MŚ w lotach. Małysz zepsuł skok, Lindstroem najlepszy na treningu

- Ale zepsułem skok. Odbiłem się ze dwa metry za wcześnie, jeszcze próg się nie skończył, a ja już miałem wyprostowane nogi - kręcił głową Adam Małysz. Polak skoczył na piątkowym treningu 190 m. To była szósta odległość dnia. W sobotę i niedzielę walka o medale w najbardziej widowiskowej konkurencji w skokach - lotach narciarskich. O ile nie będzie wiało.

MŚ w lotach. Małysz zepsuł skok, Lindstroem najlepszy na treningu

- Ale zepsułem skok. Odbiłem się ze dwa metry za wcześnie, jeszcze próg się nie skończył, a ja już miałem wyprostowane nogi - kręcił głową Adam Małysz. Polak skoczył na piątkowym treningu 190 m. To była szósta odległość dnia. W sobotę i niedzielę walka o medale w najbardziej widowiskowej konkurencji w skokach - lotach narciarskich. O ile nie będzie wiało.

Polscy i niemieccy kibice, których konfrontacji tak bardzo obawiają się gospodarze mistrzostw świata, wczoraj zgodnie stali razem pod skocznią. Gdy startował któryś z Polaków - w górę szły flagi biało-czerwone, gdy któryś z zawodników Reinharda Hessa - czarno-czerwono-żółte. - Niemcy są spoko. Postawili nam swoje piwko. Przekomarzamy się z nimi tylko: oni, że wygra ich Hannawald, my - że Adaś, i tyle - opowiadała Ania z Brzegu Dolnego. - Najlepiej niech obaj stanął na podium, a z nimi najlepiej Martin Schmitt, który był taki biedny przez cały sezon - dodała Anja z Fuerth, owinięta biało-czerwoną flagą. Największą furorę zrobił jednak transparent: "Adam Małysz 300 metrów". - Tyle to nie skoczę, ale ponad 200 jestem w stanie - śmiał się Małysz.

Może lepiej nie skakać?

I kibice, i skoczkowie musieli się wczoraj wykazać ogromną cierpliwością. Trening zaplanowano początkowo na godz. 9.30, miały odbyć się trzy serie. Plany planami, a wiatr zrobił swoje. O 8 rano wiało tak, że nie było mowy o skakaniu. Serię przeniesiono na 13. O 11 na wysokości progu skoczni wiatr zdmuchiwał czapki z głów, skoki przeniesiono więc na 14. O 13, na kolejnym spotkaniu trenerów, zawody przesunięto o kolejne pół godziny. - Skoczą przedskoczkowie i trening przerwą - z ponurą minął wieszczył słoweński sędzia Otto Giacomelli. Przez moment wydawało się, że ma rację. Na skoczni dmuchało strasznie. Paru przedskoczków przypięło narty do butów, ale ich skoki przypominały walkę o przeżycie. Jeden uzyskał 87 m, a cieszył się, jakby wylądował na 200. metrze. - Wiatr mną targał na lewo i prawo, więcej tam chyba nie pojadę - mówił Czech Zbynek Krompolc, patrząc na szczyt skoczni. Kilkadziesiąt minut później, kiedy trochę się uspokoiło, pojechał i skoczył jeszcze raz.

Od godz. 15 zaczęła się wreszcie normalna seria treningowa. - Najpierw nie mogłem się na nią doczekać - opowiadał Małysz. - A potem, kiedy byłem na górze i tak strasznie wiało, myślałem, że może lepiej nie skakać. To czekanie było straszne, presja i obawa rosły z minuty na minutę.

Małysz, który skakał jako ostatni, uzyskał 190 m. - Wybiłem się o dwa metry za wcześnie, po prostu najazd do krawędzi progu jest bardzo długi, nie mogłem się doczekać odbicia i stąd takie przyspieszenie. Ale z takim odbiciem, gdzie niemal przejechałem przez próg, 190 m to niezły wynik. Jestem zadowolony - podkreślał.

Można nadrobić techniką

Przed Polakiem skakało 59 zawodników, wśród nich Marcin Bachleda, Łukasz Kruczek, Tomisław Tajner, Tomasz Pochwała i Robert Mateja. - Ten jeden skok zdecyduje o tym, kto oprócz Adama wystąpi w mistrzostwach. Zgłosić mogę czterech zawodników i nie było gdyby treningu, musiałbym wybierać w ciemno. Ktoś mógłby poczuć się pokrzywdzony - mówił trener Apoloniusz Tajner.

Bachleda i Kruczek nie przekroczyli 150 m, czym ułatwili zadanie pozostałym. Jednak Tajner i Mateja skoczyli fantastycznie. - Wyrównałem swój rekord z Planicy - cieszył się Tonio, który uzyskał 185 m. - Nie mogłem doczekać się lotów, bo ja nie mam tak "atomowego" odbicia jak np. Adam. Tutaj jednak, już w powietrzu, można wiele nadrobić ułożeniem ciała, techniką, a to moja mocna strona. Dlatego taka odległość.

