PŚ w biegach narciarskich. Krasicki: Kowalczyk łapie luz

- Dyspozycja Justyny wyraźnie idzie w górę. W biegu na 10 km stylem klasycznym w Canmore lekko pokonywała takie odcinki trasy, które jeszcze trzy tygodnie temu pokonywałaby nerwowo - mówi prof. Szymon Krasicki po pierwszym w tym sezonie zwycięstwie Justyny Kowalczyk.

Dzięki wygranej Polka awansowała na drugie miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. Do nieobecnej w Kanadzie Marit Bjoergen nasza mistrzyni traci już tylko 75 punktów. W sobotę Kowalczyk wystartuje w sprincie stylem dowolnym, a w niedzielę w biegu łączonym na 15 km. - Justyna na pewno wróci do Europy jako liderka PŚ - przekonuje Krasicki.

14,4 sekundy przewagi nad drugą na mecie Anne Kylloenen to dużo, ale czasowa różnica między Polką i Finką i tak nie oddaje łatwości, z jaką Kowalczyk wygrała w Canmore. Najlepiej różnicę klas między Justyną i jej rywalkami opisuje prof. Krasicki.

- Nasza zawodniczka wygrała z taką łatwością, że kilkaset metrów przed metą mogła wyraźnie zwolnić. Gdyby do końca podkręcała tempo, jak inne zawodniczki, które za jej plecami walczyły o pozostałe miejsca na podium, to zwyciężyłaby z dużo większą przewagą - przekonuje były trener naszej kadry i dodaje, że za kilka dni rywalkom Kowalczyk najpewniej znów przyjdzie się ścigać tylko o drugą pozycję. - Trudno sobie wyobrazić, że Justyna nie wygra niedzielnego biegu łączonego. Skoro w "klasyku" z łatwością odjechała rywalkom już po 4 kilometrach, to nie spodziewam się, że w niedzielę któraś z zawodniczek dotrzyma jej tempa choćby w pierwszej części, a więc na dystansie 7,5 km, który trzeba będzie pokonać właśnie stylem klasycznym - ocenia profesor.

Krasicki zauważa, że pod nieobecność Marit Bjoergen i Theresy Johaug, które we włoskich Alpach szykują formę na Tour de Ski, w Pucharze Świata nie ma dziś biegaczki, która byłaby w stanie podjąć walkę z Polką na trudnych trasach w Canmore.

- Widać, że dyspozycja Justyny wyraźnie idzie w górę. Zauważam to w swobodzie jej ruchów. W swoim pierwszym starcie w Kanadzie ona bardzo lekko pokonywała takie odcinki trasy, które jeszcze trzy tygodnie temu pokonywałaby nerwowo. Po Justynie już nie widać spięcia, zamiast niego widoczny jest luz, a skoro Kowalczyk go łapie, to znaczy, że jest już blisko swojej optymalnej formy - analizuje profesor krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego.

W czwartek Kowalczyk na luzie zgarnęła pełną pulę - za zwycięstwo zdobyła 100 punktów do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, po trasie wywalczyła też 15 punktów za pierwsze miejsce na lotnej premii. W ten sposób w wyścigu o Kryształową Kulę wyprzedziła trzecią do tej pory Johaug i Kikkan Randall, która zajmowała drugie miejsce. Amerykanka przed biegiem na 10 km "klasykiem" była od Polki lepsza o 65 punktów, a po nim traci do Justyny pięć "oczek", bo zajęła tylko szóste miejsce.

W sobotę Randall na pewno spróbuje przystąpić do kontrataku, bo zaplanowany na ten dzień sprint stylem dowolnym jest jej specjalnością. Ale w niedzielę, w biegu łączonym, wielką faworytką będzie znów Kowalczyk.

- Kiedy Justyna jest w wysokiej formie, to nawet w sprincie stylem dowolnym, za którym nie przepada, potrafi walczyć o najwyższe pozycje, bo wtedy jest dobra również technicznie. Ale jakkolwiek wypadnie w sobotę, możemy być przekonani, że w niedzielę znów zrobi swoje. Powiem krótko, ona na pewno wróci do Europy jako liderka Pucharu Świata i będzie o niego do końca walczyła, bo wyraźnie się rozkręca i wprowadza swój organizm na coraz wyższy poziom startowy - podsumowuje Krasicki.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.