Małysz zapowiada walkę w konkursie drużynowym - korespondencja

Kto jest najgroźniejszą, ale najbardziej niedocenianą drużyną? Adam Małysz nie ma wątpliwości: - Polska - wypala bez namysłu. I szelmowsko mruga okiem. W poniedziałek na skoczni K-120 ostatnie na tej olimpiadzie zawody skoczków. Plan minimum Polaków to szóste miejsce. Walczyć o to będą: Małysz, Robert Mateja, Tomisław Tajner i Tomasz Pochwała.

Małysz zapowiada walkę w konkursie drużynowym - korespondencja

Kto jest najgroźniejszą, ale najbardziej niedocenianą drużyną? Adam Małysz nie ma wątpliwości: - Polska - wypala bez namysłu. I szelmowsko mruga okiem. W poniedziałek na skoczni K-120 ostatnie na tej olimpiadzie zawody skoczków. Plan minimum Polaków to szóste miejsce. Walczyć o to będą: Małysz, Robert Mateja, Tomisław Tajner i Tomasz Pochwała.

Korespondencja

Robert Błoński

Utah Olympic Park

W sobotę i niedzielę na treningach Małysz skakał bardzo dobrze. Zepsuł właściwie tylko jedną próbę - w niedzielę w drugim skoku uzyskał ledwie 111 m (to była osiemnasta odległość).

- Spóźniłem odbicie jak cholera - powiedział. - Wyszedłem bardzo nisko i już nie miałem szans polecieć. Dziś trochę źle się czuję. Boli mnie brzuch.

Z problemami żołądkowymi Małysz potrafił wygrać pierwszą serię, w której - jako jedyny - przekroczył 120 m (o pół metra). Znakomicie skakał także Simon Ammann (118 m w pierwszym skoku, 126 w drugim).

W trzeciej serii Małysz (jako jedyny skakał z 23 belki, reszta z wyższej, 24) uzyskał 124,5 m. Najdalej lądował Andreas Kuettel ze Szwajcarii (129). Ammann nie skakał.

Pozostali Polacy niczym nie zachwycili. Skakali gorzej niż potrafią, z trudem przekraczali 110 metrów. Najlepiej skakał Tajner 109,5, 111,5 i 116.

Tymczasem niepokojące wieści docierają w sprawie pogody. Podobno w poniedziałek nad Utah Olympic Park ma wiać wiatr i padać śnieg. Istnieją dwie możliwości: konkurs drużynowy odbędzie się na mniej odsłoniętej skoczni K-90 albo zostanie przełożony na wtorek.

Po tym, jak Simon Ammann nie dał nikomu szans w konkursach indywidualnych, potęgi narciarskich skoków są spragnione złotego medalu, jak wielbłąd wody na pustyni. To miały być igrzyska Niemców, Finów, Austriaków i Małysza. Wszystkich pogodził Szwajcar Simon Ammann. A na nasze szczęście Adam Małysz spisał się także bardzo dobrze. Obaj zdobyli w sumie cztery medale na obu skoczniach. Resztki z pańskiego stołu przypadły Svenowi Hannawaldowi (Niemcy, srebro na K-90) i Matti Hautamaekiemu (Finlandia, brąz na K-120).

W drużynie takich sensacji już nie będzie. Największe asy są wygłodniałe i nie oddadzą ostatniego kąska. Sami, między sobą, rozegrają batalię o złoto.

Najbardziej rozdrażnione są gwiazdy z Niemiec i Finlandii. Hannawald wyglądał w sobotę na skoczni jak sto nieszczęść. Źle mu się lądowało (znowu trząsł się, jak galareta), a kiedy szedł - wyraźnie kulał.

- Może mu się odcisk zrobił? - zastanawiał się Adam Małysz. - Te nasze buty nie są wygodne. Mnie na przykład bolą w nich kostki.

Schmitt jest największym, jak na razie, przegranym w tym sezonie. Nie wygrał ani jednego konkursu Pucharu Świata, nie liczył się zupełnie w walce o medale w konkursach indywidualnych.

- To moja ostatnia szansa na sukces. Dam z siebie więcej niż mogę. Nie mam wyjścia. Oczekiwania są ogromne, ale ja jestem gotowy do podjęcia wyzwania - mówił Schmitt. To oni - Sven i Martin - mają poprowadzić Niemców do złotego medalu. Ma być tak, jak rok temu w Lahti podczas MŚ, kiedy na dużej skoczni zespół Reinharda Hessa zdeklasował rywali, prowadząc od pierwszego skoku.

Zaraz za nimi - wśród faworytów - są Finowie. Czwarte, piąte i szóste miejsce na skoczni K-90. Potem szczęśliwy brąz Hautamaekiego na K-120. I to wszystko.

- Myśmy od początku nastawili się tu na złoto w konkursie drużynowym - mówi Matti Hautamaeki. - W Lahti zawiedliśmy naszych kibiców. Na dużej skoczni przepadliśmy z kretesem, na średniej o punkt wygrali z nami Austriacy. Do dziś, jak koszmar, mam przed oczami smutek i rozczarowanie naszych kibiców oraz ich opuszczone, zrezygnowane flagi.

Do złota mają drużynę Miki Kojonkoskiego poprowadzić on i Janne Ahonen.

W Austrii, jeśli i w poniedziałek nie będzie medalu, ogłoszą chyba żałobę, a trener Toni Innauer będzie mógł się pakować. Konkursy indywidualne wypadły dla Austriaków tragicznie. Na K-90 żadnego nie było w dziesiątce, na K-120 Stefan Horngacher zajął piąte miejsce, a Martin Koch ósme. Kłopoty tłumaczyli kiepską aklimatyzacją i szumami w głowie. Teraz może nie skaczą rewelacyjnie, ale mniej więcej na jednakowym poziomie. Koch, Hoellwarth, Widhoelzl i Horngacher mogą zdobyć medal każdego koloru.

Za nimi kilka mniejszych "wilczków", wśród nich Polacy. Będą deptać po piętach najlepszym.

- Tym młodszym zawodnikom widać brakuje obycia wśród najlepszych - oceniał kolegów Małysz. - Skaczą dobrze, a na niektórych treningach i kwalifikacjach bardzo dobrze. Potrafią lądować poza 120 metrem. Kiedy przychodzi konkurs, trochę deprymuje ich obecność wśród najlepszych. I nie odlatują.

Małysz miał ostatnio kilka dni wolnego. Spędził je m.in. na zakupach.

- Kupiłem kilka rzeczy dla córki, coś dla żony - opowiadał. - A w sobotę po południu założyłem sobie wreszcie konto internetowe. Wcześniej zupełnie nie miałem na to czasu.

Najnowszy dowcip o polskich skokach

- Czym się różni Mateja od Małysza?

- Skupieniem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.