"Zachód słońca w Belo Horizonte jest piękny. Słońce dotyka każdej góry, wznosi się ponad nie i na koniec znów znika w morzu szczytów. Ten widok naznaczył moje dzieciństwo i sprawił, że zawsze chciałam podążać za zachodzącym słońcem. A teraz tutaj, w sporcie, udało mi się podążyć za moimi marzeniami, spełnić je. To mój osobisty zachód słońca" - pisze w nowej książce dla dzieci o swojej historii Jaqueline Mourao. Ta motywacyjna opowieść o tym, jak w Brazylii narodziła się kobieta gotowa później przez 30 lat rywalizować w trzech dyscyplinach, wystąpić aż sześciokrotnie na igrzyskach olimpijskich i której życie płynnie przeplatało się ze sportem, została wydana jako piękna bajka dla dzieci, choć jest oparta na faktach.
Mourao jako dziecko chorowała na astmę. Była częstym gościem szpitala w Belo Horizonte, gdzie robiono jej inhalacje. Z zazdrością patrzyła na dzieci, które rozwijają swoje pasje, zwłaszcza sportowe, których ona nie mogła doświadczać. Dlatego, gdy chorobę udało się zaleczyć, rodzice pchnęli córkę do sportu. To był początek lat 90., czyli czasu, gdy w Brazylii na popularności zyskiwało kolarstwo górskie. Ta dyscyplina bardzo spodobała się Mourao i chciała rozpocząć regularne treningi. Rodzice nie mieli jednak dużych pieniędzy, które pozwoliłyby jej uprawiać ten sport profesjonalnie. - Kask, rower, wszystko wypożyczałam. Trenowałam i uczyłam się sportu sama, nie miałam żadnego nadzoru. Nie było żadnego klubu, czy organizacji, która by mi pomogła - wspomina w rozmowie dla portalu quebechebdo.com. Na tym momencie musiała też podjąć ważną decyzję: poza sportem, który stanowił jej pasję, Mourao miała też edukację i studia na uniwersytecie medycznym w Petropolis. W wieku 17 lat wybrała kolarstwo zamiast medycyny. Za to uzyskała tytuł magistra fizjologii, a niedługo później dostała życiową szansę.
Zaproponowano jej staż w roli asystentki trenerów w World Cycling Center w Szwajcarii, gdzie miała okazję także na rozwój własnej kariery. - Miałam 23 lata, nie umiałam mówić po angielsku, ale wiedziałam, że to szansa na spełnienie moich marzeń o profesjonalnym sporcie. Chwyciłam ją obiema rękami - mówiła Mourao. Postęp w jej wynikach był ogromny. Potrafiła rywalizować z europejskimi zawodniczkami i stała się najlepszą zawodniczką w brazylijskim w kolarstwie górskim, a jednocześnie nadzieją na start w igrzyskach olimpijskich w Atenach.
Niewiele brakowało, żeby się na nich nie pojawiła - na mistrzostwach panamerykańskich, które miały dać jej upragnioną szansę, złapała gumę. Musiała wziąć udział w zawodach ostatniej szansy w Mont-Saint-Anne w Kanadzie, więc poprosiła znajomego trenera tamtejszej kadry o znalezienie miejsca, gdzie mogłaby przygotować się do nich i zamieszkać przez jakiś czas. Tak trafiła do domu biegacza narciarskiego, Guido Vissera, który startował na igrzyskach w Nagano. Swojego przyszłego męża, który później nauczy ją nart, ale wtedy był tylko gospodarzem, który przyjął ją do swojego domu. Mourao zakwalifikowała się na igrzyska i wystąpiła na nich jako pierwsza Brazylijka w kolarstwie górskim w historii. W konkurencji cross-country zajęła świetne osiemnaste miejsce. Wróciła do Kanady, gdzie wyszła za mąż za Vissera i została tam z nim na stałe.
Kanadyjczyk uczył ją jazdy na nartach, która na tyle zainteresowała Mourao, że zamierzyła sobie, że przygotuje się do igrzysk olimpijskich w Turynie w 2006 roku i wystartuje na nich jako biegaczka. Jednocześnie nie przerwała treningów kolarstwa górskiego, a w 2005 roku osiągnęła nawet swój największy sukces w karierze - wygrała zawody Pucharu Świata w maratonie rozgrywane w Mont-Sainte-Anne, wyprzedzając choćby dwukrotną złotą medalistkę olimpijską, Włoszkę Paolę Pezzo.
Budowała formę z marzeniami o kolejnych letnich igrzyskach, choć była także pochłonięta swoimi pierwszymi startami na nartach. W Turynie zajęła 67. miejsce na 10 kilometrów stylem klasycznym, a w 2008 roku w Pekinie była dziewiętnasta w cross-country, choć w Chinach miała nawet nadzieję na medal. Po tym starcie przestała startować w kolarstwie górskim i poświęciła się narciarstwu. Poza Turynem pojawiła się także na igrzyskach w Vancouver (66. miejsce na 10 kilometrów stylem klasycznym), Soczi (65. miejsce w sprincie stylem dowolnym) i Pjongczangu (74. miejsce na 10 kilometrów stylem dowolnym). W Rosji startowała także jako biathlonistka, zajęła 77. i 76. miejsce. Była tam także chorążym reprezentacji Brazylii.
Mourao przez lata wciąż myślała o straconych szansach w kolarstwie, które uprawiała tylko amatorsko. Tęskniła za rywalizacją, więc w 2018 roku zdecydowała się na coś, co większość osób uznałaby za kompletne szaleństwo - wróciła do profesjonalnego uprawiania tej dyscypliny w wieku 43 lat. I z 747. pozycji w rankingu UCI w maju 2018 roku w rok wspięła się aż na 36. miejsce. Obecnie jest 113. i przygotowuje się do wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Tokio.
W swoim kraju Mourao nadal jest dość popularna. - Gdy wracałam na Puchar Brazylii w kolarstwie górskim po przerwie w karierze, niektórzy czekali na mecie tylko na mnie - mówiła i podkreślała, że nie zastanawiała się, co inni myślą o jej wieku. - Jestem świadoma, jak moje doświadczenie w każdym ze sportów wpływa na moje ciało. Nauczyłam się, jak je wykorzystywać i to dlatego nadal mogę startować na najwyższym poziomie. Gdybym przez ostatnie 10 lat zatrzymała się i na jakiś czas zupełnie przestała być aktywna, na pewno trudno byłoby mi do tego wrócić. Myślę, że sport pozostanie moją pasją już zawsze - stwierdziła Mourao w rozmowie dla pedal.com.br.
Teraz wraca temat startów Jaqueline Mourao w biegach narciarskich. Brazylijka stała się ekspertką od egzotyki podczas mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym - co dwa lata od 2007 roku i wyjazdu do Sapporo wracała na MŚ, startując najpierw w biegu kwalifikacyjnym z reprezentantami krajów bez wielkiego doświadczenia w narciarstwie, w którym przybiegała w czołówce, co dawało jej miejsce w rywalizacji na 10 kilometrów stylem dowolnym lub klasycznym. Tak samo jest w Oberstdorfie, gdzie w środę w kwalifikacjach zajęła czwarte miejsce i 2 marca wystartuje na 10 kilometrów techniką dowolną z najlepszymi zawodniczkami na świecie. Awansowało łącznie dziesięć zawodniczek, a wygrała Łotyszka Baiba Bendika, która specjalizuje się w biathlonie.
- Biegi narciarskie to spore wyzwanie, początkowo musiałam się nauczyć wszystkiego o nartach, technice, smarowaniu. Teraz robię to już od 15 lat i to nadal moja pasja. Widzę, że moja ciężka praca popłaca. Jestem już doświadczona, ale wiele czasu zajęło mi zrozumienie tego sportu. Ciągle zmuszałam się do parcia naprzód - mówiła dla sportsinwinter.pl podczas mistrzostw świata w Seefeld Mourao.
Co jeszcze 46-letnia Mourao chciałaby osiągnąć w swojej karierze? - Chyba nie dołożę już sobie kolejnej dyscypliny, chociaż kto wie - śmiała się w Seefeld. - Mam nadzieję, że dam radę startować do igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2022 roku. Jeśli tam wystartuję, jako pierwsza w historii wezmę udział w zimowych i letnich igrzyskach w tym samym miejscu. Potem mogę już kończyć zawodową karierę - wskazywała. Start w Oberstdorfie najprawdopodobniej dał jej kwalifikację olimpijską jako najlepszej Brazylijce na MŚ i ma jej pomóc utrzymać motywację do historycznego osiągnięcia. Trudno jej w tym nie kibicować.