Bernard Schödler: Panowie, ja na moment zapomniałem, jak się nazywam. Te dwa złote medale to cud. Czuję się, jakbym był już w niebie. Nie umiem opisać swojego szczęścia i radości.
- Spałem chyba cztery godziny, to za krótko, by mieć jakieś sny. Jednak wcześniej ani razu nie śniły mi się dwa złote medale dla Simona.
- We wtorek rano był trochę podmęczony, rozkojarzony, ale wieczorem mieliśmy superzabawę. Pograliśmy w siatkówkę z naszymi bobsleistami. Simon był w zwycięskim zespole. Pomyślałem: "Nie będzie źle".
- Byłem dobrej myśli, ale drugie złoto? Owszem, gdzieś tam kołatało się po głowie, ale na pewno nie jechaliśmy z nastawieniem: "musi być drugi złoty medal".
- I bardzo dobrze.
- Ja się cieszyłem. I to bardzo. Simon bardzo mnie zaskoczył. Powiedział przez krótkofalówkę: "Trenerze, spóźniłem trochę odbicie, w drugim skoku będzie lepiej". Zdziwił mnie, bo choć rzeczywiście skok nie był perfekcyjny, to jednak odległość i noty były imponujące. Ale najbardziej ucieszyłem się z tego, że rzeczywiście drugi skok miał lepszy. To słowny chłopak.
- Napięcie. Cieszyłem się przynajmniej ze srebrnego medalu, ale pomyślałem, że skoro złoto jest już tak blisko, to czemu mamy go nie zdobyć... Bardzo żal mi Hannawalda. Po jego skoku moja radość była trochę mniejsza. Wiem, że skoczył bliżej niż Simon, ale upadek konkurenta, i to najgroźniejszego rywala, nigdy nie jest pocieszający. My jesteśmy rodziną skoczków, przyjaciółmi i nikt nikomu źle nie życzy. Szkoda mi Hannawalda, ale pogratulowałem Finom brązowego medalu.
- Ja cieszę się, że nasza telewizja pokazała konkurs na żywo, bo ten ze średniej skoczni był odtwarzany. Powtórzyliśmy więc show, jaki daliśmy w niedzielę. Tym razem na żywo.
- Nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego. Ależ to były emocje, dreszcze, wzruszenie. O rany, znowu mnie to czeka... Nie jestem twardzielem, ale w niedzielę opanowałem łzy. Liczę, że teraz też mi się uda.
- Tak. Tylko muszę zmienić buty (mówiąc to, spojrzał na swoje wielkie, zabłocone śniegowce).
- Lepiej. Można napić się trochę więcej dobrego czerwonego wina. Szampana niezbyt lubię, ale wino owszem. A potem? No cóż. Mój ulubiony drink to gin z tonikiem. A w czwartek nie trzeba będzie wcześnie wstawać.