MŚ w narciarstwie klasycznym. Łuszczek: Liczyliśmy na więcej

- Były momenty, że Justyna, Bjoergen i Johaug szły jak na spacerze. Szkoda, że wtedy Kowalczyk nie zaatakowała. Myślę, że mogła im uciec i zdobyć złoto - mówi Józef Łuszczek po biegu na 30 km stylem klasycznym. W konkurencji kończącej rywalizację narciarek na mistrzostwach świata w Val di Fiemme Kowalczyk zajęła drugie miejsce, ustępując Marit Bjoergen. Z mistrzostw Polka wraca z jednym srebrnym medalem.

Wszystko o mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w specjalnym serwisie Sport.pl

Drugie miejsce w biegu na 30 km "klasykiem" Kowalczyk wywalczyła, przegrywając na finiszu z Marit Bjoergen. Jeszcze kilkaset metrów przed stadionem razem z nimi biegła Therese Johaug, ale w decydującym momencie nie wytrzymała tempa narzuconego przez mistrzynię i wicemistrzynię olimpijską w tej specjalności. Kowalczyk i Bjoergen przez dłuższą chwilę biegły ramię w ramię, a około 100 m przed końcem dystansu Norweżka oderwała się od Polki i ostatecznie wyprzedziła ją o 3,7 s. Johaug straciła do zwyciężczyni 8,7 s.

- Trzeba się cieszyć z medalu, chociaż na pewno wszyscy liczyliśmy na więcej. Myślę, że Justyna mogła zaatakować wcześniej i uciec Norweżkom. Według mnie było ją na to stać, bo na ostatnich pięciu kilometrach tempo prowadzącej trójki chwilami było słabe. Były momenty, że one szły jak na spacerze, oglądały się na siebie. I chyba wtedy trzeba było zaatakować - mówi Łuszczek.

Sama Kowalczyk po biegu stwierdziła, że nie miała szans uciec Norweżkom, bo miała od nich gorzej posmarowane narty. Z kolei Bjoergen uznała, że ona i Johaug dysponowały sprzętem podobnej jakości co Polka.

- Ja tam nie widziałem, żeby Justynie narty szły gorzej. Pewnie, że nie były idealne, ale jak jest 14 czy 15 stopni ciepła, to w torach zbiera się woda i nikomu nie jedzie się dobrze. Było widać, że wszystkie trzy często wyskakiwały z torów i jechały między nimi - twierdzi Łuszczek.

Były mistrz żałuje, że z Val di Fiemme Kowalczyk wyjedzie bez złotego medalu. - Zasłużyła na to, bo widać, że razem z Bjoergen i Johaug daleko odjechała całej reszcie. Obie Norweżki zdobyły swoje złote medale, a Justyna nie. Szkoda, bo myślę, że naprawdę mogła na którymś z ostatnich podbiegów pójść bardzo mocno i uciec Norweżkom na jakieś 50 metrów. Wtedy już do mety dobiegłaby sama. Niestety, z mistrzostw jako największa wygrana wyjeżdża Bjoergen - mówi Łuszczek.

33-letnia zawodniczka wygrała trzy z czterech startów indywidualnych - sprint stylem klasycznym, bieg łączony na 15 km i sobotnią "trzydziestkę". Do tego dorzuciła złoto w sztafecie 4x5 km i srebro w biegu na 10 km stylem dowolnym. - Być może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby Justyna nie upadła w finale sprintu. Tam na pewno zdobyłaby medal, wtedy nie wpadłaby w dół i ostro by z Norweżkami walczyła. A tak Bjoergen i Johaug są lepsze - mówi Łuszczek. - Chociaż tak do końca nie umiem się zachwycać tym, co one robią. Bjoergen ma taką kolekcję medali [zdobyła ich już 26] z mistrzostw świata i igrzysk, jakiej nie miał nikt nigdy. Ale ona ma też astmę. Za moich czasów biegacze z Norwegii to byli zdrowi ludzie. Teraz też wyglądają na mocnych, zdrowych, ale widać muszą się leczyć i robią to tak dobrze, że zdrowej Justynie bardzo trudno z nimi wygrywać - kończy Łuszczek.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA