Biegi narciarskie. Łuszczek: Kowalczyk jest przymulona

- Oglądam Justynę od dawna i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek szła tak ciężko jak teraz - mówi Józef Łuszczek po biegu łączonym na 15 km w Soczi. Justyna Kowalczyk zeszła z trasy po 1/3 dystansu. - Widać, że jest po bardzo ciężkiej robocie i nie ma co się denerwować. Kryształową Kulę ma już zapewnioną, nie dziwię się, że teraz myśli tylko o mistrzostwach świata. Za trzy tygodnie będzie tak mocna, jak jeszcze w tym sezonie nie była - przekonuje były mistrz świata.

W gęsto sypiącym śniegu na olimpijskich trasach w Soczi Kowalczyk miała w sobotę powetować sobie piątkową klęskę w sprincie stylem dowolnym. W tej konkurencji odpadła już w eliminacjach, zajmując 43. miejsce. Niestety, Polka dobrze radziła sobie tylko na pierwszych trzech, może czterech kilometrach pokonywanych stylem klasycznym.

- Narty jej dobrze trzymały na podbiegach, na zjazdach nie jechały idealnie, ale na pewno dobrze, wydawało się, że wszystko jest w porządku. Jak Justyna dobrze szła na pierwszych kilometrach, to myślałem, że później spokojnie przyspieszy. Niestety, nagle zaczęła słabnąć i z każdą chwilą biegła coraz ciężej. Oglądam ją od dawna i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek była tak przymulona - analizuje Łuszczek.

Mistrz świata z Lahti, z 1978 roku, mówi wprost, że przyczyn kryzysu naszej mistrzyni olimpijskiej i jej zejścia z trasy nie należy szukać ani w trudnej pogodzie (gęsto sypiący śnieg), ani w problemach ze sprzętem. - Widać, że ona jest po bardzo ciężkiej robocie i musi trochę odetchnąć - mówi Łuszczek.

Przez prawie dwa tygodnie Kowalczyk trenowała we włoskim Livigno nad formą na mistrzostwa świata, które 20 lutego rozpoczną się w Val di Fiemme. Łuszczek jest przekonany, że przez 19 dni, bo tyle zostało do pierwszego startu na mistrzostwach (na 21 lutego zaplanowano sprint stylem klasycznym), Kowalczyk dojdzie do siebie. - W Livigno ćwiczyła na wysokości od 1,6 do 1,8 tys. m n.p.m., a w Soczi biega się niżej, na wysokości ok. 1,4 tys. m n.p.m., więc tu powinna się czuć lepiej. Skoro tak nie jest, to znaczy, że ten trening, jaki zrobiła, był bardzo, bardzo ciężki. I dobrze, przecież w Pucharze Świata wszystko jest jasne, wygra go, a do mistrzostw jest jeszcze tak dużo czasu, że nie ma czym się denerwować. Tam Justyna będzie w najwyższej formie w tym sezonie, w lepszej niż na Tour de Ski - zapewnia Łuszczek, dodając, że zarówno Kowalczyk, jak i trener Aleksander Wierietielny doskonale wiedzą, co robią.

- Bez pracy nie ma kołaczy, a oni wiedzą, jak pracować. Za moich czasów formę szykowało się na nosa, pamiętam, że kiedyś czułem się mocny, w jakimś biegu prowadziłem do czwartego kilometra i nagle tak mnie zakwasiło, że 11 następnych kilometrów biegłem jednym tempem, a pod koniec prawie nic nie widziałem. Justyna tego problemu nie miała, ona po prostu jest zmęczona, a zakwaszenie na pewno dokładnie jej badają i wszystko kontrolują - mówi Łuszczek.

Były biegacz przypomina, że Kowalczyk kryzysy potrafi pokonywać bardzo szybko. W 2006 roku, na Igrzyskach Olimpijskich w Turynie, Polka padła na trasie biegu na 10 km stylem klasycznym, a osiem dni później zdobyła brązowy medal w biegu na 30 km "łyżwą". - Wtedy pozbierała się w kilka dni i teraz na pewno też zdąży. Trenuje do granic możliwości, bo wie, że Marit Bjoergen to też twardzielka, tak samo jak Therese Johaug, a chce z nimi wygrywać. Jestem spokojny, znam jej drużynę, wiem, że będzie dobrze - kończy Łuszczek.

MŚ w Val di Fiemme

Już 20 lutego rozpoczynają się MŚ w narciarstwie klasycznym w Val di Fiemme. W biegach narciarski kobiet Justyna Kowalczyk wystartuje w sprincie techniką klasyczną, 10 km techniką dowolną, biegu łączonym na 15 km i 30 km techniką klasyczną.

Klasyfikacja generalna PŚ (po 19 z 29 zawodów):

Więcej o: