijskim starcie, na dystansie 10 km "klasykiem", w którym od dawna rządziła, zajęła dopiero piąte miejsce, tracąc aż 47 sekund do najlepszej Bjoergen. Sama nie wiedziała wtedy, że biegnie ze złamaniem, my nie wiedzieliśmy, że również z odmrożoną, pozbawioną paznokci stopą. Gdy po szóstym miejscu w rozpoczynającym olimpijską rywalizację biegu łączonym pojawili się niezadowoleni, Kowalczyk postanowiła zrobić prześwietlenie. - Uznaliśmy, że to musi być mocno stłuczona okostna, a nie złamanie. Ale poprawa się w pewnym momencie zatrzymała. Opuchlizna zeszła, widać było z boku mocne wybrzuszenie. Zaczęło się robić zamieszanie po biegu łączonym, więc choć wcześniej nie planowałam prześwietlenia przed 10 km klasykiem, zmieniłam zdanie. Jestem pewna, że gdybym to zrobiła przed igrzyskami, nie zostałabym dopuszczona do startu. Na 80 procent. A kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana - mówiła Justyna w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem.

Po złoto pobiegła na blokadzie. Wygrała w wielkim stylu, nie dała się złamać. A czy wielka nie była też choćby cztery lata wcześniej w Vancouver? Przecież tam, słysząc i po srebrze, i po brązie pytanie "dlaczego nie złoto", to złoto wyszarpała wyglądającej na niezniszczalną Bjoergen. Pokonując Norweżkę na finiszu takich 30 km "klasykiem", jakie przed nią teraz, Polka stała się zawodniczką spełnioną. Od tamtego momentu sprzed pięciu lat ma w dorobku absolutnie wszystkie tytuły, jakie można wywalczyć w jej dyscyplinie sportu. Ale wciąż biegnie dalej i przesuwa następne granice. Czy w sobotę znów to zrobi?

Zobacz wideo

Co za radość Diggins! I złoto Kalli w biegu na 10 km [NAJLEPSZE ZDJĘCIA]

Więcej o: