Finał hokeja: Kanada - USA 5:2! - korespondencja

Amerykanie mają koszykówkę, baseball i footballl. My mamy hokej. Hokej to Kanada. Kanada to hokej, on się u nas narodził, jest naszą religią. Złoty medal też będzie nasz - mówił mi z przekonaniem Steve z Toronto. Nie mylił się. Hokeiści Klonowego Liścia pierwszy raz od 50 lat mistrzami olimpijskimi.

Finał hokeja: Kanada - USA 5:2! - korespondencja

Amerykanie mają koszykówkę, baseball i footballl. My mamy hokej. Hokej to Kanada. Kanada to hokej, on się u nas narodził, jest naszą religią. Złoty medal też będzie nasz - mówił mi z przekonaniem Steve z Toronto. Nie mylił się. Hokeiści Klonowego Liścia pierwszy raz od 50 lat mistrzami olimpijskimi.

Korespondencja Robert Błoński, Radosław Leniarski, Salt Lake City

- To będzie jeden z najwspanialszych meczów hokeja w historii, zgromadzi przed telewizorami setki milionów ludzi. Ten finał to najlepsza rzecz, jaka mogła przytrafić się NHL - mówił przed meczem dyrektor kanadyjskiej drużyny Wayne Gretzky. I Great One nie mylił się.

Filmy przed meczem

Tylko pierwsze trzy, cztery minuty tego spotkania nie były emocjonujące. Wystarczyło, by wszyscy spóźnialscy dotarli do hali E Center. Przed halą bowiem, przy punktach kontroli, utworzyły się potężne kolejki. Amerykanie lubią przyjść w ostatniej chwili, tym razem niektórzy przeliczyli się i dotarli na ostatnią chwilę, ale pierwszej tercji.

Wszyscy wymalowani w narodowe barwy. Kaski, chełmy, gołe torsy, tatuaże, wielkie czapki. Gwiazdek amerykańskiej flagi było więcej niż Klonowych Liści. Amerykanie też byli głośniejsi. Przed spotkaniem, na wielkim telebimie, z cyklu "olimpijskie wspomnienia" pokazano, jak USA zdobywa dwa jedyne jak dotąd złote medale olimpijskie w hokeju (1960 i 1980 rok), pokazano alpejczyka Tommy'ego Moe (dwa medale w Lillehammer, jako pierwszy Amerykanin) i łyżwiarkę figurową Peggy Flemings (złoto w 1968 roku). O sukcesach Kanady nie było ani sekundy.

Ale w sobotę hokeiści Klonowego Liścia obejrzeli fragmenty finałowego meczu z 1952 roku. To był ostatni złoty olimpijski medal tej drużyny. Kiedy pokaz się skończył, pytali 38-letniego Ala McInnisa (najstarszy w drużynie), w którym dokładnie rzędzie stoi na pamiątkowej fotografii, bo nie mogą go rozpoznać, tak młodo wygląda.

Żartami próbowano rozładować atmosferę, jaka panowała w obu obozach.

- Nie to, że się nienawidzimy, po prostu chcemy, i my i oni, za wszelką cenę wygrać. To wzbudza emocje, nerwy, ale o nienawiści nie ma mowy - zapewniał Amerykanin Doug Weight. - Na lodowisku nie będzie szachów, zabawy w kotka i myszkę, ale też nie ma co spodziewać się krwawej łaźni.

Pudło Lemieux

Amerykanie, jako pierwsi, mieli powody do radości. W ósmej minucie przypadkowa strata krążka w tercji obronnej USA, szybkie wyjście skrzydłowego Tony Amante, strzał z kilku metrów i hala zatrzęsła się w posadach. Po raz pierwszy i właściwie ostatni tego popołudnia w Salt Lake City.

Następne gole w pierwszej tercji strzelali Kanadyjczycy. Gospodarze kompletnie pogubili się w obronie. Dwa bardzo sprytne podania wzdłuż linii - tak, by bramkarz Mike Richter nie sięgnął krążka oraz by nie wybili go obrońcy i 2:1 dla Kanady.

Wyrównał na 1:1 Paul Kariya, jedyny, który grał w ostatnim finale olimpijskim Kanadyjczyków - w 1994 roku w Lillehammer (2:3 ze Szwecją po karnych). Drugiego gola strzelił Jarome Iginla.

To miał być pojedynek bramkarzy. Na codzień są sąsiadami - mieszkają od siebie o jakieś pół godziny drogi samochodem. Ten kanadyjski - Brodeur gra w New Jersey Devils, a Richter w New York Rangers. Na olimpiadzie Brodeur puszczał średnio 1,75 gola na mecz (90,7 proc. skuteczności), a Richter 1,33 (95,7 proc.).

W drugiej tercji był moment, że Kanadyjczycy grali przez moment pięciu na trzech. Kapitalnej okazji do zdobycia trzeciej bramki nie wykorzystał Mario Lemieux. Nie trafił z metra do pustej bramki.

- Spudłowałeś? Z takiej odległości? - krzyknął do niego trener Pat Quinn, kiedy Lemieux zjechał do boksu. Kanadyjczycy nie wykorzystali przewagi i za chwilę stracili gola. Statystyki nie kłamią. Amerykanie zdobywali w tym turnieju gole raz na trzy razy, kiedy grali w przewadze. Tak było także w finale. Kiedy Kanadyjczycy po raz trzeci grali w osłabieniu, bramkę zdobył Brian Rafalski.

Kije jak miecze

Spotkanie toczone było w zawrotnym tempie. Zawodnicy dokonywali zmian co 30 sekund, podczas gdy w NHL mniej więcej co 45. I to nie tylko dlatego, że na olimpiadzie grało się na szerszym niż w NHL o prawie 5 metrów lodowisku. Ale i tak najwięcej spięć było przy bandach. Nieważne, gdzie znajdował się krążek, kije szczękały jak miecze podczas średniowiecznych bitew. Słychać było uderzenia kija i kij albo lód nawet, gdy krążek był już daleko od miejsca zdarzenia.

Amerykańska cisza w trzeciej tercji

W trzeciej tercji amerykańscy kibice siedzieli cicho. Z emocji nie mogli wydać z siebie głosu. Robili hałas właściwie tylko podczas przerw. A kiedy toczył się mecz, z wypiekami, rozdziawionymi buziami oglądali, co się dzieje wydając na przemian jęki zawodu, nadziei i zachwytu.

Okazji do zdobycia wyrównującego gola długo nie było. Kanadyjczycy mądrze się bronili, próbując kontratakować skrzydłami. Nie dali sobie strzelić gola grając także w osłabieniu, Amerykanie nie umieli wjechać do ich strefy obronnej.

W 16. min III tercji było 4:2 i już wiadomo, kto wygra. Ignila strzelił drugiego w meczu gola. Kanada oszalała. Wayne Gretzky z radości omal nie spadł z trybuny. A gospodarzy pognębił jeszcze 100 sekund przed końcem Sakić, najlepszy zawodnik tego spotkania.

Wtedy sala zadrżała. Ale od histerycznego wrzasku Kanadyjczyków. Nikt i nic nie mógł odebrać im tak upragnionego złota. Amerykanie siedzieli cicho.

A kiedy zabrzmiała ostatnia syrena, kije i kaski poleciały na lód. "Glory, glory Canada!"; "Alleluja, Alleluja Canada!" - śpiewali wzruszeni kibice. Trener Quinn płakał.

Najważniejsze daty

1932 - USA przegrywa 1:2 z Kanadą w finale olimpijskim w Lake Placid.

1956 - USA pokonuje Kanadę 4:1 i zdobywa srebrny medal. Kanada trzecia.

1960 - USA wygrywa z Kanadą 2:1 i zdobywa złoty medal, bohaterem jest bramkarz Jack McCartan.

1996 - Z Mike'em Richterem w bramce USA zdobywa Puchar Świata. Dwa decydujące mecze wygrywa z Kanadą, odbywają się one w Montrealu.

To był 15 mecz na olimpiadzie tych zespołów. Bilans: 9 zwycięstw Kanady, 2 USA i 3 remisy.

KANADA - USA 5:2 (2:1, 1:1, 2:0).

Bramki - dla Kanady:

Jarome Iginla dwie (19, 57), Joe Sakic dwie (39, 59), Paul Kariya (15),

dla USA:

Tony Amonte (9), Brian Rafalski (36).

Sędziował Bill McCreary (Kanada).

Widzów 8599.

Kary: Kanada - 8, USA 6 min.

Kanada:

Brodeur (New Jersey) - MacInnis, Pronger (obaj St. Louis Blues); Niedermayer (New Jersey Devils), Foote (Colorado Avalanche); Blake (Colorado Avalanche), Jovanovski (Vancouver Canucks); Brewer (Edmonton) - Nolan (San Jose Sharks), Lindros (Ne York Rangers), Smyth (Edmonton Oilers); Kariya (Anaheim Mighty Ducks), Yzerman (Detroit Red Wings), Lemieux (Pittsburgh Penguins); Iginla (Calgary Flames), Gagne (Philadelphia Flyers), Sakic (Colorado Avalanche); Shanahan (Detroit Red Wings), Nieuwendyk (Dallas Stars), Fleury (New York Rangers); Peca (New York Islanders)

USA:

Richter (New York Rangers) - Leetch (New York Rangers), Miller (Los Angeles Kings); Suter (San Jose Sharks), Chelios (Detroit Red Wings); Rafalski (New Jersey Devils), Housley (Chicago Black Hawks); Poti (Edmonton Oilers) - Tkachuk, Young (obaj St. Louis Blues), Roenick (Philadelphia Flyers); Amonte (Chicago Blackhawks), Rolston (Boston Bruins), Drury (Colorado Avalanche); Modano (Dallas Stars), LeClair (Philadelphia Flyers), Hull (Detroit Red Wings); Guerin (Boston Bruins), Deadmarsh (LosAngeles Kings), Weight (St. Louis Blues); York (New York Rangers)