Król chce być jak Kubacki. Jedzie po medal MŚ. "Nie mogę tak skończyć kariery"

Łukasz Jachimiak
- Pomyślałam: "No to jeżdżę jeszcze cztery lata, bo nie mogę tak skończyć kariery!" - mówi Aleksandra Król, ósma snowboardzistka igrzysk olimpijskich Pekin 2022. W ruszającym sezonie Pucharu Świata Król chce być jak Dawid Kubacki, lider PŚ w skokach. - Ja też jestem z Nowego Targu, liczę, że i ja sprawię, że o naszym mieście będzie głośno nie tylko dlatego, że jest w nim duży smog - śmieje się Król.

- Uważam, że nasi snowboardziści zaprezentowali się wspaniale. Pokazali, że absolutnie są w światowej czołówce i wszyscy muszą się z nimi liczyć. Oczywiście oni czują niedosyt, bo wiedzą, że mieli medale w zasięgu ręki - mówiła nam Jagna Marczułajtis w trakcie igrzysk olimpijskich Pekin 2022.

W sobotę rusza nowy sezon Pucharu Świata w snowboardzie. Czy możemy w nim mieć takie sukcesy, jak w skokach narciarskich? Aleksandra Król jest o tym przekonana. Ona jest z Nowego Targu tak samo jak Dawid Kubacki. I identycznie jak on, chciałaby regularnie walczyć o zwycięstwa i podia.

Cały sezon snowboardowego PŚ w Eurosporcie Extra w Playerze.

Zobacz wideo Dziennikarze z Maroka oszaleli ze szczęścia po wygranej nad Hiszpanią

Łukasz Jachimiak: Byłaś ósma na tegorocznych igrzyskach olimpijskich, siódme miejsce w Pekinie zajął Oskar Kaczmarczyk, a dziewiąty był Michał Nowaczyk. Krótko mówiąc: rusza sezon Pucharu Świata w takim sporcie, w którym już mamy niezłe wyniki i na kolejnych igrzyskach powalczymy o medale?

Aleksandra Król: Zdecydowanie!

A co ty chcesz i planujesz zrobić tej zimy?

- Moim głównym celem jest medal mistrzostw świata, które odbędą się w lutym. Chcę go zdobyć na pocieszenie po igrzyskach. Będę robić wszystko, żeby chociaż ten medal zdobyć. A w Pucharze Świata będę walczyć o miejsca na podium. W styczniu wygrałam zawody i tak mi się spodobało, że najchętniej nie schodziłabym z podium. Plan jest taki, żeby jak najwięcej razy na nie wjechać.

Tydzień w tydzień walka o podium - to by był fajny serial, jakich w polskim sporcie mamy za mało.

- Z tym "tydzień w tydzień" może być problem organizacyjny. Już nam dwa pierwsze starty Puchar Świata odwołali. Gdyby dopisała pogoda, sezon zaczęlibyśmy tydzień temu. Niestety, nie było śniegu i ruszamy dopiero teraz. Ruszamy mocno, bo pierwsze starty mamy w sobotę i niedzielę, a kolejne już w czwartek i sobotę. A w międzyczasie trzeba będzie przejechać z Niemiec do Włoch, więc przed nami 12 godzin podróży. Ale to nie problem. Szkoda, że to jedyne zawody w tym roku, później robi się przerwa do stycznia.

Cztery starty w tydzień to dla snowboardzistów tak dużo, że czujecie to w nogach?

- Ja przy takiej dawce startów zakwasów nie mam, ale zmęczenie się czuje. Przy takim natężeniu trzeba będzie porządnie zadbać o regenerację. Wtedy jest zawsze dużo pracy z fizjoterapeutą i dużo korzystam z nogawek do drenażu limfatycznego.

Mówisz o takich butach, które się zakłada na całe nogi?

- Tak, one sięgają aż do pachwin. Pompują powietrze, ściskają nogi i dzięki temu kwas mlekowy szybciej dostaje się do krwioobiegu i szybciej się wydala. Do siedzenia w tych butach dochodzą delikatne treningi typu trucht czy przejażdżka na rowerze. A na śniegu to pewnie zrobimy tylko ze dwa treningi w tak intensywnym tygodniu.

Generalnie to ładnie i lekko wygląda, gdy jeździcie, ale przeciążenia są duże i nogi, zwłaszcza uda, pewnie trzeba mieć mocne jak w narciarstwie alpejskim?

- Jasne, dlatego całe lato mocno pracujemy na siłowni i dużo biegamy. Sam trening na desce jest już bardziej techniczny niż siłowy. Siłę mam wyrobioną, siły mi nie zabraknie. Teraz trzeba tylko pilnować, żeby przejazdy były bezbłędne.

Piotr Żyła Stoch narzeka co tydzień od 15 lat. Thurnbichler wprowadził ważną zmianę

Po poprzednim sezonie zwiększyłaś sobie obciążenia na siłowni - to znaczy, że budujesz już bazę na igrzyska w 2026 roku?

