Dekadę temu niemal cała sportowa Polska trzymała kciuki za Justynę Kowalczyk, która nie bez powodu nazywana była królową zimy. Mówimy wszakże o pięciokrotnej medalistce olimpijskiej - w tym dwukrotnie złotej, a także czterokrotnej zdobywczyni kryształowej kuli za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
Biegaczka z Limanowej w tamtym czasie rywalizowała z zawodniczkami z Norwegii - Marit Bjoergen i Therese Johaug, a ich nazwiska znane były w wielu polskich domach. Młodsza z tego duetu - Johaug - niedawno wróciła do sportowej rywalizacji.
To zawodniczka niezwykle utytułowana. Może się pochwalić czterema złotymi medalami igrzysk olimpijskich, aż 14 mistrzostwami świata i trzema kryształowymi kulami. W 2022 roku zakończyła karierę i chciała poświęcić się rodzinie. Nie wytrzymała jednak długo w postanowieniu odstawienia nart.
Kilka dni temu wystartowała w norweskiej inauguracji sezonu w Beitostoelen. Zdeklasowała rywalki na dystansie 10 km stylem klasycznym. Z równie dobrej strony pokazała się w fińskiej Ruce - inauguracji Pucharu Świata 2024/25.
Był to jej pierwszy występ w zawodach tej rangi od ponad dwóch lat. Efekt? Drugie miejsce tuż za plecami Szwedki Fridy Karlsson. Norweżka odgraża się, że to nie koniec. Chciałaby wystąpić w przyszłorocznych mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym, które od 26 lutego do 9 marca odbywać się będą w Trondheim. Można by rzec, że 36-latka jest prawdziwą specjalistką od tej imprezy. Przywiozła z MŚ aż 19 medali, w tym 14 złotych.