Vancouver 2010. Adam Małysz: Ostatni będą pierwszymi

Igrzyska rzadko wygrywają faworyci. W Salt Lake City jak diabeł z pudełka wyskoczył Simon Ammann i wygrał dwa razy. Mam nadzieję, że Vancouver też będzie miało swojego czarnego konia. I chciałbym być nim ja - mówił kilkanaście godzin przed wyjazdem na igrzyska Adam Małysz

W piątek czekają go kwalifikacje do konkursu na normalnej skoczni, w sobotę walczy już o medal. Małysz wystartuje na igrzyskach po raz czwarty, z Salt Lake City przywiózł brąz i srebro. Zdobył cztery tytuły mistrza świata i cztery Kryształowe Kule za Puchar Świata. Marzy o olimpijskim złocie, igrzyska w Vancouver to jego ostatnia szansa. Jest zdeterminowany jak nigdy, a w ostatnich zawodach PŚ, w których startował, latał fenomenalnie i zajął drugie miejsce. Przegrał tylko z liderem PŚ Szwajcarem Ammannem.

Robert Błoński, Jakub Ciastoń: Jedzie pan na igrzyska spokojny o formę?

Adam Małysz: Cały czas starałem się trzymać w czołówce. Ostatnie trzy starty - w Zakopanem, Oberstdorfie i Klingenthal były bardzo udane. Jestem podbudowany psychicznie, spokojny i doskonale przygotowany. Potrzebuję tylko świeżości w nogach i szczęścia.

Niech pan nie będzie taki skromny, lepszego momentu na optymalną formę chyba nie mógł pan sobie wymarzyć.

- Wiem, że strasznie długo na to czekaliście, niektórzy już postawili na mnie krzyżyk. To nie było dla mnie łatwe, ale wiara czyni cuda. Jeślibym nie wierzył, że efekt przyjdzie, to nie chciałbym współpracować z tak wspaniałym trenerem jak Hannu Lepistoe. Ciągle powtarzał, że robiąc swoje, dojdziemy do formy.

Nie leci pan za późno do Vancouver, zaledwie pięć dni przed konkursem?

- Może ostatni będą pierwszymi? (śmiech) Rok temu na próbie przedolimpijskiej byłem w Whistler dzień przed konkursem i nie sprawiło mi to żadnego problemu. Nie mam problemów z aklimatyzacją. Gorzej jest po powrocie do domu. W Kanadzie konkursy są wcześnie, czyli tak jakbyśmy skakali w Europie przy świetle. Nie będzie problemu. Nie chciałem lecieć do Kanady za wcześnie, siedzieć w wiosce i denerwować się przed startem. Nie wiedziałbym, co ze sobą zrobić.

Oczekiwania wobec polskiej ekipy są wyjątkowo duże, mówi się nawet o pięciu medalach - pana, Justyny Kowalczyk, Tomasza Sikory...

- Jaki sens miałoby jechanie bez wiary, że będzie się walczyło o medal? To w pewnym sensie nasz obowiązek, żeby walczyć o medale.

Małysz: Na Igrzyska jadę po medal

Czuje pan presję?

- Tak. I dobrze, bo presja pomaga. Jestem doświadczony, wiem, jak się zachować przed startem. Wiek będzie moim dużym atutem.

A sprzęt?

- Mówiło się, że Austriacy mają jakieś cudowne kombinezony. My takich nie mamy, ale staram się w ogóle nie zaprzątać sobie głowy sprawami, na które nie mam wpływu. Kombinezony same nie skoczą po medal.

Małysz o formie Austriaków

Pójdzie pan na ceremonię otwarcia?

- Nie. Bo dzień później jest konkurs.

Nie korciło pana, żeby zostać chorążym reprezentacji?

- Bez szans. To fajne przeżycie, ale za bardzo wyczerpujące. Nie chciałbym stać na mrozie tyle godzin. Na ceremonii otwarcia byłem tylko raz - w Nagano w 1998 roku.

Kiedy Adam Małysz patrzy dziś na tego debiutującego na igrzyskach sprzed 12 lat, to...?

- Tamten był strasznie wystraszony. Chyba tak bardzo jak ja podczas niedzielnego ślubowania olimpijskiego. Musiałem czytać tekst przysięgi, a tego nie lubię. Gdy mam powiedzieć coś od siebie, nie ma sprawy, ale przeczytać... od razu się stresuję. Zawsze na ślubowaniach popychałem do czytania jakiegoś młodego. W niedzielę byłem sam i nie miałem kogo wypchnąć.

W Salt Lake City pojawił się Simon Ammann, w Turynie wystrzelił Lars Bystoel. Nie boi się pan, że teraz znów pojawi się jakiś nowy czarny koń i zgarnie medale?

- Obawiam się. Ale mam nadzieję, że to będę ja. Trzeba uważać na Roberta Kranjca. Słoweniec zawsze daleko lata na treningach, ale podczas zawodów nie może zaskoczyć.

Jak pan ocenia skocznie w Vancouver?

- Mała podobno jest podobna do tej w Szczyrku, ale nie skakałem na niej. Na dużej skakałem. Jest trudna, byłem tam ósmy i czwarty. Mam tylko nadzieję, że warunki będą równe dla wszystkich. Ale skocznia nie jest tak ważna jak forma, jak się czujesz, jak się wyspałeś itd.

