17 maja 2023 roku całą Polską wstrząsnęła informacja o tragicznej śmierci Kacpra Tekielego. Alpinista realizował projekt zdobycia 82. czterotysięczników. Wszedł na szczyty Allalinhorn, Strayhorn i Rimpfishhorn, ale przy próbie dotarcia na Jungfrau zabrała go lawina. Zginął i osierocił syna Hugo i pozostawił żonę, Justynę Kowalczyk-Tekieli. Była biegaczka narciarska nie poddała się i przyznała, że mimo dramatu postara się żyć tak, jak obiecała to mężowi. "Będziemy żyć, jak nauczył nas Kacper. Pełnią. Będziemy zwiedzać świat i zdobywać szczyty. Będziemy na każdą minutę zachłanni, jak On" - pisała.
Kowalczyk-Tekieli nie zapomina o ukochanym i często wstawia jego zdjęcia w mediach społecznościowych. Tak postąpiła m.in. w rocznicę śmierci. "Filozof. Alpinista. Taternik. Siłacz. Buntownik. Wrażliwiec. Obrońca zwierząt. Apostata. Esteta. Koneser. Kot. Świat, jaki zastałam po Kacpra śmierci i pustka, której w żadnej mierze wypełnić nie potrafię, utwierdzają mnie w przekonaniu, że był najlepszym Człowiekiem, jakiego w życiu poznałam" - czytamy we wzruszającym poście na Instagramie.
W sobotę 17 sierpnia postąpiła podobnie. Znów udostępniła zdjęcie męża, ale tym razem nie dodała długiego opisu. Wystarczył hashtag składający się z dwóch słów. "15 months", co w tłumaczeniu na język polski oznacza "15 miesięcy". Tyle właśnie dziś minęło od tragicznej śmierci Tekielego. To wystarczyło, by upamiętnić ukochanego.
Kacper Tekieli by wielkim pasjonatem gór. Był nie tylko alpinistą z zamiłowania, ale też instruktorem z tytułem nadanym przez Polski Związek Alpinizmu. W tatrach przeszedł około 300 dróg wspinaczkowych. Jego śmierć wstrząsnęła całym krajem i nie tylko. Na jego nagłe odejście zareagowała nawet jedna z największych rywalek Justyny Kowalczyk-Tekieli na trasie.
- To brutalne, że twoje życie nagle się tak zmienia i tracisz najdroższą rzecz, jaką masz: męża, ojca swojego dziecka. To naturalne, że powrót do normalności wymaga czasu. Byłam naprawdę zraniona, kiedy zobaczyłam, co się stało. Myślę zarówno o niej, jak i jej synu - przyznała Marit Bjoergen w rozmowie z NRK.