- Na razie jeszcze nie zdecydowałam czy dotrwam do igrzysk w Mediolanie i Cortinie. Postanowiłam, że będę jeździła, dopóki będzie mnie to cieszyło. Teraz cieszy i szczerze mówiąc, myślę że w 2026 roku nadal będzie cieszyło. Ale jeszcze nie chcę się deklarować. Na dziś to jest po prostu bardzo prawdopodobne. A co do siły, to chcę jak najlepiej obudować mięśnie, dlatego dokładam obciążenia. Chcę, żeby mi było łatwiej jeździć jak najszybciej.

Z ciekawości - ile kilogramów masz na sztandze, gdy z nią ćwiczysz?

- Robię takie pobudzenie siłowe, podczas którego stówkę to dźwigam lekko.

Nieźle!

- Ale generalnie robię kompleksowe ćwiczenia: zarzuty, podrzuty, rwania, przysiady. Działam wszechstronnie, żeby przygotować umysł i ciało do różnych rzeczy, które się dzieją na trasach. I w tych ćwiczeniach obciążenie nie jest kluczowe, nie zwiększa się ciężarów na siłę, chodzi raczej o precyzję ruchów, o płynność, o technikę. Ale 65 kg to zawsze muszę mieć. I faktycznie można powiedzieć, że to nieźle, jak na dziewczynę, która waży mniej niż 60 kg.

Mówisz, że snowboard cały czas daje ci frajdę, a czy po igrzyskach miałaś taki moment, że się na niego trochę obraziłaś? Marzyłaś o medalu, chwilę przed igrzyskami wygrałaś Puchar Świata, a w Pekinie było "tylko" ósme miejsce, więc może pomyślałaś "trudno, kończę z tym"?

- Odwrotnie: wtedy pomyślałam "No to jeżdżę jeszcze cztery lata, bo nie mogę tak skończyć kariery!".

To super nastawienie!

- Z drugiej strony: jestem zaręczona, w 2023 roku biorę ślub i myślę o rodzinie, a to trochę koliduje ze sportem. Zobaczę, jak wszystko się ułoży, ale bardzo fajne jest to, że mój narzeczony mnie wspiera, mówi, żebym trenowała tyle, ile chcę, jeśli sprawia mi to przyjemność. Czuję więc, że to jest moja decyzja. I czuję, że mam do wyrównania pewne rachunki.

Na pewno wiesz, że sport zna historie zawodniczek, które urodziły dzieci, wróciły i właśnie wtedy osiągnęły największe sukcesy w karierze. Ale oczywiście trudno sobie zakładać, że się urodzi dziecko i się wróci do sportu, że na pewno właśnie tak będzie.

- To prawda, ale mam dobry przykład - moja koleżanka ze Słowenii zdobyła na igrzyskach w Pekinie brązowy medal, a zrobiła to jako mama dwuletniego synka.

Finland FIS World Cup Kubacki przeskoczył skocznię w II serii. Powiódł się atak na podium

Mówiąc o pewnych rachunkach do wyrównania, myślałaś o Ester Ledeckiej? Wielu obserwatorów olimpijskich zawodów twierdziło, że mogłabyś mieć medal, gdybyś w ćwierćfinale nie trafiła na genialną Czeszkę. Czy jest tak, że ona jest poza zasięgiem innych snowboardzistek i wy patrzycie czy akurat zechce jej się startować, czy może w danym okresie zaplanowała udział w zawodach Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim i cieszycie się, że macie spokój?

- Teraz na pewno jej nie będzie. Jest kontuzjowana, miała operację barku. Pisała, że do końca roku nie będzie jeździła ani na nartach, ani na snowboardzie. Nie wiem, co planuje na przyszły rok, czy się pojawi na mistrzostwach świata. Ale dla mnie jak jest, to jest, a jak jej nie ma, to nie ma. Wiem, że da się z nią wygrać, bo jeździłyśmy razem treningi i ją pokonywałam. Nawet na igrzyskach krótko przed zawodami na treningach z nią wygrywałam. Czyli to jest do zrobienia. Tylko trzeba to zrobić, ha, ha. W Pucharze Świata już ją nie raz pokonywały inne zawodniczki, ja jeszcze nie, ale w zawodach trafiłam na nią tylko dwa razy - na igrzyskach i wcześniej w Pucharze Świata. To prawda, że większość dziewczyn dostaje paraliżu, jak ma z Ester jechać i one przegrywają już na starcie. Ja sparaliżowana nie jestem, staram się walczyć, nie odpuszczać.

Świetnie, że ona ciebie nie paraliżuje, ale pewnie na igrzyskach mimo wszystko pomyślałaś, że masz pecha, gdy zobaczyłaś, że właśnie ona jest na twojej drodze do strefy medalowej?

- Szczerze: najpierw tego nie wiedziałam, skupiłam się na 1/8 finału i nie patrzyłam dalej w drabinkę. Jak weszłam do ćwierćfinału, to zobaczyłam, że jadę z Ester i faktycznie powiedziałam wtedy: "Ech, kurde!". Ale z najtrudniejszą przeciwniczką walczyłam do końca, próbowałam ją podgonić, skorzystać z jej błędu, ale ona mi wtedy tak sypnęła śniegiem, że nic nie widziałam, ryzykowałam i w końcu się wywróciłam. Szkoda, ale wierzę, że z Ester jeszcze wygram. Bo ja się nie daję zdeprymować jej osobowości.

Nie masz olimpijskiego medalu, który bardzo chciałaś mieć, ale chyba z poprzedniego sezonu i tak masz sporo dobrych wspomnień - zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata, dobre, 11. miejsce, w generalce, niesienie polskiej flagi na ceremonii otwarcia igrzysk?

- Generalnie sezon był naprawdę dobry. Zwłaszcza że przez kontuzję dopiero w listopadzie weszłam na deskę, a w grudniu zaczynaliśmy starty. Wyniki były fajne, chociaż szkoda, że tylko raz wygrałam i byłam na podium. Chciałabym cały czas wygrywać. To jest super uczucie.

Widzisz, co w Pucharze Świata w skokach robi Dawid Kubacki?

- No jasne! Rozmawiałam z nim po jego startach w Ruce. Był niezadowolony, że w drugim konkursie zepsuł skok i z pierwszego miejsca spadł na szóste. Wiedział, że mógł tam wygrać, był ogólnie bardzo dobrej myśli. Spodziewam się, że on w tym sezonie wyskacze dużo świetnych wyników. A że ja też jestem z Nowego Targu, jak on, to liczę, że i ja sprawię, że o naszym mieście będzie głośno nie tylko dlatego, że jest w nim duży smog, ha, ha!

Pomówmy o innym skoczku, a dziś prezesie. Adam Małysz przekonuje, że stara się, by Polski Związek Narciarski dbał nie tylko o skoczków, ale i ludzi z innych dyscyplin. Czujesz to? Czy coś się tobie, wam, poprawiło?

- Mamy w końcu w teamie serwismena, więc jest super. Tego nam brakowało, pod tym względem naprawdę kuleliśmy na tle rywali. Bo nasz trener nie jest serwismenem, a to on musiał się zajmować przygotowaniem naszych desek. Było mu ciężko. Teraz mamy fachowca ze Słowenii, nie musimy się zupełnie martwić czy wszystko będzie dobrze i też my, zawodnicy, zyskujemy więcej czasu, bo nie musimy przy tym pomagać, a trenerowi pomagaliśmy. Serwismen robi wszystko, naprawdę super, że po tylu latach go mamy i wiemy, że on na pewno wszystko zrobi jak trzeba.

A jaka jest twoja sytuacja finansowa? Za ósme miejsce na igrzyskach masz ministerialne stypendium, ale to by chyba nie wystarczyło, żebyś mogła tylko trenować i nie myśleć o jakiejś pracy?

- Ale na szczęście jestem żołnierzem zawodowym. Jestem w Centralnym Wojskowym Zespole Sportowym i o nic się nie muszę martwić, bo mam naprawdę bardzo dobre wsparcie. Do tego dochodzą stypendia i nie jest źle. A w Pucharze Świata chcę sobie dorobić, żeby mieć na budowę domu. Mam kolejną motywację, żeby wygrywać!

U was nie płacą ani tak znakomicie, jak w narciarstwie alpejskim, gdzie za zwycięstwo jest 45 tysięcy franków szwajcarskich, ani tak dobrze, jak w skokach narciarskich, prawda?

- Niestety, u nas płacą tylko za miejsca 1-10. Za dziesiąte jest 100 euro. Za zwycięstwo dostaje się 10 tysięcy minus podatek, czyli prawie tak samo jak w skokach [12 tys. franków]. Wiem od chłopaków, że u nich jest płatne za miejsca 1-30 i są dodatkowo pieniądze za wygranie kwalifikacji [3 tysiące franków]. Mam trudniej zarobić, ale zamierzam być regularnie w top 10 i jak najczęściej na podium, więc nie narzekam. Cieszę, że czuję formę i dobrze wyglądałam na ostatnich treningach, mimo sporych trudności, które miałam w przygotowaniach.

Co się działo?

- Miałam połamaną kostkę i problem z palcami. Na treningu, na stadionie, na płotkach źle stanęłam i kostka poszła. Długo ją leczyłam, ale na szczęście już mi nie przeszkadza w jeździe. Dużo pracowaliśmy z fizjoterapeutą, dużo było różnych zabiegów i jest dobrze. Natomiast palec prawej ręki uszkodziłam na rowerze. Kiedyś już miałam to miejsce operowane, miałam zerwane więzadła, a teraz doszło do zwichnięcia kciuka, palec był nastawiany, bolał i przez jakiś czas bałam się normalnie jeździć na desce, żeby tylko nie upaść i nie pogorszyć sytuacji, żeby nie była potrzebna operacja.

Do tego figle płatała nam pogoda. A to gdzieś za bardzo sypał śnieg, a to śniegu wcale nie było, a to niedawno w Finlandii przez 10 dni lał deszcz. Nie było łatwo. Ale naprawdę od początku chcę walczyć o podia i o połapanie w Polsce fanów. Bardzo liczę, że coraz więcej ludzi będzie kochać jazdę na desce, jak ja. Nastawienie to więcej niż połowa sukcesu. Głowa, głowa, głowa!

Więcej o: