Biegi narciarskie. Trener triathlonistów: Kowalczyk jest w ciężkim treningu, będzie bardzo mocna

- Nie powinniśmy dramatyzować, że do mistrzostw świata zostało kilkanaście dni. Justyna jest w bardzo ciężkim treningu, tak naprawdę nie schodzi z gór, dlatego teraz jest słabsza. Ale efekty przyjdą, będzie bardzo mocna - mówi były triathlonista, a dziś trener przygotowania wytrzymałościowego, Marcin Florek. W sobotę w Soczi Justyna Kowalczyk zeszła z trasy biegu łączonego.

43. w sprincie stylem dowolnym i niesklasyfikowana w biegu łączonym na 15 km - oto bilans startów Justyny Kowalczyk w Soczi. Przedolimpijska próba dla naszej złotej medalistki igrzysk w Vancouver (2010 rok) wypadła bardzo źle. Czy to znaczy, że podopiecznej Aleksandra Wierietielnego trudno będzie walczyć o zwycięstwa na rozpoczynających się już 20 lutego mistrzostwach świata w Val di Fiemme?

Dramat? Nie, naturalna sprawa

- Musimy zachować spokój w analizowaniu sytuacji, pamiętać, że nie mamy takich danych, jakimi dysponują sama Justyna i jej trener - mówi Florek, kiedyś mistrz Polski w triathlonie i członek olimpijskiej kadry, a obecnie specjalista szkolący triathlonistów oraz pływaków.

O spokój jednak trudno, bo Kowalczyk to typ walczaka, a jej zejście z trasy biegu łączonego w Soczi jest czymś niespotykanym. Do tej pory nasza mistrzyni z rywalizacji w jej trakcie zrezygnowała tylko raz - w 2007 roku, na mistrzostwach świata w Sapporo odpuściła po 10 km biegu na 30 km stylem klasycznym. Ale wtedy była mocno przeziębiona i miała duże problemy z oddychaniem.

- Cofając się, wspominamy Igrzyska Olimpijskie w Turynie [2006 rok], gdzie Justyna padła na trasie biegu na 10 km klasykiem, a kilka dni później [dokładnie osiem] wywalczyła swój pierwszy medal na ważnej imprezie [brąz na 30 km "łyżwą"]. Pamiętając o tym, nie powinniśmy dramatyzować, że do mistrzostw świata zostało tylko kilkanaście dni - tłumaczy Florek.

Ekspert od przygotowania wytrzymałościowego przekonuje, że słabsza forma po ciężkim treningu w górach to dla "wytrzymałościowców" coś naturalnego. - Wiemy, że przez kilkanaście dni przed Soczi Justyna była w bardzo ciężkim treningu, a w związku z tym na przedolimpijskiej próbie mogło to wszystko nie zagrać - mówi.

Soczi wzięte z marszu

Czy w związku z tym warto było jechać do Soczi? Czy nie lepiej byłoby postąpić tak jak Marit Bjoergen i Therese Johaug, a więc główne rywalki Polki, które na zawody do Rosji nie przyjechały, wybierając dalszy, spokojny trening? - Może lepiej byłoby ogłosić, że Soczi odpuszczamy i dalej szykujemy formę na Val di Fiemme. Na chłopski rozum Justyna i jej trener odpuściliby Soczi, gdyby się spodziewali, że będzie tak źle, ale w sporcie nie wszystko da się przewidzieć i takie rzeczy zdarzają się nawet największym mistrzom - mówi Florek. - Z drugiej strony może być tak, że zawodniczka i trener świadomie podjęli ryzyko, bo bardzo ważne było dla nich zapoznanie się z trasami, na których za rok toczyć się będzie walka o medale igrzysk - dodaje.

Sama Kowalczyk twierdzi, że była to jedyna okazja, by potrenować w Soczi przed igrzyskami, bo od teraz trasy będą dla zawodników zamknięte. - Tego, czy Justyna i trener chcieli w Soczi dobrze postartować, czy wzięli je z marszu, pewnie się od nich nie dowiemy - puentuje fizjolog, choć wygląda na to, że na wygrywanie nikt w sztabie Polki jednak się nie nastawiał. Przecież i w Soczi nasza zawodniczka nadal stawiała na mocne treningi, a nie szukanie świeżości, a prosto z Rosji wraca do Livigno, by dalej ostro pracować.

Kowalczyk jak Hamish Carter

- Doświadczeni zawodnicy dobrze znają swoje organizmy. Ja sam najlepiej startowałem w trzecim tygodniu po zjeździe z gór, ale często sportowcy robią tak, że z obozu wysokogórskiego wracają krótko przed najważniejszym startem i walczą w trzeciej dobie po takim zgrupowaniu. W 2006 roku właśnie tak zrobił Hamish Carter, mistrz olimpijski w triathlonie (Ateny 2004). Wtedy miałem przyjemność być z nim na zgrupowaniu w Font-Romeu, na wysokości 1850 m n.p.m. Zaraz po zjeździe z gór Carter zdobył srebrny medal mistrzostw świata w Lozannie. Był tam w wybitnej formie, a kończył wtedy karierę, miał już 35 lat - opowiada Florek. - Wiemy, że Justyna te trzy ostatnie tygodnie przed mistrzostwami spędzi w górach. Soczi jest wysoko [prawie 1500 m n.p.m.], ona zaraz wraca do Livigno [1800 m.n.p.m], a Davos, gdzie wystartuje za dwa tygodnie, jest położone na podobnym poziomie, co Soczi. Tak naprawdę oni cały czas są w górach, są w treningu, który ma dać efekty na mistrzostwach. Dlatego nie przejmowałbym się i zaufał ich robocie, oni wiedzą, co robią, Kowalczyk będzie bardzo mocna - podsumowuje ekspert.

Więcej o: