Ostatnią indywidualną mistrzynią świata była Justyna Kowalczyk, w 2009 w Libercu, potem Norweżki przegrywały w MŚ już tylko drużynowe sprinty. A ostatni tak dziwny bieg jak dzisiejszy zdarzył się w mistrzostwach osiem lat temu, w Sapporo. Wtedy też był indywidualny bieg łyżwą, panów na 15 km, też podczas niego rozszalała się śnieżyca, a skorzystali z tego ci, którzy startowali jako pierwsi. Wygrał norweski biathlonista Lars Berger, ale on był po prostu świetnym biegaczem, któremu pomógł los. A srebrny medalista Białorusin Leanid Karniejenka trafił los na loterii. Był w tamtym sezonie narciarzem numer 647. w rankingu FIS. Nigdy wcześniej ani potem nie miał znaczących osiągnięć. Startował w Sapporo jako trzeci ze 121 uczestników, trafił najlepsze warunki. Ostatni startujący, faworyt z Niemiec Tobias Angerer, dobiegł tylko po brąz.
Dziś Karniejenką była mało znana Amerykanka Caitlin Gregg, też startowała jako trzecia, dobiegła po brąz. Bergerem była Jessica Diggins - biegła świetnie, ale w normalnych warunkach nie byłoby jej zapewne na podium. Za to Charlotte Kalla nie powtórzyła historii Angerera: była faworytką i wygrała. Ale na pewno pomogło jej również to, że przez opuszczanie startów w Pucharze Świata startowała jako pierwsza z najmocniejszych łyżwiarek. Sylwia Jaśkowiec narzekała, że śnieg ją hamował na drugiej pętli (- Zgodnie z taktyką miałam ruszyć mocno i jak najdłużej wytrzymać, ale śnieg popsuł wszystko), ale swój cel osiągnęła: chciała być w czołowej 15, była 14.
- Nikt do końca nie przewidział, że w Falun będzie padało tak mocno. Prognozy były inne. Miało padać delikatnie. A przy takiej śnieżycy świeży śnieg nie zmieszał się z tym, który był na trasie, i trzeba było bardzo specyficznego smarowania - mówi trener polskiej kadry Janusz Krężelok, który był na mistrzostwach w Sapporo. - Tam była niemal identyczna sytuacja. Berger i Karnienka startowali na początku. Gdy biegł Angerer, już wprawdzie przestało sypać, ale śniegu leżało bardzo dużo. Był niesamowicie zmęczony, gdy już do tego medalu dobiegł. Dzisiaj Kalla ma złoto, bo była bardzo mocna, ale również dzięki temu, że miała dobre narty. Jej jechały, rywalkom nie.
Kalla już w ostatnich przed mistrzostwami zawodach Pucharu Świata, w Oestesund, pokazała, że na 10 km łyżwą jest przygotowana najlepiej. A do tego jej serwismeni najlepiej przewidzieli pogodę, co widać też po miejscach w czołowej 16 dwóch innych Szwedek, Marii Rydqvist i Emmy Wiken. - Charlotte nawet gdyby miała teraz pobiec drugi raz, i w śniegu po kolana, i tak zdobyłby złoty medal - mówi Justyna Kowalczyk, która komentowała ten bieg w TVP.
Marit Bjoergen była dziś dopiero 31., czwarta z Norweżek, za Heidi Weng, Therese Johaug i Ranghild Hagą. Bjoergen byłaby faworytką dzisiejszego biegu, tylko gdyby trasa była bardzo zmrożona, wtedy miałaby największe szanse na pokonanie Kalli. Pogoda nie dała jej szans. - Charlotte była niesamowicie szybka, w pewnym momencie minęła mnie jak porsche furmankę - opowiadała Sylwia Jaśkowiec.
Szef norweskiej reprezentacji Age Skinstad przeprosił po biegu swoje zawodniczki: - Dostały narty, które były do dupy. Podjęliśmy złe decyzje przy smarowaniu i musimy sprawdzić, co poszło nie tak - tłumaczył szef zespołu, który ma największy w całym narciarstwie budżet na przygotowanie nart. Marit Bjoergen i Therese Johaug nie mogły sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz były tak nisko, Astrid Jacobsen opowiadała, że jej narty w ogóle nie zjeżdżały. Na zjazdach musiała normalnie pracować, a nie odpoczywać. - Czapki z głów przed Szwedami i Amerykanami, pokonali nas na trasie i w kabinach - mówi szef norweskich serwismenów Knut Nystad.
Na igrzyskach w Soczi zdarzyło się coś podobnego. Norwegowie w pewnym momencie zaczęli mimo tych wielkich nakładów, badań, przygotowań podejmować złe decyzje. Nie zemściło się to tak bardzo jak w dzisiejszym biegu, miejsca były lepsze, ale pod względem smarowania przegrywali z innymi ekipami, nie potrafili znaleźć sposobu na śnieg utwardzony saletrą. Knut Nystad był wtedy czarną owcą, dostawał maile z pogróżkami. I jeszcze przed końcem igrzysk udało się rozwiązać problem. Na tyle dobrze, że Marit Bjoergen, która miała swoje kłopoty podczas igrzysk, wygrała finałowy bieg na 30 kilometrów. Powtórka w Falun - niewykluczona.
źródło: Okazje.info