Zamieszanie wokół Polskiego Związku Curlingu ciągnęło się od prawie trzech lat. W 2019 roku Ministerstwo Sportu podjęło decyzję o złożeniu do sądu wniosku o likwidację związku. To zbiegło się w czasie z decyzją Światowej Federacji Curlingu (WCF) o zawieszeniu PZC w prawach członka. To znaczy zaś, że polscy zawodnicy nie mogą startować na arenie międzynarodowej.
WCF wyciągnęła pomocną dłoń w kierunku polskiej federacji, podając sześć punktów, które ta musi wypełnić, aby wrócić w międzynarodowe struktury. Minęło sporo czasu, ale do tej pory żadnego z wymogów nie udało się spełnić.
Rozprawy sądowe w sprawie wniosku polskiego ministerstwa były wciąż przekładane. Postępowanie zakończyło się jednak ostatecznie 23 sierpnia tego roku. Sąd przychylił się do wniosku ministerstwa. W uzasadnieniu pojawiły się wskazania na ciągłe łamanie prawa przez PZC.
"Nieprzekazywanie organowi nadzoru (tj. ministrowi sportu i turystyki) sprawozdań finansowych z lat 2017-2020, działanie przez trzy lata (2018-2021) bez prezesa, niewykonywanie przez Komisję Rewizyjną statutowych obowiązków tj. przeprowadzania kontroli działalności PZC, a także naruszenie przepisów ustawy o rachunkowości i kodeksu cywilnego przy niezgodnym z przeznaczeniem wydatkowaniu dotacji. Sąd przyznał, że sytuacja ta ma miejsce od wielu lat i nie ma warunków do przywrócenia działalności zgodnej z prawem i statutem" - cytuje radiogol.pl.
To pierwsza taka sprawa dotycząca polskiego związku sportowego. Zarówno jeśli chodzi o wniosek ministerstwa, jak i samą decyzję sądu. Warto jednak podkreślić, że PZC może jeszcze się jeszcze odwołać, bo postanowienie nie jest prawomocne.
PZC kilka miesięcy temu założył też sprawę przeciwko WCF w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu w Lozannie. Ta wciąż oczekuje na rozpatrzenie.