Edward Budny: Najpierw powiem, że wielką mistrzynią jest Charlotte Kalla. Wiedziała, kiedy schować się w cień i przygotować na Falun taką formę, że teraz nawet śnieżyca nie była w stanie jej zatrzymać. A geniuszem jest Justyna Kowalczyk. Bywałem w Falun, kiedy rozgrywano tam ostatnie biegi poszczególnych sezonów, widziałem, że ona tam chodziła na ostatnich nogach, a mimo to prawie zawsze mieściła się na podium i w wielkim stylu odbierała Kryształowe Kule. Robiła to, mając za sobą wygrane cykle Tour de Ski. Bjoergen w tym sezonie zwyciężyła w tej imprezie po raz pierwszy. Teraz, na mistrzostwach świata, przekonuje się, że to jest mordercza dawka biegania, która w końcu odbija się na formie. Niedawno mówiła, że w Szwecji będzie chciała zdobyć sześć medali, bo jest w najlepszej formie w karierze. Ryczałem, kiedy to przeczytałem.
- Oczywiście, rozbawiła mnie do łez. Ciekawe, czy wierzyła w to, co mówiła. Byłoby dziwne, gdyby zapomniała, że zawsze do głównej imprezy szykowała się tak, jak teraz Kalla. Szwedki nie widzieliśmy od grudnia. Popatrzyła, w jakiej formie są rywalki, i wycofała się, żeby ładować akumulator.
- Johaug miała numer 63, Bjoergen - 65, a Kalla biegła z numerem 49, a nie 10 czy 15. O jakiej różnicy mówimy? Prawie niezauważalnej. Przecież ona wystartowała nawet nie 10 minut przed Norweżkami. Zresztą, skoro Sylwia Jaśkowiec, która miała numer 25, mówi, że warunki były fatalne, to kto miał dobre?
- W porządku Szwedki i Amerykanki mogły dostać od swoich ludzi lepsze narty, ale w stylu dowolnym nie da się tak źle posmarować, żeby między biegnącą w podobnych warunkach Kallą i Bjoergen zrobiła się różnica wynosząca prawie dwie i pół minuty. To jest przepaść, deklasacja, nokaut. Na pewno nie zwykła porażka. To będzie bolało długo.
- Pamięta pan sztafety z Soczi? Przed rokiem Norweżki były faworytkami, a zostały złupane. Zamiast olimpijskiego złota miały dopiero piąte miejsce. Ta ich drużyna wcale nie jest taka najlepsza w historii, na jaką się kreuje. Według mnie one za bardzo biegają pod dyktando swoich mediów, norweskiej telewizji. Ich życie to całoroczne show, tam są wielkie emocje i rywalizacja nawet na mistrzostwach kraju. W efekcie na drugą z rzędu wielką imprezę zawodniczki przyjechały podmęczone. Biegajcie tak dalej, dziewczyny. Dominujcie w Pucharze Świata, róbcie z niego swoje wewnętrzne rozgrywki. Jak Norweżki nie zmienią podejścia do startów, to na imprezach mistrzowskich coraz częściej jako złote medalistki będą się zapisywać mądrzej patrzące na wszystko Kalla czy Kowalczyk.
- Sztafetę wygrają Szwedki. A na "30" nie mam pomysłu. Kalla jest świetna, ale to przede wszystkim "łyżwiarka". Klasyk ma ciągle słabszy, nie jest też takim typem wytrzymałościowca co Justyna. Ale gdybym zaczął mówić, że Kowalczyk zdobędzie złoto, to przypominałbym Bjoergen zapowiadającą sześć medali dla siebie. Justyna nastawiała się na sprinty, jest w euforii, że ma medal, bo w tak trudnym roku to wielki sukces. Ale na euforii może powalczyć, w czołówce będzie.
- Nie mówię, że Kalla nie wygra, bo choć na 30 km dotąd się nie liczyła, to jest w niesamowitej formie. Może zdoła się zregenerować po tym złocie na 10 km i po kolejnym, do którego pewnie poprowadzi w czwartek swoją drużynę. Ale na sobotę szybciej może się pozbierać Johaug. Ona jest drobniutka, takie maleństwo najszybciej się regeneruje. No i ona nie jest tak pod formą jak Bjoergen. Niby obie mają w Falun już po złocie, ale Johaug swoje wywalczyła bez wątpliwości, a Bjoergen w sprincie mnie nie przekonała. Tam według mnie najmocniejsza była Kowalczyk i nie mogę odżałować, że przez błędy w finale zajęła dopiero czwarte miejsce.
- Będę zaskoczony, bo moim zdaniem jej forma cały czas idzie w dół.
Co za radość Diggins! I złoto Kalli w biegu na 10 km [NAJLEPSZE ZDJĘCIA]
źródło: Okazje.info