Pochwała (170,5 m), który pierwszy raz w życiu skakał na "mamucie", rozmawiał z nami, mając jeszcze wypieki na twarzy. - Ale wrażenie, niesamowite! Jak leciałem, to pęd powietrza był taki, że myślałem, że mi buty z nart "wytarga" i wyląduję w skarpetach - mówił.

Andy lepszy od Simiego

Najlepiej na treningu wypadli Finowie. Matti Hautamaeki uzyskał odległość 201 m, a najdalej - na odległość 205 m - skoczył 18-letni srebrny medalista drużynowy z Salt Lake City Velli Matti Lindstroem. Po jego skoku organizatorzy obniżyli rozbieg. - Straszne było to całodniowe czekanie, ciężko było utrzymać koncentrację, ale ten długi skok wszystko mi wynagrodził - mówił na dole. - Lotu na taką odległość nie da się porównać z niczym. To uczucie euforii jest najwspanialsze w tej dyscyplinie. Szkoda, że wszystkie zawody Pucharu Świata nie są rozgrywane na takich skoczniach jak ta. Mój rekord życiowy z Planicy wynosi 206 m. Przy dobrej pogodzie chętnie go tu pobiję w sobotę albo niedzielę.

Wielkie brawa zarówno polskich, jak i niemieckich kibiców zebrał dwukrotny złoty mistrz olimpijski Simon Ammann. Lepiej tego dnia skakał jednak jego rodak Andreas Kuettel, który wynikiem 196,5 m o pół metra pobił rekord Szwajcarii Sylviana Freicholza. - Nie mam nic przeciwko temu, żeby to Andy zaczął teraz niespodziewanie wygrywać. Ale ja nie powiedziałem tu jeszcze ostatniego słowa. To wspaniała skocznia, wspaniale niesie, tylko trzeba się z nią oswoić - mówił nam Ammann.

Zawiódł za to Martin Schmitt, który skoczył zaledwie 172 m. - To przez te krzywe tory na zjeździe. Gdyby ktoś mi o nich powiedział, byłoby inaczej, a tak musiałem nieźle kombinować, żeby względnie poprawnie skoczyć - tłumaczył. Sven Hannawald skoczył o metr dalej od Małysza (191 m), ale po zdjęciu nart nie chciał z nikim rozmawiać, szybko chroniąc się za plecami swego rosłego osobistego ochroniarza.

Czy będzie wiało?

Jeśli pogoda nie pokrzyżuje planów, to w sobotę o godz. 9.30 seria treningowa. Mistrzostwa świata w lotach zaczną się o 10.30. Skoczy 54 zawodników. 30 najlepszych wystartuje w drugiej serii (planowany początek o 12). W niedzielę dokończenie mistrzostw - kolejne dwie serie (10.30 i 12), w których skoczy 30 zawodników.

POWIEDZIELI PO SKOKACH:

Adam Małysz:

- Przy samym końcu progu są krzywe tory. Śnieg w nich jest mokry i tuż przed odbiciem narty krzywo jadą. Są takie "hopki". Jeśli do jutra nic się nie zmieni, ci, którzy skaczą na końcu, znowu będą mieli najgorszej. Organizatorzy powinni oblodzić ten dojazd. Dzwoniłem do żony z okazji Dnia Kobiet, z córeczką też rozmawiałem, ale jej święto to - na razie - Dzień Dziecka.

Apoloniusz Tajner:

- Cieszę się z tych skoków i tego, że nie musiałem ustalać składu drużyny przy "zielonym" stoliku. Adam miał bardzo nieudany skok. Zaczął się odbijać pięć metrów przed krawędzią progu, skoczył dwa metry. Przejechał próg, a i tak uzyskał 190 m. A Hannawald, który błędu nie popełnił, wylądował tylko o metr dalej. Wiatr wiał dziś równo. Patrząc z zeskoku, to z dołu, po skosie. A na sobotę zapowiadany jest także po skosie, ale z góry. Dla nas dobrze. Bo odpadnie paru "lotniarzy", którzy wykorzystują przedni wiatr. My wolimy skakać w pasywnych warunkach.

Wyniki treningu (w nawiasie numer belki, z której zaczynali zjeżdżać zawodnicy):

1. Velli Matti Lindstroem (Finlandia, 18) 205 m;

2. Matti Hautamaeki (Finlandia, 16) i Martin Koch (Austria, 16) po 201;

4. Andreas Kuettel (Szwajcaria, 20) 196,5;

5. Sven Hannawald (Niemcy, 16) 191;

6. Adam Małysz (Polska, 16), Risto Jussilainen (Finlandia, 16), Roberto Cecon (Włochy, 16) i Robert Kranjec (Słowenia, 16) po 190;

10. Robert Mateja (Polska, 20) 189;

11. Simon Ammann (Szwajcaria, 16) 188,5.

Miejsca pozostałych Polaków (wszyscy skakali z belki numer 20):

19. Tomisław Tajner 185;

33. Tomasz Pochwała 170,5;

50. Łukasz Kruczek 147;

52. Marcin Bachleda 133,5.