Kyle Smaine kilka dni temu za pośrednictwem mediów społecznościowych poinformował, że udaje się z Kalifornii do Japonii, aby poszusować w górach. Amerykański narciarz nie mógł doczekać się "śniegu niewiarygodnej jakości". Niestety wyjazd okazał się feralny. Mistrz świata z 2015 roku został przysypany przez lawinę.
W niedzielę w okolicach szczytu Norikura położonego około 50 kilometrów od Nagano pięcioosobowa grupa narciarzy z USA i Austrii została porwana przez lawinę. Trzem mężczyznom udało się zejść z góry. Niestety dwóch poniosło śmierć na miejscu. Jednym z nich był Kyle Smaine, który osiem lat temu został mistrzem świata w narciarstwie dowolnym w halfpipe'ie. Ambasada USA w Tokio potwierdziła tragiczne wieści.
Więcej artykułów o podobnej treści znajdziesz na portalu Gazeta.pl
Jednym ze świadków wydarzenia był przyjaciel narciarza - Grant Gunderson. We wpisie na Instagramie opisał przebieg nieszczęśliwego wypadku. Wynika z niego, że Smaine został najpierw odrzucony przez podmuch powietrza na odległość około 50 metrów, a potem przysypany śniegiem. Zginął na miejscu. Druga z ofiar to narciarz z Austrii.
Smaine zadebiutował na arenie międzynarodowej w 2009 roku. Wówczas podczas zawodu Pucharu Świata w Park City zajął 11. miejsce. W 2015 roku został mistrzem świata w halfpipe w alpejskim Kreischberg. Ze sportem zawodowym rozstał się w lutym 2018 roku. Od tamtej pory często udawał się w góry w celach rekreacyjnych, czym chętnie dzielił się za pośrednictwem Instagrama. Amerykanin w czerwcu skończyłby 32 lata.