Pana faworyci?

- Schlierenzauer, Ammann, Jacobsen, Morgenstern. Mam nadzieję, że Małysz sprawi niespodziankę, ale prorokiem nie jestem.

Małysz: Ammann startuje tam gdzie może wygrać

Start na igrzyskach to nie Puchar Świata, gdzie za tydzień można odrobić straty.

- Dwa skoki i koniec. Moje czwarte igrzyska, na każdych chciałem zdobyć medal, ale na każdych forma była inna. Do Salt Lake City leciałem jako faworyt, mówiono, że srebro i brąz to porażka. Dla mnie to był niesamowity sukces. Wtedy mówiłem, że nie zamieniłbym tych medali na złoty. Teraz wiem, że bym zamienił (śmiech). Kiedyś powtarzałem, że chcę oddać dwa równe skoki, a teraz otwarcie zapowiedziałem, że do Vancouver jadę walczyć o złoto. Widać zestarzałem się. To moje ostatnie igrzyska. Wszystko stawiam na jedną kartę.

W Klingenthal miał pan już minę pewnego siebie.

- Miło coś takiego usłyszeć od dziennikarzy. Długo słyszałem, że mam minę, jakbym się czymś stresował, że coś mnie gryzie. Spokojnie czekałem na formę, a jak już przyszła, to normalne, że wróciła mi pewność siebie, uśmiech i radość ze skakania.

Miał pan moment zwątpienia tej zimy?

- Zwątpienia może nie, ale dochodziły mnie głosy z zewnątrz, że może coś robię nie tak, że może Hannu mnie "zajechał". Ja cały czas mu ufałem i wierzyłem, że idziemy w dobrą stronę. Lepistoe to naprawdę niesamowity szkoleniowiec. Nie tylko potrafi robić cuda, jeśli chodzi o przygotowanie, ale wszystko robi z wielką pewnością i przekonaniem, że ma rację. Dzięki niemu nie zwątpiłem ani przez chwilę. Przełomowym momentem były styczniowe treningi w Ramsau. Tam zacząłem skakać lepiej. W Zakopanem, gdzie byłem piąty i czwarty, wróciła pewność siebie.

Jak myśli pan "igrzyska olimpijskie", to co przychodzi do głowy?

- Chciałbym usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego.

Czas na pierwszego mistrza olimpijskiego w skokach po trzydziestce?

- (śmiech) To moje marzenie. Jeśli Góra pozwoli, to kto wie. Obiecuję walczyć o złoto z całych sił.

To dobrze, że konkurs na średniej skoczni jest na samym początku igrzysk?

- Patrzyłem czasem w internecie, ile dni zostało do igrzysk, ale dopiero kiedy dostałem kalendarz z PKOl, uświadomiłem sobie, że konkurs jest już 13 lutego. Dobrze, że to sobota, a nie piątek. Przed wylotem na igrzyska mieszkałem w pokoju 2013, więc mam nadzieję, że przyniesie szczęście.

Mówi się, że Austriacy ostatnio mają lekkie załamanie formy. Jest coś na rzeczy?

- To jest niebezpieczny team, który zawsze potrafi wyciągnąć asa z rękawa. Mam nadzieję, że na igrzyska nie szykują nic specjalnego. Schlierenzauer niby jest w gorszej formie, ale w Willingen wygrał. Ich trzeba się bać.

Ammann będzie najgroźniejszy?

- Nie jestem zdziwiony jego formą. Nie trenuje mocno fizycznie, oszczędza się, to jego taktyka. Startuje tylko tam, gdzie może odnieść korzyść. Jest w formie, ale nie w każdym skoku na luzie ląduje na 140. metrze. Gdzieś zgubił automatyzm i błysk, który miał.

Chce się pan zrewanżować Szwajcarowi za Salt Lake City? Tam złoty medal uciekł minimalnie.

- Byłem niesamowicie przygotowany. Skocznia była wysoko położona, więc jeśli miało wiać, to z tyłu. Skakałem więc bardzo płasko, miałem niesamowicie silne nogi, co na małej skoczni było jeszcze ważniejsze. I co? I przyszedł wiatr z przodu. Lądując na średniej skoczni, wpadłem w dziurę, którą zostawił po upadku Kasai. Cud, że w ogóle zdobyłem medal. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że tamta moc, którą miałem, zaszkodziła mi. Ci, którzy odbijali się do przodu, lecieli daleko, a ja spadałem z wysoka.

Zadra została?

- Medale są medalami, leżą w gablocie. Jednego koloru brakuje. Marzenie czeka na spełnienie.

Vancouver 2010 w Sport.pl

Już od piątku na portalu Sport.pl igrzyska w Vancouver. Codzienne relacje Z Czuba i na żywo, relacje prosto z Kanady specjalnych korespondentów, wideo komentarze, rozmowy z naszymi gwiazdami i komplet wyników, także tych z nocy polskiego czasu. A rano o godz. 9 w TOK FM magazyn olimpijski Michała Pola. Zapraszamy do śledzenia igrzysk w Sport.pl

Specjalny serwis Sport.pl - Vancouver 2010 ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA