Polak odpiął wrotki, a Kolumbia już czekała. "Do mnie nie dociera, co się stało"

Łukasz Jachimiak
- My dopiero zaczniemy zbierać plony - mówi Konrad Niedźwiedzki, dyrektor sportowy Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego i brązowy medalista olimpijski. W miniony weekend nieudanie w sezon wskoczyli Kamil Stoch i spółka. W tym samym czasie nasi łyżwiarze wywalczyli w Pucharze Świata aż pięć podiów. Skąd te sukcesy?

Arena Lodowa ma cztery lata. Halę w Tomaszowie Mazowieckim otwarto 14 grudnia 2017 roku. Natomiast tydzień temu otwarto w niej olimpijski sezon Pucharu Świata w łyżwiarstwie szybkim. Na podium na swoim lodzie wjechał wznawiający karierę Zbigniew Bródka. A tydzień później w norweskim Stavanger do starego mistrza wynikowo dojechali młodsi koledzy. Ci, dla których praca na wielkie sukcesy nie oznacza już ciągłego przebywania poza Polską.

Zobacz wideo Zbigniew Boniek o sytuacji z Robertem Lewandowskim: Mam wątpliwości. Jednej rzeczy zabrakło

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Dzień jak z najlepszego roku w historii

Trzecia na 500 metrów Kaja Ziomek ma 24 lata. Trzeci na 500 metrów Marek Kania to 22-latek. 37-letni Bródka rósł sportowo w innej epoce niż oni. A tak naprawdę dopiero kolejne pokolenie po naszych rewelacjach ze Stavanger ma nam wyrosnąć w warunkach dokładnie takich, jakie mają najlepsi na świecie.

- Zacznijmy od tego, że w Stavanger była normalna, mocna obsada Pucharu Świata. Trwają kwalifikacje olimpijskie, nikt nie lekceważy startów - mówi w rozmowie ze Sport.pl Konrad Niedźwiedzki. Cztery podia tam wywalczone (trzecia miejsca Ziomek i Kani oraz zwycięstwo drużyny sprinterskiej kobiet i trzecie miejsce drużyny sprinterskiej mężczyzn) plus podium Natalii Maliszewskiej w PŚ w short-tracku w Debreczynie (trzecie miejsce na 1000 metrów) to nasz drugi najlepszy weekend w historii - dodaje dyrektor sportowy PZŁS.

Lepiej polscy panczeniści spisali się tylko na początku grudnia 2014 roku. Wówczas w Berlinie dwa zwycięstwa na 500 m odniósł Artur Waś, na 1500 m wygrał Jan Szymański, bieg drużynowy wygrał nasz zespół w składzie Bródka, Szymański, Niedźwiedzki, a drużyna pań (Luiza Złotkowska, Katarzyna Woźniak i Aleksandra Goss) zajęła drugie miejsce.

Grudzień 2014 to był początek sezonu poolimpijskiego. Kilka miesięcy wcześniej Bródka zdobył w Soczi złoto, drużyna panczenistek srebro, a drużyna panczenistów - brąz. To był najlepszy rok polskiego łyżwiarstwa szybkiego w historii. A teraz, na dwa i pół miesiąca przed igrzyskami w Pekinie, zaczynamy nawiązywać do tamtego czasu.

Odpiął wrotki. A Kolumbia czekała

- Rośnie nam wspaniała generacja, nie mam żadnych wątpliwości. Ziomek, Kania, Andżelika Wójcik (jechała w drużynie z Ziomek i Natalią Czerwonką - red), Damian Żurek, Piotr Michalski (jechali w drużynie z Kanią - red), oni wszyscy, mają przed sobą jeszcze co najmniej jeden cykl olimpijski. I to w 2026 roku, a nie w 2022 powinni być w szczycie swoich karier. Co oczywiście nie znaczy, że teraz mają przegapiać szanse na sukcesy. Jeśli będą w stanie, niech zdobywają medale już w Pekinie. A mogą być w stanie - mówi Niedźwiedzki.

Na największą rewelację minionego weekendu wygląda Kania. - Do mnie nie dociera do końca to, co się stało. Moim założeniem było, żeby się utrzymać w grupie A, nie spaść, wyprzedzić kilku zawodników. Jak się dowiedziałem, że będę w dziesiątce, to już był szok, a to trzecie miejsce jeszcze do mnie nie dociera... jestem naprawdę bardzo szczęśliwy - cieszy się nasz sprinter.

- W zeszłym roku ten chłopak miał czas 35,6 s i wszyscy byli zaskoczeni. A teraz pojechał 34,6 i 34,8 s! To przejazdy na najwyższym, światowym poziomie. A przecież dopiero w grudniu będzie startował na najszybszym lodzie, w Salt Lake City i w Calgary. Tam będziemy wypatrywali rekordów Polski - mówi Niedźwiedzki.

- Cieszę się, że Marek zdecydował się w pełni postawić na łyżwy. Wiele razy o tym rozmawialiśmy. Zastanawiał się nad mistrzostwami świata na rolkach w Kolumbii, na które się zakwalifikował. Ale zobaczył, że jest bardzo blisko naszej czołówki, czyli kandydatów na igrzyska, i wybrał łyżwiarstwo. A teraz jego wyniki pokazują mu, że dobrze zrobił, podejmując trudną decyzję. Trudną, bo przecież to był zawodnik głównie ścigający się na wrotkach - opowiada dyrektor PZŁS.

16-latkowie najszybsi na świecie. "Technika idealna"

Takich chłopaków jak Kania, a nawet jeszcze młodszych i podobno jeszcze lepiej rokujących, mamy w kraju coraz więcej.

- Myślę, że jak już będziemy zbierać plony Tomaszowa i Zakopanego, gdzie wkrótce też będzie zadaszony tor, to możemy być w stanie zdobywać po kilka medali na igrzyskach - mówi Niedźwiedzki.

Jego zdaniem na razie jeszcze tych plonów nie zbieramy. - Taka Kaja Ziomek na pewno ma lepiej niż miało nasze pokolenie, ale naprawdę takie warunki jak rywale ma dopiero ta generacja łyżwiarzy, która od początku wychowuje się w hali w Tomaszowie. Nasi aktualni reprezentanci zaczynali jednak na torach naturalnych, a na nich często walczy się z warunkami, o przetrwanie, przez co nabiera się innych nawyków i nie ma się optymalnej techniki. Do tego traci się wiele czasu, bo tory naturalne oferują lód tylko przez około trzy miesiące w roku. Natomiast w Tomaszowie jeździ się przez sześć miesięcy - tłumaczy były panczenista.

Jako najlepsze przykłady szkolenia w Tomaszowie Niedźwiedzki wymienia podaje dwóch zawodników z rocznika 2005. - Szymek Wojtakowski praktycznie nie liznął otwartego toru i jego technika jest idealna. To junor z kategorii B-1. Najszybszy na świecie na 500 i 1000 metrów. Natomiast Kacper Abratkiewicz ma najlepsze na świecie czasy w kategorii B-2. To kolejny wychowanek hali w Tomaszowie - słyszymy od dyrektora PZŁS.

Jeździła garstka, jeździ 300 osób

Arena Lodowa zaprasza do jazdy od początku października do początku marca. A także przez miesiąc latem, w lipcu albo na przełomie lipca i sierpnia. Co bardzo ważne, hala jest dostępna dla bardzo szerokiej grupy łyżwiarzy.

- Kiedy byłem juniorem, to trenowałem praktycznie tylko na torach naturalnych. Czyli jak Stegny zrobiły lód z końcem listopada i rozmrażały go z końcem lutego, to miałem trzy miesiące. Do tego dochodziły dwa tygodnie w lecie dla szóstki-ósemki najlepszych juniorów w Polsce. Taką naszą grupkę wysyłano na zgrupowanie do Berlina albo do Inzell. A dziś po 300 osób jeździ sobie w Tomaszowie przez cały październik, listopad, grudzień, styczeń, luty i lipiec. Czyli przez sześć miesięcy, nie przez trzy-trzy i pół - mówi Niedźwiedzki.

I podkreślmy - prosi - bo to ważne, że teraz związek nie stawia tylko na tych, którzy się od razu wyróżniają. Jeżdżą wszyscy, również ci, o których na razie nie wiemy, czy będą dobrzy, czy nie.

"Głupotą byłoby twierdzenie, że nie jest mocną kandydatką"

Krótko mówiąc, w polskim łyżwiarstwie od niedawna zaczęło być tak, jak być powinno. Późno, bo późno, ale wreszcie przyszło przełożenie olimpijskich sukcesów (brąz drużyny pań z 2010 roku i trzy medale z 2014 roku) na poprawę warunków szkoleniowych.

I to jest największy sukces. Większy niż nadzieja na medale w Pekinie. W ich wróżenie Niedźwiedzki nie chce się zresztą bawić. Słusznie, bo trzeba zauważyć, że sprintów drużynowych, które dały nam w Stavanger dwa medale, w olimpijskim programie nie ma. A trzecie miejsca Bródki w mass starcie w Tomaszowie oraz Ziomek i Kani na 500 m w Norwegii to na razie tylko jednorazowe wystrzały.

- Na pewno głupotą byłoby twierdzenie, że mocną kandydatką do medalu w Pekinie nie jest Natalia Maliszewska. Skoro na trzech różnych Pucharach Świata zdobyła trzy medale na dwóch dystansach (złoto i srebro na 500 m, a teraz brąz na 1000 m), to widać jak jest mocna. Natomiast naszą liderkę z short tracku goni mocna grupa łyżwiarzy z toru długiego. Na razie oni wszyscy dają tylko nadzieję na udane igrzyska. Ale trzymajmy się tej nadziei - mówi Niedźwiedzki, który w Pekinie wystąpi jako szef naszej misji olimpijskiej.

Patrzmy na pretendentów

- Po weekendzie w Stavanger jestem większym optymistą, bo ja zawsze czekam, aż zawody zrobią z zawodników pretendentów do wielkich rzeczy. No i właśnie zrobiły - analizuje sytuację medalista z Soczi.

- Dla mnie pretendentem jest ktoś, kto w Pucharze Świata był w top 6. Mamy więc kilkoro pretendentów. Ale o ich szansach medalowych w Pekinie jeszcze nie odważę się mówić - dodaje dyrektor.

My też za dużo na razie nie mówmy. Po prostu patrzmy. Kolejne starty - w Salt Lake City - już od 3 do 5 grudnia. Jedźcie łyżwiarze, jedźcie!

Więcej o: